STOWARZYSZENIE UMARŁYCH POETÓW
O poranku wychodzą, gdy wszystko drży na cienkiej strunie harfy
Gdy moneta jeszcze wiruje w powietrzu
Skrzydła kolibra
I lekkość
Przed ostatecznym wyborem
W ciemnych płaszczach kroczą w swym kondukcie, zostawiając za sobą
Pola usiane słodkim ziarnem
Chciałbym biec za nimi
Otrzeć szybko pot z czoła
Chciałbym wiedzieć, gdzie znikają tak nagle
Gdy nagle koścista ręka zatrzymuje mnie w progu.
Właśnie wtedy gdy rzucają nam kłody
Chcemy zanurzyć się w ramionach słów
Głębokich jak studnie, sztolnie, przepaście
Smakować spadanie jak słodkie cukierki
Przynoszone w chorobie
Oni jak grabarze co kopią w błotnistej glinie
Grzęzną ze swymi znaczeniami, spowalniają
Oczywiste wieści, ohydne dosłown
Ości
Omijają kościec, kopią dalej
Przede mną przepaść
Długi czas minie, aż znak wbiją nad mogiłą
I kropkę postawią
I znak zmieni się w ciało
Komentarze
Prześlij komentarz