CZTERY WESELA I POGRZEB

 


Nie wiem czemu mam taki sentyment do tego filmu? Wspomnienia z dzieciństwa? Ta niesamowita atmosfera, styl, klimat, urok, aktorzy, dialogi. Ale przecież to romansidło z czołowym angielskim amantem lat dziewięćdziesiątych – Hugh Grantem. Odbiło mi? Po dwudziestu siedmiu latach „Cztery wesela i pogrzeb” nabrały już statusu filmu kultowego, który bawi i wzrusza, przenosi mnie do czasów, gdy beztrosko oglądałem „Jasia fasolę”, „Monty Pythona”, „Co ludzie powiedzą?”, czy „Allo, allo”.

Dumni kawalerowie z tego, że wciąż są wolni, w eleganckich frakach przechadzają się po zielonych ogrodach między roześmianymi nimfami, które czekają na swoich rycerzy. Stroszą kolorowe piórka i próbują między kolejnymi drinkami komuś zapaść w pamięć. By potem pamiętać, wspominać,. Po wielkiej zabawie na siłę chcą być melancholikami, którzy będą tęsknili do swoich ideałów. W tle rozbrzmiewa muzyka, wszyscy rozmawiają, śmieją się, czasem ktoś palnie gafę o wątpliwej reputacji czyjejś żony. A ten ksiądz jaki zabawny. Daję głowę, że widziałem go w przebraniu Jasia Fasoli. Albo to sam Jaś Fasola. O Boże. Miej w opiece tych, którym udziela właśnie ślubu, przekręcając co chwila imiona i formuły, a za nim w ślad swoją przemowę przepełnioną czarnym humorem wygłosi nierozgarnięty świadek.

Tak na marginesie warto przypomnieć, że Rowan Atkinson po latach znów wcieli się w pastora w filmie „Wszystko w rodzinie”, gdzie jego żonę zagra Kristin Scott Thomas, która tu w „Czterech weselach” jako wyzwolona Fiona nie odmówiła sobie przyjemności flirtu z debiutującym księdzem Geraldem. Warto też wspomnieć, że scenarzystą „Czterech wesel…” jest Richard Curtis, który wcześniej pisał scenariusze do „Czarnej żmii” czy słynnego „Jasia Fasoli”. No proszę, na weselu zawsze spotkamy dawnych znajomych.

Słodkie ciasta, drinki, przekąski – nie ma to jak przebywać na weselach. Charles ostatnio ma do tego niezwykłe szczęście, albo jest świadkiem, albo gościem. Może powinien zrobić karierę w tym biznesie jako zawodowy świadek, gość, bywalec wesel. Świetnie się prezentuje w tym fraku. Ale zawsze się spóźnia i czegoś zapomina, nawet obrączek dla młodej pary. Dobrze, że inni lubią zakładać po klika pierścionków na rękę. Zawsze można pożyczyć. Roztrzepany Charlie niepewnie się uśmiecha i poprawia swoje wielkie okulary, by dostrzec kogoś wyjątkowego na weselu. „Love is all around”. Zapomniał już w swoim życiu dochować wierności tylu kobietom, że teraz ostatnio jest sam. Choć tuż obok niego plącze się ekscentryczna jaskrawa Scarlett, jego współlokatorka, trochę jak młodsza siostra niż kochanka.

Charles podobnie jak roztrzepany Tom (James Fleet), zimna Fiona (Kristin Scott Thomas), ekscentryczna Scarlett (nieżyjąca już Charlotte Coleman), szarmancki Matthew (John Hannah), jowialny Gareth (Simon Callow) wiedzie singlowy styl życia. Choć jak się przekonamy w tym towarzystwie jest jednak piękny, kwitnący związek Matthewego i Garetha. Zdrajcy! Może wszyscy z nich chcą takiego ideału, ale jeszcze wstydzą się do tego przyznać? Na przykład zimna Fiona, ubierająca się zbyt oficjalnie, kocha roztrzepanego Charlesa. Nota bene jeszcze przed „Czterema weselami” Kristin Scott Thomas i Hugh Grant zagrali u Romana Polańskiego bezdzietne małżeństwo w filmie „Gorzkie Gody”. Tu grają przyjaciół mających się ku sobie.

Póki co nie mogą sobie odmówić oglądania tych pięknych chwil, gdy dwoje ludzie przysięga sobie miłość na dobre i złe. Zupełnie, jakby powracali do baśni ze szczęśliwym zakończeniem. Choć tu wesele jest dopiero szczęśliwym początkiem długiej, czasem monotonnej, trudnej opowieści zwanej małżeństwem, która przecież może się zakończyć rozwodem.

Póki co Charles zalicza kolejne stoliki z przekąskami, raczy się drinkami i swobodnymi gadkami z innymi gośćmi, których pierwszy raz w życiu widzi. I nagle zauważa pierwszy raz jakąś kobietę, która robi na nim wrażenie. Patrzy na nią właśnie tak, jak zakochani patrzą na siebie pierwszy raz. Gdy powoli coś się w nim budzi. Stara się sobie przypomnieć wszystkie możliwe frazy poetów o tym dziwnym stanie duszy. I pyta siebie w myślach, czy to właśnie jego teraz spotyka? Ale już wiele kobiet robiło na nim wrażenie. Tylko że. No właśnie. Obraz tej kobiety wciąż powraca, a ona gdzieś zawsze znika. A pamiętamy, jak kiedyś uzdrowiła zgorzkniałego Phila Connorsa i wydobyła go z pętli „Dnia świstaka”. Tak to ta sama Andie McDowell.

Nawet gdy Charles ma okazję z nią porozmawiać przez kilka minut, to zawsze ktoś się wtrąci i im przeszkodzi. A gdy już nawet swoją krótką znajomość zakończą w łóżku w pewnym pensjonacie, ona znów zniknie. A on się przekona, że to nie był tylko kaprys. Dla niego. A dla niej? Jak ją o to zapytać.

Będzie w pewnym sensie okazja. Znów się spotkają na weselu. Choć teraz Charles poczuje się jak bohater pewnego żartu. Bo oto jego wyśniona dama stanie na ślubnym kobiercu, ale nie z nim, tylko z pewnym bogatym Szkotem.

Gorzej być nie mogło. Zresztą teraz Charles pojmuje, że nie jest tak atrakcyjną partią, jak by się mogło wydawać. Nie ma zamków, pałaców i nie kupuje prezentów ślubnych za kilka tysięcy funtów. Może ona chciała przygody z kimś nowopoznanym, zanim rozpocznie przykładny związek małżeński? Charles się wspaniałomyślnie poświęcił, by być tą przygodą. A niech to.

Patrząc na ten film ma się dziwne wrażenie, że życie głównych bohaterów toczy się od jednego wesela do następnego, jakby żyli w ciągłym karnawale. Tu przemowy, tam zabawy i znów czas popić, pośmiać się i zasnąć gdzieś w cudzym domu, nie zdejmując nawet fraka i sukienki. Tak, jakby nie mieli innego życia, jakby byli w ciągłym zawieszeniu, nie chcąc podjąć ważnych decyzji w swoim życiu o stabilizacji. To przede wszystkim tyczy się Charlesa, który od samego początku filmu, czy to w swojej przemowie czy innych scenach balansuje w swoim zachowaniu między humorem, ironią a powagą – tak, jakby drżał, bał się tej ostatecznej deklaracji. A trzeba się śpieszyć, bo oto nagle radosny cykl wesel przerywa pogrzeb jednego z nas. Na początku pośród zielonych ogrodów zaczynały się miłostki i romanse i wesela, a tu w tym deszczowym poranku kończy się wielka miłość. Trzeba coś postanowić, nim śmierć po raz kolejny pokrzyżuje czyjeś plany

Charles to taki typ niezdecydowanego faceta, który przed swoim właściwym ślubem będzie musiał jeszcze odbyć próbę generalną ślubnej ceremonii z inną nieszczęsną kobietą. Wszystkie te cyrki, uczuciowe perturbacje pokażą głównemu bohaterowi prawdę, jak bardzo daleko jest od celu swych uczuć. Jakby igła kompasu kręciła się nieustannie, a Carrie znikała za kolejnym zachodem słońcem.

Z jednej strony romantyczna historia o poszukiwaniu miłości na cudzych weselach z drugiej komedia z czarnym humorem usiana takim scenkami jak rozmowa Charlesa z Johnem o jego żonie, która miała delikatnie mówiąc opinię bardzo łatwej, albo mowa Toma na ślubie Bernarda i Lydii, i ten cudowny, rubaszny śmiech Garetha. Czy naburmuszony George Zdobywca chlubiący tym, że zdobędzie Carrie. Komedia obyczajowa z dramatem. Tu rozkosz polega na tych małych scenkach, dialogach, czarnym humorze, który powoli rozpływa się jak ciemna czekolada.

Ale po tym wszystkim morał powinien być jeden. W życiu powinien być zawsze zachowany stosunek czterech wesel do jednego pogrzebu, zawsze powinieneś się cieszyć się za czterech i opłakiwać za jednego.

Kultowe filmy zazwyczaj padają ofiarą remaków lub kontynuacji. Nie inaczej mogło być właśnie z „Czterema weselami”, które w 2019 roku doczekały się telewizyjnej kontynuacji. Choć mogłoby się wydawać, że po dwudziestu pięciu latach dałoby się zrealizować kolejny kinowy hit. Tylko ile jeszcze wesel można robić. I kto tym razem miałby umrzeć? Tu twórcy okazali się dość ostrożni. Mimo wszystko zawsze się robi się ciekawie, gdy po ćwierćwieczu wraca się do znajomych scenografii i bohaterów. To oczywiste, że jest więcej zmarszczek, więcej siwych włosów, a humor też już trochę zgrzyta jak zęby. Twórcy tym razem postanowili skonfrontować znanych nam bohaterów na weselu ich dzieci, a konkretnie córki Charlesa i Carrie oraz córki Fiony. Znaczy będzie wątek homoseksualny. I z kim córkę ma Fiona, ta zimna, nieprzystępna dama, która kiedyś podkochiwała się w Charlesie? Ale równolegle do tej produkcji z oryginalną obsadą, powstał również serial z nowymi aktorami. Jako że to serial, więc cała akcja nie jest ścieśniona. Między weselami jest więcej odstępów, więcej miejsca na rozmowy, intrygi, przygody i wątpliwości, by z rozkoszą oczekiwać kolejnego przyjęcia.

 






 

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE