WYSOKA WIEŻA
To wysoka wieża
Uwierz mi, dużo schodów i komnat
W których trzeba się tłumaczyć z poprzednich
Kroków i obecności w cudzym łożu
Ale najpierw jest ten park
Długa aleja
Długa droga pełna argumentów
Ty w czerni chwytasz wszystkie
Cele i rzucasz się na oślep
Jak nietoperz
Ja czekam z monetą zardzewiałą
Z której już zeszło
Cierpliwe oblicze króla
No chodź, co tak stoisz, gotów jestem
Pomyśleć, że teraz ty się opierasz
Okryj się płaszczem
Ja lubię jak wiatr
Uderza w pierś i policzkuje
To takie filmowe
No wiesz
Jeszcze jak we włosach faluje
No dalej chamie, wiej!
— nie to nie do ciebie
Najwyżej się przeziębię
Chodźmy
A nam czas w drogę aż
Do tej wierzby
A tam dalej wieża, wieża na którą musimy wejść,
— a co dalej?
— Nie pytaj
Jeszcze nie teraz. Cieszmy się tym spokojnym dialogiem
W spokojnym tempie bolera
Nieśpiesznym krokiem ludzi, którzy mają za sobą
I nawet na te nimfy nie patrzą z tęsknotą
Nie adorują już ich, lecz ustępują miejsca młodszym
I piękniejszym
Patrz, już niedaleko wieża
Usilnie szukaj oczami konturów
I fundamentów
Już za nami fontanna
I jakoś dziwniej
Cieniste sylwetki
Czy może słabszy wzrok
Też masz to odczucie?
Pas autostrady strzępi
Się coraz bardziej
A teraz po schodach
Wiem, jest ich dużo
Krok, po kroku
I te cholerne stawy w kolanach
Dobrze wiesz, gdzie idziemy
Szepczemy
Ścigamy się z myślami
Czy już jutro będziemy antonimami
Aż krok po kroku do tej wieży
Zwieńczonej kulą
Rozejdźmy się do dwóch komnat
Jak muchy do oczu, z których dusza uleciała
Nie sposób zrozumieć tej jedności
Jak tylko skacząc tam
widząc mnogość uciekających chwil
Komentarze
Prześlij komentarz