BARBÓRKA. ŚLĄSKA BAŚŃ O KOPCIUSZKU I GWIAZDORZE

 



Dawno, dawno temu, pośród szarych mgieł i czarnych chmur, jakie co rano wypuszczały z siebie brzuchate potężne kopalnie, żyła sobie księżniczka Basia, która jak wiele dziewczyn z jej regionu pracowała ciężko w kopalni. Rano koło czwartej już śpieszyła autobusem do czarnego kombinatu kopalni, a jej biała buzia szybko zamieniała się w szarą i czarną. Miała także czarne włosy i czarne oczy, których czar niejednego chłopaka czarował. Lecz Basia wydawała się niezdobyta.

Tak mijała jej szychta za szychtą na sortowni węgla, gdzie odkładała czarne fragmenty węgla, znajdując czasem na nich geologiczne ślady paproci. Bo trzeba wam wiedzieć, że Basia skończyła technikum, a geologia to jej specjalność. I właśnie tu na kopalni dziewczyna ta znalazła swoje miejsce przyglądając się codziennie czarnym kamieniom z dna ziemi śląskiej. I tak czas mijał na pracy i plotkowaniu z koleżankami o najnowszym odcinku serialu „Makler”, gdzie główną rolę grał Jakub Skowerski vel Alex Szwarc, bożyszcze kobiet. To jedyna taka atrakcja w tej monotonnej pracy: plotki i czas do domu.

A dom ten był częścią jednego z wielu familoków, gdzie Basia mieszkała z rodzicami, z bratową i bratem. A ojciec Basi też był kiedyś górnikiem i szczycił się tym, że przeżył poważną katastrofę. Tak poważną że aż sam Gierek do niego przyjechał. Stary ojciec dożył dziwnych czasów, w których jego córka po technikum pracuje w kopalni zaś syn prowadzi małą kwiaciarnię: „chłop sprzedajo kwiotki” – nie do pomyślenia dla hajera przodowego. A na dodatek Basia wciąż zdaje się być taką outsiderką, która nie zdradza ochoty na jakiekolwiek choćby miłostki. Śląska dziewczyna zupełnie wymyka się ze stereotypów i tradycji. A wszędzie przecież dookoła silni, dobrze zbudowani górnicy, którzy chcieliby mieć taką żonę.

Na przykład taki Andrzej, oczywiście że górnik, często chodzi za Basią, ale spokojnie to nie wampir, choć Robert Talarczyk wcielający się w tego poczciwego górnika, wcześniej zasłynął rolą Wampira w serialu „Kryminalni”. Mimo, że Andrzej uprzejmy, że kupi parę róż i trochę waty cukrowej, Basia w głębi duszy marzy chyba o czymś innym. Może chciałaby zmienić scenografie swego życia. Zamienić te szarości i czernie na weselsze barwy. Zamyka oczy, nawet nie wie, że między snem a rzeczywistością jest cienka granica. Niech zjawi się książę, który zabierze ją z tego czarnego padołu.

Oto przyjeżdża na Śląsk właśnie Alex Schwarc, gwiazdor serialu „Makler”, produkcji, będącej w gruncie rzeczy chłamową telenowelą, w której grać wstydziłby się niejeden szanujący się aktor. Ale w końcu z czegoś trzeba żyć, a ideały, ambicje aktorskie schować na niewykorzystane castingi. Jakub Skowerski ma już dosyć tego serialu i tego, że wszyscy dookoła nazywają go Alexem, jakby już został zaszufladkowany w swoim świecie. Chyba wpadł w pułapkę jednej roli. Gdzieś w głębi myśli o takiej ucieczce jak Basia. Póki co pozostaje mu chodzenie na różne castingi do ambitnych produkcji i karmienie się nadzieją, że tym razem go wybiorą. A na razie musi on dzielnie dzierżyć brzemię aktora popularnego, utożsamianego z tandetną telenowelą. Żeby się znieczulić, Jakub popija sobie z piersiówki i zmęczonym wzrokiem patrzy za oknem pociągu na posępny śląski krajobraz. I pomyśleć, że dla tych ludzi zachwycających się tą głupią telenowelą jest prawie jak Bóg. Oto wielki aktor przybywa z Warszawy, aby uświetnić swoją osobą święto Barbórki. Ale co to w ogóle za pomysł, by na święto górnicze zapraszać aktora grającego w telenoweli, który ma tyle ma wspólnego z tradycją górniczą co frytki z żurkiem?! Echh, zła metafora. No ale Jakub jest na topie, a taki ktoś zawsze przyciągnie publiczność. Przedsiębiorczy manager Jakuba zapewnia go, że takie imprezy to obopólna korzyść: promocja kopalni i aktora, który próbuje mimo wszystko wyjść ze swojej szufladki serialowego amanta.

Zresztą czym tu się przejmować. Czy to taki wielki wysiłek? Rozdać trochę autografów, zrobić parę pamiątkowych fotek, uśmiechnąć jak nigdy przedtem i znów znieczulić alkoholem, by zapomnieć o tych żenujących chwilach. A kto ma witać naszego amanta chlebem i solą na kopalni? W wyniku różnych okoliczności okaże się, że to młodziutka Baśka w brudnym stroju, w „górniczym makijażu”, kobieta pracująca, córka Śląskiej ziemi powita naszego gwiazdora. Ale to dopiero początek. Potem jeszcze wpisanie się do księgi gości. Tu znów Jakub się przekona, że ludzie przede wszystkim pamiętają go jako Alexa Szwarca, jego serialowe alter ego, a nie jego samego jako Jakuba. Sam dyrektor kopalni prosi, by właśnie podpisać się jako Alex, by „ludzie wiedzieli o kogo chodzi”. Zresztą nazwisko Schwarc dobrze kojarzy się z ciemnym odcieniem samego Śląska.

Potem obowiązkowy punkt program odwiedzin kopalni, czyli zjazd w dół, do podziemi. Tu Alex ze swoim managerem i kamerzystą nie omieszka trochę „pogwiazdorzyć” i wyśmieje górników, którzy go właśnie oprowadzali po kopalni. Można powiedzieć, że właśnie w podziemiach dojdzie do sporego wybuchu… temperamentów, zderzą się mocno dwie siły: górników, którzy cenię sobie ciężką i brudną robotę, a panem gwiazdorem umiejącym tylko stroić fochy. Choć przecież aktorstwo to także ciężki kawałek chleba. Już od samego początku czuć, że obie strony się wzajemnie nie szanują, do głosu dochodzą uprzedzenia, stereotypy.

Jakub niczym wyniosły książę przybywa do krainy węgla, non stop użala się nad sobą i nad tym, że stanął w miejscu w swojej karierze, zamknął się w klatce, podczas gdy górnicy codziennie w takiej klatce pokornie zjeżdżają w dół, nie wiedząc tak naprawdę, czy wrócą z powrotem. Ot to taki dreszczyk emocji w monotonnej robocie. Zawsze może dojść do wybuchu metanu. To także starają się pokazać panu gwiazdorowi dwaj przewodnicy-górnicy, chcący się tak zrewanżować za złośliwe żarty na temat strajkujących górników pod sejmem. Zjazd do kopalni to tak naprawdę zjazd do tego, co głęboko, do źródeł, korzeni, do początków, legend, do ciemnego łona, w którym rodzi się nowy człowiek – właśnie Jakub Skowerski a nie Alex (jego serialowe alter ego, z którym zawsze go mylą). Tu na dnie spoczywa węgiel, w którym zapisana jest niejedna historia. Węgiel daje ciepło, podtrzymuje ogień i węglem można rysować i pisać. Pytanie tylko, jakie życie napisze sobie Jakub po odwiedzinach w kopalni, gdy wracając pociągiem będzie trzymał w ręku czarną skamielinę – prezent od Basi.

Skowerski na dnie kopalni doświadcza tego, jak kruche jest życie. Nagle myśli o karierze przestają mieć takie znaczenie, gdy dookoła wszystko się trzęsie. Czy za chwilę zginiemy? Ale spokojnie wasza wysokość. To taka tradycja, by nastraszyć, zwłaszcza tak wymagających klientów. Rozedrgany Jakub sięga po butelkę, by się uspokoić. Nie potrafił się wczuć w rolę bohatera, który poradzi sobie z niebezpieczeństwem.

Nieco podpity na gali Barbórki będzie próbował błysnąć tanim żartem, ale spotka go tylko wymowne milczenie górników, którzy mają swoją dumę. To będzie mocny policzek dla aktora, który jak dotąd bez większego wysiłku robił wrażenie na rozwrzeszczanych fankach w wieku gimnazjalnym. Kamera pokazuje, jak samotny aktor stoi na scenie i próbuje w jakiś sposób usprawiedliwić swoją obecność tutaj, pokazać, że jednak zasługuje na uwagę. W końcu gdzieś z kopalni swojej pamięci odkopie wiersz Gałczyńskiego „Dziewczyna” i pięknie go zarecytuje, myśląc pewnie o nowo spotkanej Basi. Będzie tak recytował, że nikt nawet nie odkaszlnie, wszyscy będą słuchali z zapartym tchem. 

Basia wreszcie poznaje w tym nadętym gwiazdorze zwyczajnego, sympatycznego człowieka. Ale mimo tych wszystkich przygód i sytuacji, jakie spotykają go na Śląsku, łącznie z bójką z miejscowymi, on wciąż myśli o swoim filmowym świecie. Gdy dzwonią do niego z radosną nowiną, że wreszcie nastąpił przełom w jego karierze, rusza w drogę, ale obiecuje, że zabierze ze sobą Basię, choć znają się przecież zaledwie dwa dni. Dziewczyna jednak nie ma złudzeń. Jakub jest jak sen, który musi odejść wraz z przebudzeniem. Każde z nich musi wrócić do swojej roli i scenografii. Basia musi wrócić na kopalnię jako kopciuszek pracujący na sortowni, a Jakub wraca do swojego świata, by odegrać bardziej ambitną rolę. Chociaż…

Przecież przez te parę dni na Śląsku też nieźle mu szło, gdy próbował grać siebie prawdziwego, księcia, któremu zależy na Kopciuszku ze Śląska. Tak bardzo się wczuł, że nawet odwiedził rodzinę Basi, gdzie przeszedł wzorowo próbę ojca, który każdemu nowoprzybyłemu gościowi opowiada swoją niezwykłą historię, o wypadku na kopalni (nie żałując barwnych metafor i domowej nalewki). Te odwiedziny zrobiły na Basi spore wrażenie. Jakub pofatygował się do jej domu osobiście by ją przeprosić za swoje początkowe fochy. Tak było pięknie, ale Basia ma świadomość, że mimo wszystko to była jedna z wielu ról, jakie Jakub grał. Bardzo autentyczna. Mimo to w życiu Skowerskiego na pierwszym miejscu zawsze będzie film i każda kobieta z nim przegra, nawet księżniczka ze Śląskiej Ziemi. Dziewczyna inna niż wszystkie.

Basia wraca do swojego domu, gdzie czeka na nią zziębnięty Andrzej, który wcześniej tak żałował pieniędzy na kwiatki dla dziewczyny. Teraz cierpliwie czeka i być może to on będzie tym kimś w jej życiu już na stałe. Czy przeznaczeniem Basi jest kopalnia, życie w tym a nie innym miejscu, bycie żoną sztygara, praca na sortowni, praca z węglem, który na białych płótnach jej życia znów znaczy wyraźne kontury? A przeznaczeniem Jakuba jest granie w kolejnych filmach? Nic więcej. Niech każdy robi swoje. Może tych dwoje ludzi z zupełnie różnych światów potrzebowało się skonfrontować z czymś innym, przeżyć wspólną przygodę gdzieś w głębi czarnej ziemi, by potem pisać odważniej czarną kreską nową baję dla siebie… razem a jednak osobno.

„Barbórka” to debiut reżyserki Macieja Pieprzycy, zgrabna, telewizyjna opowieść należąca do cyklu „Święta polskie”. Skoro to film o śląskiej tradycji, nie mogło tu zabraknąć śląskich aktorów jak Krzysztofa Respondka, Zbigniewa Stryja, Leszka Piskorza, Roberta Talarczyka Artura Święsa, Zbigniewa Madeja, Iwony Zielińskiej. Główne role przypadły Iwonie Sitkowskiej jako Basi i Marcinowi Dorocińskiemu w roli Jakuba, który w tym samym roku też wszedł na ekrany z mocniejszym wizerunkiem Sławka Desperskiego w „Pit Bullu” Patryka Vegi.

 


 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE