GRAFITTI PRAWDĘ CI POWIE

 

Od wielu, wielu lat mieszkańcy wielu dzielnic zadawali sobie pytanie: kim jest ten tajemniczy artysta, który zdobi ich mury dziwnymi grafitti? Albo kim jest ten cholerny wandal, który tak niszczy elewacje ich domów? Wielokrotnie próbowano zrobić na niego zasadzkę i schwytać w momencie gdy malował. Nikomu się to nie udało. Wydawało się, że ten ktoś ma oczy z tyłu głowy i doskonały słuch. Zawsze w porę się zwijał, gdy jaki łowca, dozorca, ktokolwiek zbliżał się jego kierunku.

Dzielnicowy Wallace szczególnie obrał sobie to za punkt honoru, by schwytać wreszcie tego artystę, który akurat tą dzielnicę szczególnie lubił przyozdabiać różnymi bohomazami. Zazwyczaj nie miał tu zbyt wiele roboty. Miał już swoje lata i żadnych większych sukcesów za sobą. Był zwykłym dzielnicowym, który przechadzał się między kamienicami i jedyne na co się przydawał, to żeby upomnieć dzieciaki, by nie zabierały sobie cukierków. Czasem pomógł przenieść zakupy jakiejś staruszce, czasem interweniował na przejściu dla pieszych. Uliczny artysta był jego gwiazdą numer jeden, którą chciał wreszcie dorwać. Z przyjemnością brał nocne dyżury i przechadzał się ulicami, sprawdzając, gdzie tym razem powstanie jakieś dzieło sztuki z wyzywającym hasłem. Spędził tak pięć nocy i równie pięć dni musiał odespać na równie nudnej służbie. Wreszcie po tygodniu nastąpił przełom zauważył kogoś podejrzanego przy murze. Nawet go dogonił, ale okazało się, że to Terry Springfiled, który właśnie wychodził od dziewczyny… przez okno. Ku jego zdziwieniu mieszkańcy odnotowali nowe malunki powstałe przez ostatni tydzień. Artysta wyraźnie śmiał się w twarz posterunkowemu.

Wallace postanowił się przygotować lepiej do konfrontacji z artystą. Zaopatrzył się w farbę fluoroscencyjną i pistolet do paintballa. Ruszył na swój rutynowy obchód około godziny jedenastej w nocy. Odnotował tylko psy, koty, jakiegoś włóczęgę, którego nawet nie warto było legitymować. Choć przez chwilę podejrzewał, że to może ten artysta. Ale chodziło o to, aby go nakryć na gorącym uczynku. Mieć dowody. Ruszyła dalej ulicą Duncana. Cisza. Wreszcie w małym podwórku zobaczył jakąś postać, która przy niewielkiej lampie coś malowała. Przygotował swój pistolet i zaczął strzelać do artysty, który od razu szybko się spakował i ruszył ulicami. Wallace biegł za nim i strzelał, pudłując to tu i tam, naznaczając niemal każdy budynek i chodnik żółtym kolorem.

Wreszcie przy latarni trafił zbiega, a ten po chwili zaczął świecić ostrym kolorem. Szybko jednak pozbył się bluzy, którą przechwycił Wallace. Biegli dalej. Wreszcie dotarli do ślepej uliczki. Artysta dobiegł do muru, pewnie chciał go jakoś przeskoczyć, ale zupełnie mu nie wychodziło. Wallace się roześmiał, dogonił graficiarza i złapał go za bluzkę, ale w tej samej chwili doznał szoku, bo całe ubranie opadło jak kurtyna. Koniec przedstawienia. Policjant zdał sobie sprawę, że nigdzie nie było ciała, które owe ubranie by okrywało. Jakby pękł balon i zostały po nim strzępy. Wallace się rozejrzał, leżały przed nim tylko ubrania, które nawet mocno śmierdziały potem, ale ciała nigdzie nie było. Była za to reklamówka z tymi cholernymi puszkami farbami. I nic poza tym. Wreszcie dało się słyszeć syrenę policyjną. Policjanci wysiedli z radiowozu i rozejrzeli się po ulicy, wreszcie dostrzegli Wallec’a. Jeden z nich wyjął kajdanki i powiedział z satysfakcją.

 — Więc to tak? Rozrabiamy na ulicach? — Policjant przejął od zdziwionego Wallace’a pistolet do paintballa i wskazał na ślady na ulicy, a potem sprawdził puszki po farbach. Podejrzliwe spojrzenie policjanta z radiowozu przewiercało dzielnicowego na wylot.

 — Właśnie go ścigałem. — Wallace wskazał na bluzę, którą trzymał.

 — Tak, ścigałeś… siebie. — Policjanci od razu wzięli dzielnicowego do radiowozu i zawieźli na posterunek. Wallace zarzekał, że czyhał na artystę i prawie go miał. Podczas rewizji mieszkania Wallece’a znaleziono u niego cały zapas puszek z farbami i liczne malunki na ścianach, a także matryce do błyskawicznego malowania na murach w warunkach „ekstremalnych”, gdy jest się ściganym.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE