PHIL COLLINS. BOTH SIDES. JEKYLL/HYDE
BOTH SIDES STORY Trzydzieści lat minęło od premiery tego albumu, podobnie jak od płyty Stinga „Ten Summoner’s tales”. To płyta zupełnie inna niż wszystkie, które dotąd wydał Collins. I dobrze. Choć trzeba przyznać, że dramatyczne kulisy nagrywania tego albumu przypominają trochę powstanie pierwszego solowego albumu perkusisty Genesis. Muzyk po raz kolejny się rozwiódł i przekroczył w metryce magiczną liczbę 40. W roku 1993 Collins pożegnał jednego ze swoich muzyków, zmarłego saksofonistę Dona Myricka, którego solo usłyszymy choćby w utworze „One more night”. To wszystko skłoniło artystę do zrobienia życiowego bilansu, wyciszenia się i przełożenia emocji na ciekawe piosenki. Jak sam Collins przyznawał w wywiadzie, mimo kryzysu emocjonalnego, pisanie piosenek do tej płyty szło nad wyraz łatwo. Powstało w sumie siedemnaście kompozycji. W okresie, gdy „Both sides story” było tworzone i promowane, Collins również wrócił do aktorstwa. Jak widać, na wszelkie kryzysy ...