DEFICYT UWAGI

Początek dnia, godzina ósma. Optymalnie. Choć pewnie można było wstać wcześniej, mieć już za sobą porządny jogging, zimny prysznic i całkiem świeże nastawienie do nadchodzącego dnia, jak polecają specjaliści od życia. Już czuję jak dygresja rodzi dygresję. Zamiast listy wyrasta rozłożyste drzewo pełne przypadkowych wątków

 

Jest po ósmej, cały dzień na zdobycie nowej umiejętności. Cały dzień na podbój życia. Czujesz skurcz, niepokój. Kolejna herbata, może ciastko. Dobrze wiesz, że tych herbat będzie przynajmniej dwadzieścia. Musisz siebie nagrodzić. Między herbatami coś jeszcze. Niepokój wzrośnie niebezpiecznie. Miałem dzisiaj się uczyć i coś pisać. Hej, może zrobię najpierw pranie? Dobra myśl. Uwielbiam sprzątać ten mały bałagan, jaki mam wokół siebie. To zawsze znaczy, jak intensywnie pracowałem i siebie oszukiwałem. Tutaj pranie, tu odkurzanie, zmywanie podłóg, a potem może jeszcze naczynia. Wszędzie błysk, ład. Nie wiem, co sprzątać i przecierać. Chciałbym jeszcze w swojej głowie poukładać myśli wedle katalogów. Monitor komputera, przygotowane zadania. Zasiadam. Sprawdź pocztę. Koniecznie. Logowanie, przekierowanie. I youtube i playlista. Sprawdź koniecznie, może coś się przyda. Wiadomości, wieści, sensacje. Oooo, ktoś do mnie napisał.

Czuję się zaszczycony, nawet jeśli to tylko gazetka sklepu. Muszę ją przejrzeć, by być na bieżąco ze wszystkimi nowościami. Muszę już wiedzieć, co powinienem kupić, by znać te wszystkie promocje. Muszę. I nowe okno na pulpicie. Co tym razem? Talia kart nieograniczona. Muszę wszystkie odkryć i przebyć ten dystans. Jak? Wzdłuż i wszerz. Rozejrzyj się. Na tej bieżni jest jeszcze mnóstwo filmów. Czuję, że muszę je wszystkie sprawdzić, sprawdzić tych ludzi, którzy zarabiają na mojej uwadze. Tak właśnie jest codziennie. Moja uwaga, moja koncentracja jest rzucana jak niewinna istota na pożarcie. Zerkam na zegarek. Jest jeszcze wcześnie, ale to zwodnicze myślenie. To jeszcze ta naiwna nadzieja, a z każdą kolejną godziną czujesz, że już nie możesz. Nie potrafisz się skupić, rozróżnić priorytetów. Słuchasz wszystkiego i wszystkich. Bo warto znać opinie pierwszorzędnego youtubera i tego profesora, który przez dwie godziny używa inteligentnych sformułowań. Warto wszystko wiedzieć i poznać. I jeszcze ta piosenka podkreślająca mój nastrój. Tylko trochę, parę minut, tak na rozgrzewkę. Herbata? Z przyjemnością. Ciasteczko? Tak dla energii. Śniadanie? Może coś jeszcze przygotuję. Nożem rozcięta wielka ambitna powieść. Zaledwie plasterki porozrzucane wszędzie. Ale mam tłuste włosy, będzie masło. Potem jeszcze łazienka. Trzeba być czystym i pachnącym, gdy zmierza się do biurka. No i jestem. Już dziesiąta? Kto ukradł tamte minuty. Widzę jak biegnie za oknem. Nigdy mu tego nie daruję. Herbatka? Może z miętą. Dziękuję. Och, jak pięknie paruje. Jak ten czas leci i skrapla się w ołowianych chmurach. I pada deszcz. I chce mi się płakać. Melancholia i tęsknota za utraconą minutę, podczas której mógłbym zmienić odrobinkę swoje życie. Zagryzam wargi, gryzę paznokcie. Muszę coś robić, choć tak naprawdę nie robię.

Ale dziś sobie obiecałem, że to zaplanuję, skończę, że przejdę przez ten pozornie prosty korytarz i nie otworzę żadnych drzwi, nie zatrzymam się w żadnym z pokoi, a jednak już coś skrzypi. Już coś mnie intryguje, zastanawia. Muszę to sprawdzić. Idę ostrożnie, pierwsze drzwi się uchylają. Patrzy zalotnie i przyzywa mnie palcem. Mnóstwo zmysłowych widoków. Te kształty, oczy, usta. Czy można się oprzeć. W każdym kolejnym pokoju mijanym na tym korytarzu kolejne kuszące spotkanie. Herbatka. Oczywiście. Ale już mi noga drży. Trochę więcej wody. Jakieś nowe wiadomości? Odłącz sieć! Ale czy to nie grzech ignorancji! Jakiś skandal. Muszę to przeczytać, muszę wiedzieć, czy on jest niewinny. Już jedenasta. Zegar nie ma litości. Co ja właściwie miałem zrobić. Zerkam w notatki. Gdzie jest cel. Jedziesz samochodem i dookoła mnóstwo billboardów zapraszających cię do innego uniwersum spełnienia. Uwaga, znak drogowy! Mniejsza o to. Uwaga pieszy. Nieważne. Gdzie jesteś naprawę? Czy zauważyliście, że nic tak naprawdę nie napisałem? Krótko i na temat. Nie mogę się skoncentrować. Krzesło za twarde i tył i jakiś obolały. W brzuchu burczy. Jakoś sennie, niewyraźnie, nudnie. Migrena? Może drzemka. Sen jest zdrowy. Dopiero co spałem, ale może wciąż za mało.

Niezwykłe, ile ludzkość stworzyła rozpraszaczy i jak coraz trudniej odrobić swoją pracę domową na poletku.

I jak wiele dziś specjalistów od koncentracji

 

Mój Boże jak trudno zrobić tą jedną, jedyną rzecz o którą nas proszą. Zaiste koncentracja to musi być wspaniałe uczucie. Podobno tylko w gniewie jesteśmy mocno skoncentrowani. Ja gniewam się, że puściłem tyle chwil. No dalej! Spoliczkuj się! Uderz, zacznij.

Chwila, musze sprawdzić, co dzieje się na świecie. Jedno kliknięcie i całe okno pełne małych okienek, małych światów, baniek mydlanych, w których na chwilę chciałbym być

Jedno kliknięcie, opinie, komentarze. Może jakiś soundtrack. Już gotowa playlista – jakieś dwie godziny moich ulubionych. Rany. Chcę być każdym i chce być wszędzie. Hej dziś o poranku napisze wielką powieść, chociaż jeden rozdział, no akapit, stronę… jedno zdanie, które będzie cytowane przez młodych i gniewnych, chociaż jedno słowo, od którego świat się zaczyna.

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE