WSTĘP
Jeśli już tu zajrzałeś, to muszę cię ostrzec. To nie jest blog o majsterkowaniu, gotowaniu, kreatywnym podejściu do życia, samorozwoju czy inwestowaniu. To blog poświęcony w większości popkulturze, głównie filmom, czasem muzyce. Znalazło się tu także miejsce na własną twórczość autorską (rysunki, wierszyki, próby literackie), by zadośćuczynić swoim egotycznym zachciankom. Inne formy mojej działalności znajdziecie na stronach:
Rok 2023 dobiega końca i wypada go jakoś sobie podsumować, zrobić coś niezwykłego, popuścić wodze fantazji. Jako że nie należę do osób, które zdecydowałyby się na skok na bungee, to postanowiłem założyć takiego oto bloga o dziwnej nazwie: „Księga puzzli”. Ostatnie lata domowej izolacji (koronawirus) sprzyjały uporządkowaniu ksiąg podatkowych i albumów wspomnień, które kurzyły się nam na półkach. Przez lata nasiąkłem jak gąbka tymi wszystkimi filmowymi obrazami, cytatami, scenami i chciałbym teraz to z siebie wypisać, przerobić te wspomnienia na teksty — jakby polecał Barthes. Uwolnić pamięć, by zapomnieć — jak podpowiadał Umberto Eco w „Tekście jako fabryce zapomnienia”. Pisać, by popuścić z żył nadmiar żółci, frustracji. Pisać krwią — jak doradzał Nietzsche. Idealnie do tego nadaje się blog, który prowokuje do rewizji swoich poglądów, narzuca dyscyplinę. Wreszcie, daje możliwość poukładania tej chaotycznej playlisty w jakiś sensowny ciąg DNA, w którym odbiły się nasze wspomnienia. A nade wszystko jest to próba dla tego, co gdzieś skrycie sobie tworzyłem, by poddać to teraz sądowi publiczności, która albo zmiesza mnie z błotem albo doradzi, co jeszcze mógłbym poprawić w swojej tzw. „twórczości wszelakiej”.
Ten stek różnych treści nazwałem szyldem: KSIĘGA PUZZLI, co tłumaczę jako Przegląd Ulubionych, Udanych Zestawów, Zbiorów, Liryków, Ilustracji, po które sięgam i gram nimi, ustawiając w różnych konstelacjach na matrycy mej pamięci. Bawiąc się w te hasła i skróty, za przykładem Janusza Rewińskiego (z monologu kabaretu Tey) przedstawię się także jako FIUT. A FIUT to jest skrót od moich zainteresowań: FILM I UWENTUALNIE TELEWIZJA, ale także muzyka, sztuka szeroko pojmowana. Repertuar, jaki tu przedstawiam to filmy już minione, zapomniane lub po prostu produkcje kultowe, o których przyjemnie jest znów pisać, mimo że setki innych wielkich krytyków i redaktorów już o tym dawno napisało. Ale zawsze można znaleźć coś jeszcze, jakieś inne połączenie między puzzlami, jakiś inny sens, czyż nie? Pocieszam się, naciskając uparcie REV i PLAY.
SIŁA FRAGMENTÓW
Wierzę, że każda piosenka, książka, film, po które kiedyś sięgnęliśmy, odbiły się i zamknęły w sobie jakiś cudowny moment z naszej przeszłości. Te wszystkie dzieła sztuki są jak szkatułki, w których są zawarte minione chwile naszego życia. Sięgamy po nie, by cofnąć się w czasie. Emil Cioran pisał w „Pokusie istnienia”, że z dzieła jako takiego przetrwają jedynie „dwa, trzy momenty: przebłyski wydobywające się z kupy szmelcu”. Oczywiście te „momenty” dla każdego odbiorcy będą różne. Bo przecież nigdy nie jest tak, że pamiętamy całe zdarzenie. Nigdy nie jest tak, że podoba nam się wszystko w danej rzeczy, zjawisku, osobie. Każdy ma wady i każdy ma zalety. Reszta to wybiórczy montaż tego, co nam najwygodniej przyjąć, co chyba najlepiej rozumieją montażyści filmowi i PR-owcy. Po prostu zawsze dokonujemy sprytnego sumowania wad lub zalet.
Ciągle żalimy się, że wciąż tylko spadają nam pod nogi te małe okruchy, które trzeba uważnie oglądać, wyostrzać słuch, węch, wzrok. Ale chyba lepsze okruchy, które wzmagają apetyt, ciekawość, niż obfita uczta, po której nie chce się wstać od stołu. Te małe wskazówki, podpowiedzi, które pomagają nam, gdy nagle rozbijamy się na kawałki w momentach kryzysów. Gdy już wypłaczemy rzekę łez, nagle z pamięci wynajdujemy te sceny, gdzie bohater filmu miał jeszcze gorzej. Pamiętamy, jak on sobie dał radę. Lecz po chwili rozsądek podpowiada, że to przecież tylko dobrze napisane scenariusze, bajki. A jednak w tych zapamiętanych fragmentach jest coś uzdrawiającego. Nagle tekst piosenki i scena filmowa zaczynają do siebie pasować i do sytuacji, którą właśnie przeżywamy. Czujemy się tak, jakbyśmy odnaleźli wyjście z labiryntu, ukryty most pomiędzy dwoma brzegami, jakiś drogowskaz w chwilach niepewności i rozpaczy.
KSIĘGA KSIĄG
Pozwól drogi czytelniku, że jeszcze bardziej rozwinę ten temat księgi jako metafory naszej pamięci, a może i też naszego przeznaczenia zawieszonego między dwiema okładkami albumu, do którego gromadzimy te wszystkie dźwięki, sceny, cytaty. Chcąc czy nie chcąc, przez lata tworzymy sobie taką księgę, która w chwilach opresji, kryzysach jest naszym wsparciem, przewodnikiem po meandrach życia.
W „Imieniu róży” autorstwa Umberto Eco jest tam taka scena, gdy Adso, narrator książki, mnich powraca na zgliszcza spalonego opactwa, szuka ksiąg, fragmentów, by z popiołów wskrzesić wiedzę dawnych mistrzów. Każdy szuka tej księgi mądrości, choć różnie ją nazywa: Schulzowska księga, markownik, Biblia, album ulubionych fragmentów, składanka greatest hits of life. Ale jakkolwiek byśmy to nazwali i skompletowali na swoją filozofię i modłę, zdamy sobie sprawę, że wszyscy w tych fragmentach i cytatach mówią o tej samej opowieści, złożonej jednak z różnych puzzli prywatnych doświadczeń.
„Opowieść ta zaczęła swą zdumiewającą wędrówkę z księgi do księgi[i]” i „Być może zauważyłeś, czytelniku, że książki, które naprawdę kochasz łączy ze sobą tajemna nić”[ii] – nić opowieści, która wyprowadzi nas z labiryntu jak Tezeusza. Przypomnijmy sobie jak bohater książki „Pierścień królowej Loany” tworzy z popkulturowych dzieł swoją składankę, dzięki której powoli odzyskuje pamięć. „Tu bohater komiksu, tu wspomnienie i tak krok po kroku, aż w tym ciemnym tunelu amnezji widać wreszcie jakieś światło i cel. „Cytaty są dla mnie jedynymi latarniami we mgle[iii]” a potem „(…) przekształcić te fragmenty w całe zdania, a z tych z kolei zbudować powiązaną opowieść[iv]”, własną nar-rację.
[i] R. Przybylski: Sardanapal. Opowieść o tyranii. Wydawnictwo Sic! Warszawa 2001, s. 43.
[ii] C.S. Lewis: Problem cierpienia. Przeł. A. Motyka. Wydawnictwo Esprit. Kraków 2010, s. 181.
[iii] U. Eco: Tajemniczy płomień królowej Loany. Przeł. K. Żaboklicki. Wydawnictwo Noir sur blanc. Warszawa 2005, s. 71.
[iv] A. Łuria: Świat utracony i odzyskany. Historia pewnego zranienia. Przeł. A. Kowaliszyn. PWN. Warszawa 1984, s. 93.
Komentarze
Prześlij komentarz