BIG - DUŻE KŁOPOTY
Film o którym mógłbyś powiedzieć, że albo wyreżyserował go największy bajarz Hollywoodu Spielberg albo… Penny Marshall? To prawda, że Spielberg miał reżyserować, ale w końcu zrezygnowano z tej opcji, a aktorzy, którzy byli brani do roli Josha to Danny DeVitto, Dennis Quaid, czy Robin Williams. Quaid zagrał w „Interkosmosie”, zmniejszając się do mikroskopijnych rozmiarów, więc miał już chyba dosyć, by teraz stać się dużym. Williams z kolei parę lat później zagrał w „Hooku” Piotrusia Pana, dorosłego, który próbuje sobie przypomnieć swoje magiczne dzieciństwo w Nibylandii.
Potem jeszcze na dokładkę zagrał w „Jacku” Forda Coppoli, gdzie wcielił się w chłopca starzejącego się szybciej niż jego rówieśnicy. Ostatecznie angaż przypadł Tomowi Hanksowi, który idealnie pasuje do bohaterów rzucanych w absurdalne sytuacje, tak ja to było w „Skarbonce” czy „Na przedmieściach”
A tu na przedmieściach mieszka sobie pewien dwunastoletni chłopiec o imieniu Josh, który coraz bardziej ma dosyć dzieciństwa i pragnie zostać dużym. Ale co to znaczy być dużym? Być dorosłym? Być olbrzymem, być wysokim, być silnym, być ważnym, liczącym się w towarzystwie. Jest wiele znaczeń bycia „dużym”, ale jakie miał na myśli Josh? Lekceważony dwunastolatek chce być zauważony? W domu rodzinnym nie ma tak źle. Ma rodziców i roczną siostrę, gorzej ze sferą towarzyską. Josh jest wciąż za mały, aby zaimponować koleżance ze szkoły, Cynthi, która oczywiście woli starszych, lepiej zbudowanych i jeszcze z prawem jazdy. Tak, w życiu najbardziej opłaca się być dużym. Choć kilkanaście lat później w 2007 Matthew Perry postanowi mieć znów 17 lat i zmieni się w Zaca Efrona, by dokonać innych wyborów w swoim życiu. Powrót do przeszłości, by zmienić bajzel w swojej teraźniejszości.
Póki co dwunastoletni Josh ma dosyć swojej teraźniejszości i chce koniecznie wybić się ku przyszłości. Wypowiada swoje życzenie w wesołym miasteczku przed automatem zwanym „Zoltar”. Zamknięty w szklanym pudle wezyr, przypominający diabła o czerwonych oczach, które świecą w ciemnościach, otwiera swoje mechaniczne usta i połyka dwadzieścia pięć centów. Podczas gdy podekscytowany klient patrzy, jak z automatu wyskakuje bilecik z napisem: „twoje życzenie zostanie spełnione”. W sumie żadna frajda, po prostu moneta ma wlecieć do ust Zoltara. A nagrodą będzie tylko ten bilecik? A jednak coś jest nie tak, gdy Josh Baskin zauważa, że automat nie jest podłączony do prądu. W takim razie jak działa? Jakiś zasilacz, akumulator, czy może… Nie to nie możliwe! Czy to czary?
Twoje życzenie się spełni.
Przerażony Josh wraca do domu, a w powietrzu wisi burza. Zrywa się wiatr, jakby za chwilę miało dojść do wielkiej rewolucji. Podobnie to wygląda w słynnym „Kevinie…”, gdy główny bohater wypowiada swojej pragnienie o byciu samym. Wtedy w nocy także zrywa się wichura i zrywa kable wysokiego napięcia, przez co McCalisterowie budzą się z opóźnieniem, pakują w pośpiechu i zapominają o Kevinie. A resztę już znamy.
W „Dużym” burza szaleje, zrywa gałęzie, targa drzewami, a Josh śpi w najlepsze, jak książę, który przespał swoje dzieciństwo. I tak też się dzieje, gdy nazajutrz Josh budzi się w swoim pokoju pełnym porozrzucanych zabawek. Niby wszystko w porządku, ale w lustrze dostrzega trzydziestokilkuletniego faceta, czyli dużego. Co za przemiana!
Szok, przerażenie. I co teraz?! Trzeba wrócić do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło, czyli do wesołego miasteczka. Wyrośnięty Josh w dresie swego ojca pędzi jak oszalały na swoim małym rowerze w nadziei, że automat z Zoltarem wciąż tam będzie stał, ale objazdowe Wesołe Miasteczko już zmieniło lokalizację. Wyrok wybił. Czas zmierzyć się z dorosłością. A kto pomoże Joshowi w tym wyzwaniu. Na rodziców nie ma co liczyć, oni są zbyt dorośli, żeby zrozumieć takie sprawy. Pozostaje najlepszy przyjaciel – Billy (w tej roli przebojowy Jared Ruston).
Billy powinien mieć ksywę zaradny, bo naprawdę świetnie sobie radzi w trudnej rzeczywistości, do której musi przywyknąć teraz Josh. Paradoksalnie Billy jest starszy od Josha o trzy miesiące i teraz to w pełni udowadnia w swoim sprycie. To on załatwia ciuchy, pieniądze i bilet dla Josha. Bilet dokąd? Do Nowego Jorku, „miasta upadłych”, o których krąży tyle legend. Co chwila słychać syreny policyjne, w jakieś ciemnej alei krzyki i strzały. Tu jakiś dziwak, pomyleniec gada coś do siebie o zabijaniu, a tu pani lekkich obyczajów proponuje swoje wdzięki za rozsądną cenę. Gdzie tu się zatrzymać? O hotelach ekskluzywnych w stylu Waldorf Astoria nie ma mowy. Pozostają obskurne motele. Jednym z nich jest hotel św. Jana. Brzmi obiecująco, skoro w nazwie jest „święty”. Naszych bohaterów wita wymownym beknięciem znudzony recepcjonista, grany przez legendarnego komika Rocketsa Redglare’a. Kiedy przestraszony Josh przekracza próg swojego nowego pokoju, ascetycznie urządzonego, na pewno zdążył już zadać sobie pytanie „co ja tu robię?!”. Podejrzana dzielnica. Za oknem strzały i krzyki, a w telewizji to samo i jeszcze na dokładkę w holu jakieś awantury. Tak długo nasz bohater nie pociągnie. Więc co. Jak znaleźć automat Zoltara i się odczarować – jeśli w ogóle to pomoże? Wtedy przecież wyszukiwarki Google nie było. Nie było opcji: „szukaj wesołego miasteczka w okolicy”, ale był urząd informacji publicznej czy coś w tym stylu. Za odpowiednią opłatę biuro robiło research danej kwestii. Tyle że trzeba długo czekać, przynajmniej parę tygodni. I co dalej? Może praca. Tylko co może robić dwunastolatek w ciele trzydziestolatka. Josh oprócz tradycyjnych zabawek lubił także komputery co mu się opłaciło, bo właśnie w jednym z ogłoszeń Firma produkująca zabawki – MacMillan Toys poszukuje komputerowca. Gdy patrzy się na scenę z tak zwanego job interview, człowiek zachodzi w śmiech, jak kiedyś łatwo można było dostać pracę. Zresztą przypomnijmy sobie kultową scenę z filmu „w pogoni za szczęściem”, gdzie pobrudzony farbą Will Smith opowiada, jak to mu zależy bardzo na stażu w firmie, a ubawiony pan dyrektor wreszcie się zgadza. W amerykańskim śnie wystarczy determinacja, pasja i może trochę kompetencji. Dziś jakieś formularze, aplikacje, listy, kursy, a tu proszę człowiek z nikąd nagryzmolił w kwestionariuszu, że ma doświadczenie komputerowe i bach. Ale chyba o tym, ze przyjęto Josha do pracy zadecydowała także sytuacja, kiedy to do biura weszła zniecierpliwiona Susan (Elisabeth Perkins), oświadczając, że ma dosyć swojej sekretarki i szuka kogoś nowego. Równie zniecierpliwiony rekruter uciął kłopotliwą rozmowę kwalifikacyjną z Joshem i zapytał wprost, kiedy pan może zacząć – oczywiście, że wkrótce. Pierwszy dzień w pracy zawsze jest okropny, to jak pierwszy dzień w szkole. I w sumie niczym się to nie różni, gdy Josh spotyka na swojej drodze cwaniaczka Scotta Brenna, który poucza go życzliwie, że nie warto się tu śpieszyć z zamówieniami. „Zwolnij tempa, bo zawalą nas nowymi zamówieniami”.
Ciekawe co na to pan kierownik, który wyraźnie jest zniecierpliwiony kolejnymi raportami, z których nic nie wynika. Pan McMillan (Robert Loggia) od dłuższego czasu nie wie już, dokąd zmierza ze swoją firmą. Nie wie, czego chcą od niego klienci i co pokazują mu ambitni pracownicy, starający się o awans. W tym gwarze sprzecznych opinii i nadętych menadżerów McMillan zauważa potencjał Josha z działu komputerowego. Josh jest zupełnie inny niż reszta pracowników, którymi dyrektor dotąd się otaczał. Jest taki naturalny, spontaniczny, po prostu dziecko, które lubi się bawić i ma pojęcie o zabawkach, wie, co może się spodobać jego rówieśnikom, a co może ich znudzić. No facet we właściwym miejscu! Trzeba dać mu szansę.
McMillan jest tak zauroczony Joshem (albo tak zdesperowany), że od razu go awansuje na zastępcę dyrektora do spraw produkcji. Tu w pełni może realizować swój potencjał. Testować zabawki, czyli po prostu się nimi bawić i wymyślać nowe koncepcje. Co za ewolucja. Dopiero co Josh bawił się w swoim małym pokoju, a teraz jako trzydziestoletni facet bawi się w swoim gabinecie przeróżnymi zabawkami i jeszcze mu za to płacą. Ale taki szybki awans zwraca uwagę tych bardziej zazdrosnych, jak choćby ambitnego Paula, w którego wcielił się tu John Heard (znany z roli „taty Kevina”). Złośliwy, podstępny. Trochę przejmie z tej złośliwej postaci w następnym filmie Penny Marshall pt. „Przebudzenia”. Zagra tam twardo stąpającego doktora Kaufman, niezbyt przychylnego nowatorskiej formie leczenia, jaką opracował nowo przyjęty lekarz doktor Sayer. Obok Hearda w „Przebudzeniach” zobaczymy także Harvey’a Millera, jednego z przedstawicieli szpitala, rekrutującego doktora Sayera na stanowisko pracy. I co ciekawe, również w „Dużym” zagrał on dyrektora personalnego, przesłuchującego Josha do pracy. I tu i tam dokonał słusznej decyzji, przyjmując na pokład tak oryginalne postacie. A wracając do postaci Paula sportretowanego tak wspaniale przez Hearda. Odsłania się przed nami nadęty karierowicz, samiec alfa, który musi wszystkimi rządzić, potrzebuje sukcesu jak paliwa, by potem zasmradzać powietrze innym. To facet, który patrzy przede wszystkim na wyniki sprzedaży, na wykresy, druki, diagramy, a nie na same zabawki i na to, jak wpływają one na dzieci. To facet, który już wyrósł z dziecięcej naiwności i afirmacji, nie potrafi już doświadczyć fenomenu zabawy. W każdej najprostszej grze, jak choćby w squashu, widzi tylko rywalizację i za wszelką cenę chce wygrać. To chyba zresztą nieprzypadkowy wybór, bo i Gordon Gekko wraz Buddem Foxem cięli ostro rakietami w piłkę ( w „Wall Street”) – to sport dla rekinów biznesu. Wyrabia refleks i szybkość podejmowania decyzji. To właśnie w tej rozgrywce squasha widać, jak poważny, nadęty Paul jest w gruncie rzeczy dziecinny, skłonny do bójki, a Josh jest cudownie niewinny dzieckiem, respektującym podstawowe zasady gry. Paul jest dziecinny, a Josh jest świadomym dzieckiem – to spora różnica między nimi. Ale oczywiście ta niechęć Paula do Josha nie jest tylko podyktowana sukcesami w pracy. Nasz duży bohater swoim dziecięcym urokiem nie tylko zrobił wrażenie na panu McMillanie ale także na Susan, która dotąd była oddaną asystentką (i kochanką) Paula. Uppsss.
Poirytowany i zazdrosny Paul pyta Susan, dlaczego Josh Baskin jest taki wyjątkowy, dlaczego to jego wybrała a nie Paula?! Susan odpowiada twardo, że Josh jest przede wszystkim dorosły! Co za ironia! Dwunastoletni chłopiec jest bardziej dorosły niż czterdziestoletni facet? Josh jako wewnętrzne dziecko w ciele trzydziestoletniego mężczyzny jest prostolinijny, niewinny. Jest trochę jak Forrest Gump, nie wstydzi się okazywać uczuć, zadawać kłopotliwych pytań (choćby na zebraniu szych zarządu firmy), nie boi się powiedzieć na cały głos „nie rozumiem”. Dziecko obserwuje, doświadcza, wyciąga wnioski i dalej gra. Natomiast dorosły w pewnym momencie swego życia staje się na tyle leniwy, że nie ma już ochoty sprawdzać, jak coś na niego wpłynie. Woli zajrzeć do gazet, do raportu – to mu wystarczy, z tego formułuje swoje sądy – płytki odbiór rzeczywistości. Na granicy tych raportów, kariery i spontanicznej zabawy stoi Susan, którą Josh zobaczył pierwszy raz na spotkaniu o pracę.
Susan to na początku niezła zołza, podobnie jak Paul, to karierowiczka, nie wahająca się wykorzystać swoich wdzięków dla zdobycia pozycji zawodowej. Ubrana w modny żakiet ze związanymi włosami, wygląda jakby była ubrana w korporacyjną zbroję. A z drugiej strony to mała przestraszona dziewczynka, pracująca akurat w firmie produkującej zabawki. (Nieprzepracowane dzieciństwo? Psychoanalityk pewnie by zwrócił na to uwagę). Co ciekawe im więcej czasu spędza z Joshem, tym bardziej staje się wrażliwa, otwarta, uśmiechnięta. Przestaje być tą podstępną zołzą, jaką była przy Paulu. Odkrywa siebie na nowo, jakby wróciła do tej małej dziewczynki, o której zapomniała dawno temu. Susan zmienia fryzurę, rozpuszcza włosy, wygląda łagodniej, jest bardziej dziewczęca, naturalna, swobodna.
A z tą postępującą zmianą, Susan jest coraz bardziej zauroczona Joshem. Uczucie kwitnie i nawet wierny przyjaciel Josha, Billy idzie w odstawkę. Josh zmienia swoje życie. Nie ubiera się jak typowy nerd, jak dorosły dzieciak w dżinsy, białe adidasy i koszulę flanelową. Zaczyna ubierać się odpowiednio do swojej pozycji społecznej. Garnitur, płaszcz, poważna mina. Dyskurs dorosłości coraz bardziej zagarnia Josha, który osiąga spore sukcesy zawodowe i miłosne. Tyle, że jednak coś mu przeszkadza. Przecież gdzieś tam jest jego rodzina, jest to dawne życie, utracone dzieciństwo. Jak przejść tą granicę? Czas stanąć przed Zoltarem i wypowiedzieć to ważne życzenie. Chce wrócić do mojego dzieciństwa!
Ale wtedy utracisz świetną pracę i Susan.
Josh ma tysiąc powodów by wrócić do domu i jeden, by zostać – tym powodem jest Susan. Ale musi zaczekać, aż on dorośnie – dzieli ich kilkanaście lat życia. A miłość? Miłość to złożona sprawa, czasem miłością jest pozwolenia tej drugiej osobie na odejście i życie po swojemu, na bycie szczęśliwym, na bycie dzieckiem? A może spotkanie z Joshem to błogosławieństwo, by w sobie raz jeszcze obudzić dziecko – by być ciekawym wszystkiego, a nie znudzonym, wypalonym karierowiczem, który coraz bardziej się zamyka na to, co dookoła niego.
Komentarze
Prześlij komentarz