LEPIEJ BYĆ NIE MOŻE
Co by było, gdyby Jack Torrance, bohater „Lśnienia” pokonał mroki obłędu w nawiedzonym hotelu i przeżył? Może zająłby się lżejszą literaturą, taką dla mas. Romansidła zawsze się sprzedawały. Ale między jedną książką a drugą, sprawny pisarz musiałby jeszcze walczyć ze swoimi drobnymi dziwactwami.
Zobaczmy wiec, jakby to było.
Lepiej być nie może – to najgorsza diagnoza dla kogoś, kto maniakalnie uczęszcza na wszystkie możliwe terapie, jak choćby bohater „Fight clubu”, by jakoś się dowartościować i znaleźć cudowne lekarstwo. A zarazem to najlepsza wiadomość dla udręczonych samodoskona-leniem, bo po co sobie robić nadzieję? Po co uparcie szukać jakiegoś lekarstwa, ścigać coś, co w ogóle nie istnieje? Może to jest klucz do zagadki dla tych, którzy stawiają pierwsze kroki po życiowym upadku. Zaakceptuj to, co jest wokół i idź przed siebie! — woła psychiatra i zamyka za nami drzwi na klucz. Uuuups, chyba nas wyrzucił i nie przyjmie w najbliższym czasie. Więc idziemy!
Nasz bohater stawia ostrożne kroki i woli omijać chodniki, w których płyty są źle ułożone. Taka kompulsywna przypadłość i taka filozofia życia. Dodajmy, że nasz bohater jest artystą, a ściślej pisarzem bestsellerowych powieści (romantycznych chłamów), które na tyle dobrze się sprzedają, że może on żyć w miarę na dobrym poziomie i płacić za swoje dziwactwa. Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, jak choćby ciągłe mycie rąk (w dobie pandemii jakże pożądany zwyczaj) i lęk przed zarazkami, a może i podświadomy lęk przed bliskością czynią naszego bohatera zupełnie nie atrakcyjnym dla otoczenia, a niezwykle fascynującym dla nas-widzów.
Zgryźliwy Melvin Udall to chyba najlżejsza kreacja Jacka Nicholsona w jego katalogu mocno walniętych bohaterów, jeśli dobrze pamiętamy takie obrazy jak: „Lot nad kukułczym gniazdem”, „Lśnienie” czy „Batman”. Zrzędliwy pisarz jest zmorą dla swego otoczenia. Ale czy na pewno? Wiedzie on dość uporządkowany rytm życia. Wszystko ma ustawione i zawsze czyste. Pod tym względem trochę odbiega od stereotypu artysty roztargnionego. Ale to nie tylko to. Co jeszcze? Zawsze podziwiałem takich bohaterów, którzy w swojej twardej masce, zgryźliwości, antypatii potrafią się zdobyć na prawdziwie szlachetne czyny i bynajmniej nie chcą za to żadnych nagród czy honorów (klasyczny przykłada Severusa Snape’ a). Jakże interesujący są tacy bohaterowie, nie będący ulubieńcami towarzystwa, którzy okazują się ostatnimi deskami ratunku, gdy ci wszyscy wylewni „przyjaciele” o uśmiechniętych buźkach i czułych słówkach zawodzą. Właśnie tak będzie z Melvinem. A komu on pomoże? Będą to dwie osoby w jego skromnym uniwersum: kelnerka i sąsiad. Do grona znajomych zalicza się jeszcze pani wydawca i pan doktor, psychiatra, w którego wcielił się sam Lawrance Kasdan, scenarzysta takich hitów jak „Imperium kontratakuje” czy „Poszukiwacze zaginionej arki”. Mam wrażenie, że to małe cameo Kasdana ma tu wymiar symboliczny. Bo kimże jest scenarzysta, jeśli nie tym, który zaprowadza porządek w narracji, historii bohatera. Zwłaszcza scenarzysta, a nie pisarz. Bo scenarzysta zawsze musi maksymalnie uprosić historię, podczas gdy pisarz może sobie pozwolić na pewne wariacje i nieco chaotyczną historię pełną monologów wewnętrznych itp. A jeśli zgubi się w swojej opowieści, niech wróci i wszystko maksymalnie uprości, wytnie niepotrzebne fragmenty.
Pierwsza osoba, której pomoże Melvin to Carol (Helen Hunt), kelnerka i matka samotnie wychowująca syna. Udall już tak się do niej przyzwyczaił, że wydaje się być ona podświadomym obrazem przyjaciółki, a może nawet żony, która poda ciepłe śniadanie i zagada. Carol to chyba jedyna osoba, z którą Melvin jest w stanie rozmawiać. Gorzej z tą drugą osobą. Mowa tu o sąsiedzie, Simonie, które podobnie jak Melvin jest artystą, a konkretnie malarzem. Simon gustuje w obrazach i zdjęciach, a Melvin woli słowa. Może dlatego tak trudno im się dogadać. A przecież słowa zawsze uzupełniały obrazy, a obrazy słowa. W przypadku Udalla i Simona są tylko zgryźliwości.
Radosny Simon jako artysta powtarza niejako schemat artysty imprezowicza, homoseksualisty z wieloma kochankami, którzy mieli go natchnąć do wielkiego dzieła, a skończyło się tylko na kacu. Simon jest bardziej chaotyczny w swoim działaniu, podczas gdy Melvin jest aż nazbyt pedantyczny i zdyscyplinowany. No i nie może znieść tego psa sąsiada, który sika po klatce schodowej (trudno się nie dziwić). Udall się postara by na jakiś czas pozbyć się pieska.
Tak, Melvin nie może znieść Simona, ale i nie przepada za innymi sąsiadami (i vice versa). A przecież mógłby się wyprowadzić i zamieszkać w jakimś domku jednorodzinnym. Od razu poczułby ulgę. Ale czy wtedy stworzyłby tyle bestsellerów, co w tej kamienicy? Każdy artysta potrzebuje tej „ściany rzeczywistości”, od której się będzie odbijał, by stworzyć coś ambitnego, a przynajmniej poczytnego.
Tak więc z jednej strony stoi kelnerka, zapewniająca bohaterowi bezpieczeństwo poprzez codzienny rytuał podawania śniadania w kawiarni, niczym strażniczka ogniska domowego, a z drugiej strony stoi sąsiad malarz o irytującym sposobie bycia. Są to dwa bieguny, między którymi odbija się zdziwaczały pisarz, by zachować spokój. Ale nagle ów rytm zostaje naruszony. Carol nie przychodzi do pracy i nie podaje śniadania Melvinowi. Dla każdego byłaby to normalna sytuacja. Trudno, przyjdzie inna kelnerka. A jednak Udall ze swoimi dziwactwami potrzebuje właśnie Carol Connelly. Ona jednak nie ma teraz głowy do ulubionych i dziwnych klientów, gdy jej synek czuje się coraz gorzej. Pomaga jej matka. Obie szukają jakiegoś dobrego lekarza i zastanawiają się, skąd wziąć więcej pieniędzy na leczenie chłopca. Z drugiej strony zaś Simon, beztroski artysta-malarz pada ofiarą rozboju w biały dzień i to w swoim mieszkaniu. Pobity, okradziony zmaga się również z problemami finansowymi i z własną dumą, by prosić kogokolwiek o pomoc, a zwłaszcza Melvina, który w swoim dziwactwie zawsze jakoś wychodzi na swoje, jakby w ogóle nie imały się go żadne nieszczęścia. Chociaż teraz gdy Carol nie podała mu śniadania, czuje się trochę tak, jakby świat się skończył. Zrobi wszystko, by równowaga została przywrócona.
Melvin postanawia pomóc swojej ulubionej kelnerce i finansuje leczenie jej syna. Tu miło zobaczyć Harolda Ramisa w roli sympatycznego pana doktora, który dokładnie przegląda kartotekę syna. Paradoksalnie Melvin pomaga Carol z egoistycznych pobudek, bo po prostu chce, aby to ona podawał mu śniadanie, a nie ktoś inny. Z czasem jednak się przekonuje, że może jednak za tym wszystkim kryje się coś głębszego. A on, pisarz bestsellerowych opowieści miłosnych wreszcie ma szansę sam doświadczyć takiej niezwykłej miłości, ale i przyjaźni. Bo oto i pomaga nagle Simonowi. Pewnie, że ma niezły ubaw, gdy widzi swojego sąsiada w tak tragicznym stanie, może się na nim wyżyć. Ale jednak w przeciwieństwie do wszystkich kochanych, znajomych Simona, on jeden przygarnia jego psa, przynosi obiady, pomaga finansowo i nawet rozmawia od serca. Zabawne, że Udall uczy się empatii i człowieczeństwa, zaczynając od opieki nad uroczym psem o wyglądzie ścierki. I w tym przypadku nie jest to do końca bezinteresowna pomoc. Do opieki nad psem zmusza go Frank, znajomy Simona. A Frank potrafi być stanowczy. W tej roli wystąpił Cuba Gooding Jr., który w tym samym roku (1997) wystąpił również w „Między piekłem a niebem”, grając rolę przewodnika dla głównego bohatera. Tu w „Lepiej być nie może” też w pewnym sensie odgrywa rolę przewodnika jeśli nie „anioła stróża”, który kierując sprytnie poczynaniami Melvina, wywołuje znaczącą zmianę u niego.
„Lepiej być nie może” wraz ze „Wszechwiedzącym” czy „Mów mi Vincent” stanowią dla mnie trio filmowe z charakterystycznym schematem. Oto zgorzkniały, samotny, bystry obserwator rzeczywistości, mężczyzna w średnim wieku dostaje szansę, by doświadczyć miłości. Na jego drodze pojawia się matka z dzieckiem. Przypomina się tu jeszcze „Cienista dolina”, choć w tym filmie pan Lewis nie jest tak zgryźliwy jak bohaterowie z wyżej wymienionych produkcji.
A co z naszym trójkątem?
Szykuje się podróż. Spłukany Simon po wypadku, postanawia odnowić kontakt z rodzicami, a Carol i Melvin zgadzają się z nim jechać. Z nowojorskich apartamentów ruszamy w drogę przed siebie, by tak wyprostować pogmatwane historie trójki bohaterów. Oto ciekawy trójkąt wzajemnej adoracji i niechęci: Kelnerka, malarz i pisarz. Ale co ciekawe Carol nagle staje się inspirację zarówno dla malarza jak i pisarza. Melvin wreszcie przyznaje, że Carol jest dla niego kimś wyjątkowym, dzięki niej chce być kimś lepszym, zaś Simon dzięki nowej przyjaciółce zyskuje natchnienie do tworzenie nowych obrazów. Udall dojrzewa uczuciowo, a Simon dojrzewa jako mężczyzna i artysta, by być w pełni odpowiedzialnym za siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz