INDIANA JONES. OSTATNIA KRUCJATA

Patrząc na przygody Indiany Jonesa można dojść do wniosku, że życie to ciągłe pożądanie cennych artefaktów. Biedni poszukiwacze przeżywają syndrom Golluma, będącego w pułapce pierścienia. Po długich mękach wreszcie następuje ta magiczna chwila, gdy poszukiwane skarby objawiają się nam w pełnej krasie, lśniące, wiekowe, ze swoją historią, tak jak Klejnot Oceanu w filmie „Titanic”. Jeszcze parzą nam ręce, a w ostatniej chwili wyślizgują się i znikają w oparach tajemnicy… albo w dłoni naszego rywala, który na dokładkę wali nas pięścią między oczy. Było tak blisko, a potem największą sztuką jest odpuścić sobie. Nakładamy kapelusz, którego rondo przysłania wstyd, zaciskamy bicz i idziemy dalej, mając obok siebie wiernych towarzyszy, z którymi warto było przeżyć tą przygodę. Pamiętam, że ten film obejrzałem po raz pierwszy na kasecie VHS z drobnymi zakłóceniami, ale i tak zabawa była przednia. Wtedy zwracałem uwagę na humor, akcję i rekwizyty. Potem, już jako dorosły doceniłem też ...