PRZEBUDZENIA. DLA WSZYSTKICH ZASPANYCH

PRZEBUDZENIA (1990). WSTAWAJ, SZKODA ŻYCIA! Jest druga w nocy. Właśnie się obudziłem, odsypiałem poprzednią zarwaną noc. Za parę godzin znów poczuję senność, akurat wtedy, gdy powinienem normalnie funkcjonować i wykorzystać ten czas jak najlepiej. Póki co warto wykorzystać ten kawałek nocy na najbardziej odpowiednie kino o tej porze: „Przebudzenia”. Ten film nieustannie coś we mnie budzi: refleksję, smutek, wzruszenie, zachwyt nad zwyczajnymi rzeczami, które często tak umykają w tej gonitwie za czymś. Za czym? Nie wiem. Gdy już dobiegnę zdyszany, nigdy nie rozumiem, po co biegłem. A gdzieś w tej szpitalnej sali inni śpią jak zaklęte pomniki. Może dlatego biegam tak codziennie, by nie skończyć jak oni? Biegnę coraz szybciej, by załatwić milion nieistotnych spraw. Ale to jest oszukiwanie się. W życiu można zasnąć na wiele sposobów, będąc nad wyraz pobudzonym. „Przebudzenia” to niezwykły film Penny Marshall, którą niedawno pożegnaliśmy na zawsze, podobnie zresztą jak Johna Heard...