Posty

Wyświetlam posty z etykietą LI- RYKI

DŁUG-GŁUD

Obraz
Wypłacasz Stoisz Czekasz W bezpiecznej odległości lepiej Nie słyszeć Nie widzieć PINU Nie rozszyfrować Brudnego sumienia Znowu pożyczka Kredyt Zaufanie Klękanie Prośba Zrozumienie Dialog Ciepły głos zza kraty Zza okienka Kiwanie głową Bicie się w pierś Już po fakcie Wszystko oddam, zmienię się Kolejny dług Gwarancje spłaty Może niespłacony Nóż na karku Jak poprzednio Jak będzie teraz? O kolejność rzeczy zdarzeń mądrzejsi Wchodzisz Zwierzasz się Ktoś wybacza Klękasz Żałujesz Roz grzech Wypłata gotów Świeże miny nominały papiery za miesiąc znowu staniesz poczekasz ktoś przed tobą wypłaci ktoś będzie zmęczony ale jeszcze wypłaci ci przebaczkasę Z innego czasu Każdy żyje na kredyt A inni wierzą w siebie

PODCAST (SŁOWNE WARIACJE)

Jak kretyn siedzę przed mikrofonem i próbuję przywołać ją w me usta, zwrócić jej uwagę, porozmawiać o gustach. Lecz ona — wyniosła dama — poza moim zasięgiem, poza moim zaklęciem. Snuje się dumna po korytarzach milczenia i jedyne na co mnie stać to poddańcze westchnienia. Jakże ją zatrzymam, jakże śmiałbym na taśmie — cisza — a zdjęcia? Pusta klisza. Reszta sekretem. A ja jak kretyn. Siedzę tu przed mikrofonem. Jak Myśliciel Rodina — brak mi jej jak nikogo innego. Moja wielka wina. I cóż z tego, że pan burmistrz się niecierpliwi, że mówi o wszystkim i o niczym, że się chwali i oskarża, że to skandal, że to szantaż. A potem jakiś Angol nawija swoim esperantem i obficie sypie żartem. I jeszcze wiele osób przejdzie przez ten konfesjonał: samotne matki, brudne gadki, nawróceni rockmani, szykowni buszmeni. Lecz ja już im nic nie poradzę. Bo wdowcem zostałem po swojej mowie. Bo może trzeba było słuchać więcej, aniżeli gadać.  

JAK SIĘ SPADA

  Zaczyna się od poczucia niskiej wartości Zaczyna się od kompleksów Zaczyna od dziwnego uczucia, mimo że masz te wszystkie gadżety, które mają twoi koledzy Jesteś wciąż wybrakowany Jesteś w tyle Starasz się dogonić ten blichtr, styl, to coś Co mają tamte dzieciaki Bogate, nie bogate Ale pewne swego Że gdy kroczą po chodniku Inni muszą zejść na bok Potrafiłbyś tak przejść z wyprostowaną głową? Prosto do celu Ignorujesz to pytanie. Kopiesz żwir, roznoszą się tumany kurzu Jesteś tylko sobą I martwisz się kolejnym pryszczem i tłustymi włosami Czasem potrafisz znieść te przezwiska Te złośliwe komentarze A czasem zapisujesz to siebie gdzieś głęboko w myślach Ostrym rylcem I nawet nie zdajesz sobie sprawy jak te wszystkie wyzwiska Wyżłobione twoją nadwrażliwością Będą rzutowały na twoim torze Powoli przestaniesz walczyć, a oddasz swoje życie schematom   Powoli przestaniesz wierzyć swoim głupim pomysłom Bo przecież ty nie możesz...

BOJĘ SIĘ

Obraz
  Słyszysz ten szept? Skowyt moich obaw i lęków Tuż tuż Szeptem Próbuję Objąć czule Krzyk Niczym odrzuconą kochankę Poduszka już miała dosyć Zbyt mokra I nieświeża Boję się Wierzysz mi? Boję się, że teraz gdy jeszcze spaceruję Tak sobie Troche zadowolony z siebie troche Jednak niepewny Boję się, że coś pęknie Że za pare lat Będę taki jak ten Obdartus Którego właśnie minąłem Że gdzieś w tej pogoni Zapomnę O tym co miałem odkryć w sobie Że nie będzie tak jak w filmie Nie odbędę głębokiej pielgrzymki Do swego ja By diametralnie zmienić swe istnienie I odbić swój ślad Śpieszę właśnie na promocję z samego rana Gotują się we mnie myśli Czemu jestem takim łowcą, takim materialist Który po byle szmatę pędzi Nie widząc nic Nadążasz za mym konduktem słów? Jesteśmy gdzieś w połowie Niebezpieczna przystań Tu jeszcze można zawrócić Ten most Tam skrzyżowanie Potem długa prosta Boję się, że to ta szrama Ten ...