FISHER KING, CZYLI SZTUKA SZUKANIA GRAALA

 

 

Pamiętacie ostatnią scenę ze „Stowarzyszenia umarłych poetów”, kiedy John Keating żegna się ze swoimi uczniami, którzy właśnie stanęli na biurkach, wzruszony dziękuje im i odchodzi. Dokąd? Może do Brooklynu, który jest bardziej otwarty dla takich oryginalnych postaci. Może tam znalazł posadę na jakiejś uczelni. Może nawet już zrobił profesurę i wykłada z pasją wersy Whitmana oraz legendy o świętym Graalu. I jeszcze poślubił piękną kobietę. Lepiej być nie może. Wreszcie odnalazł swoje miejsce i szczęście. Trzeba to uczcić. Trzeba codziennie wznosić toast za te szczęśliwe chwile. To miała być romantyczna kolacja w tej popularnej restauracji. Zamówili przystawki, pierwsze danie. Rozmowa, żarty. Blask jej oczu. Boże, jaka ona piękna. Jego księżniczka. Wciąż nie może uwierzyć, że to jemu oddała swoje serce. A potem zjawia się tajemniczy przybysz. Niepozorny facet w okularach, taki jak w „Upadku”, facet, który stracił hamulce i jest na skraju wytrzymałości. On już nie wierzy w to, że może być zauważony i usłyszany w tym świecie. On już wierzy tylko w strzelbę, którą kryje za kurtką. Strzały, zamieszanie. Nie, dzisiaj nikt nie ma urodzin. I to nie jest niespodzianka. To się dzieje naprawdę. Ten ketchup to krew, ten makaron… to chyba mózg.

Jej już nie ma. Obudź się. Zrozum. Ale Henry Sagan ucieknie od tej koszmarnej rzeczywistości. Ucieknie od dawnego życia. Tego koszmarnego wieczoru stracił on żonę i siebie. Stracił rozsądek. Henry umarł, narodził się Parry, uliczny wariat, włóczęga, który od teraz będzie wzbudzał u ludzi albo współczucie albo wstręt, albo śmiech. Będzie trochę jako moralny wyrzut, czerwone światło dla tych, którzy zbyt rozpędzili się w swoim życiu, tak jak określa swoją rolę inny bezdomny filozof na wózku, w którego wciela sam Tom Waits.

Parry miał chociaż szczęście, że nowy nabywca jego domu, poruszony tą tragiczną historią profesora, który stracił rozum, pozwolił mu zamieszkać w piwnicy, gdzie nieszczęsny uczony urządził sobie kapliczkę ze świętym Graalem. O tak, to jest teraz nowy cel Parry’ego, by odnaleźć świętego Graala, tak jak go szukali rycerze w legendach, Monty Python i Indiana Jones. Bo najważniejsze to mieć jakiś cel, nawet bardzo abstrakcyjny ale jednak ustawiający bohatera na torze życia.

Parry jako włóczęga z podobnymi mu sobie nieszczęśnikami, którzy postradali zmysły, okupuje co dzień brudne ulice Nowego Jorku, grzebie w śmieciach swojego dawnego życia, snuje uparcie legendy. A w swoich marzeniach jest rycerzem o satyrycznym charakterze don Kichota, który oprócz świętego Graala, czci pewną księżniczkę, szarą myszkę, księgową o imieniu Lydia. W tej roli Amanda Plummer, która za trzy lata będzie obrabiała restaurację w „Pulp fiction”, aż Samuel Jackson nie zacytuje jej Pisma Świętego. Jak dotąd Lydia jest nieświadoma, że ktoś się w niej podkochuje.

I pewnie Parry mógłby tak sobie żyć dalej swoimi złudzeniami i czcić Lydię na odległość, pielęgnując ideał miłości dworskiej, gdyby nie spotkanie z pewnym człowiekiem, który właśnie stracił pracę przez swoją arogancję.

Dla takiej gwiazdy radia jak Jack Lucas, upadek z piedestału jest dość bolesny. A w tej robocie dość łatwo spaść, gdy w pewnej chwili wypowie się nieodpowiednie słowa do niezbyt zrównoważonego psychicznie słuchacza, który ma problemy ze zrozumieniem metafor. Dla niego wyrażenie „zabić” będzie oczywiście oznaczało, że trzeba wziąć strzelbę, udać się do restauracji, w której przesiadują zazwyczaj ci znienawidzeni yuppies, dumni, eleganccy karierowicze i powystrzelać ich jak kaczki.

Zaraz, zaraz. Czy ja nadążam? Restauracja, strzelanina? Czy tam przypadkiem nie był właśnie Henry Sagan ze swoją żoną, która została zastrzelona? Niezwykłe, jak ludzkie drogi się krzyżują, jak Krzyż Pański, pod którym stoi święty Graal.

Po takim incydencie radiowym, gdzie Lucas niejako sprowokował wariata do urządzenia jatki w restauracji, przebojowy prezenter zakończył karierę w radiu. Skończyło się życie gwiazdy. Niegdyś totalny hedonista, dziś Lucas jest wyraźnie rozczarowany swoim życiem. Teraz mieszka kątem u przedsiębiorczej kochanki, bardzo cierpliwej kobiety imieniem Anne, która prowadzi wypożyczalnię kaset video w jakiejś brudnej dzielnicy. A jeszcze parę miesięcy temu mieszkał w apartamencie z widokiem na panoramę Manhattanu, gdzie patrzył na wszystko i wszystkich z góry, teraz z trudem patrzy w oczy klientowi, który chciałby wypożyczyć ambitny film z wątkami erotycznymi. Ta degradacja wyraźnie kłuje jego spuchnięte ego. Zmęczony pretensjami do losu, zmęczony tym, że zbyt często myśli o sobie i wpada w kolejną głęboką chandrę, postanawia ze sobą skończyć pod mostem Brooklyńskim.

Ale nawet samobójstwo jakoś mu nie wychodzi, bo oczywiście zjawiają bardzo ciekawi panowie z kijami baseballowymi i benzyną. Jack musi wytrzymać w roli worka treningowego. Może go zabiją? Nie będzie przynajmniej żałosnym samobójcą. Niech się dzieje wola Boga. Ale oto z mroków wyłania się jakiś tajemniczy mężczyzna w poszarpanym płaszczu, zarośnięty, brudny. Jeden z wielu włóczęgów, którzy ozdabiają to kontrastowe miasto, jakim jest Nowy York.

Wznosi on ręce i mówi dziwnym językiem. Zachowuje się tak, jakby był z innej epoki, natchniony poeta, mówiący pięknym wierszem do niegrzecznych chłopców. Wymachuje pokrywą od kubła na śmieci, niczym tarczą i wywija jakimś ciężkim woreczkiem, który za chwilę trafi w głowę jednego ze zdezorientowanych oprychów. Oto rycerz przybył na ratunek!

Parry jako włóczęga i wariat właściwie nikogo się nie boi. Nie ma nic do stracenia. Wierzy w etos rycerski i nie zawaha się pośpieszyć z pomocą potrzebującym. Uratuje biednego, bezdomnego piosenkarza kabaretowego, w którego wciela się tu brawurowo Michael Jeter, który najmocniej zapisał się rolą w „Zielonej mili”. To nie pierwszy raz, gdy Williams ratuje Jetera. Parę lat później spotkają się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie Williams w roli Patcha Addamsa pokona wraz z Jeterem lęk przed wiewiórkami. Chodzące miłosierdzie dla potrzebujących. On szuka Graala, a jednocześnie podaje go pod usta spragnionym Bożej łaski.

A takim potrzebującym jest także arogancki Jack Lucas. I nie chodzi tylko o to, że ktoś uratował go przed miejskimi oprychami. Jack wyraźnie męczy się ze sobą. Stoi na rozdrożu i nie wie co począć, czym rani swoją dziewczynę Anne. Doświadczył bolesnych skrajności. Jest byłą gwiazdą i prawie menelem. Wciąż czuje się zakłamany w swoim życiu. Stracił autentyczność. Stracił wiarę w siebie i w ludzi. Znalazł się w piekle samopotępienia, albo jak kto woli, stracił z oczu swój święty Graal, do którego mógł zmierzać. Znamienna jest scena, gdy pijany zatacza się pod eleganckim hotelem, pod który podjeżdżają tylko lśniące limuzyny. Z jednej z nich wychodzi chłopiec, który ofiarowuje Jackowi drewnianą lalkę, Pinokia, któremu jak wiemy wydłużał się nos po każdym kłamstwie. Co za ironia, dziecko ofiarowuje zakłamanemu dorosłemu lalkę bohatera, który słynął z kłamstwa. Czas spojrzeć w swoje życie, w te puste oczy lalki z długim nochalem. Ecce homo. Ale nie załamuj się mój biedny rycerzu. Jest przy tobie Parry.

Wreszcie zjawił się ktoś, kto uratuje go przed bezsensem. Jak to możliwe? Włóczęga, wariat bredzący o rycerzach?! Rzeczywiście na początku Jack zupełnie nie rozumie Parry’ ego. Nie rozumie po co jego nowy kolega obnaża się w Central Parku, niczym Whitman biegnący po lesie jak dzikus. Wolny, nieskrępowany, nieskażony tą zakłamaną cywilizacją. Gdy w końcu odkrywa, jaką tragedię przeżył jego nowy towarzysz i że w pewnym sensie to stało się przez jego nieostrożne słowa w eterze, postanawia mu pomóc. Początkowo chce się zrewanżować pieniędzmi, ale to by było zbyt proste. Zapłać i odejdź. Nie tędy droga. Parry nie dba o pieniądze, choć jest wzruszony gestem Jacka. Nazywa go dobrym człowiekiem, co zupełnie zbija Lucasa z pantałyku. Nie wie, jak rozmawiać z tym dziwnym człowiekiem, który balansuje między metaforą, świętością, legendą. Pewne rzeczy nazywa inaczej, ale jednak mówi bardzo mądrze. Jak prorok, który objawił się, by obudzić w Jacku nowy sens życia. To prawdziwa krucjata. Parry chce odnaleźć Graala i zdobyć serce Lydii. Jakiej Lydii? To jakaś wróżka czy bohaterka innego eposu? Łapie się za głowę Lucas, który mimo wszystko chciałby pomóc swojemu nowemu przyjacielowi.

Rycerze zawsze mieli zbyt ambitne i odległe cele, do których mogli dążyć przez całe życie, ale ich nie osiągać, by tak wypełnić ideał niezdobytej, dworskiej miłości. Lydia istnieje. Tak jest człowiekiem z krwi i kości. Jest kobietą?

Zacznijmy od tego, że Lydia, pracująca za biurkiem pełnym dokumentów, nie wie w ogóle o istnieniu jakiegoś Parry’ ego i raczej nie wygląda na kobietę, która by zwróciła uwagę na jakiegoś włóczęgę, gadającego o świętym Graalu. A co do Graala? To podobno jest on własnością jakiegoś bogatego kolekcjonera, który mieszka w czerwonym zamku, stojącym na środku Manhattanu (rzeczywisty adres tej nietypowej budowli to Madison Avenue, między 94 and 95 ulicą). Brakuje tylko złodzieja. Jest czerwony zamek, ale w tej legendzie jest również czerwony rycerz, nawiedzający Parry’ ego. Tak jeśli czegoś naprawdę się boi Parry, to właśnie tego rycerza, którego nikt inny oczywiście nie widzi, tak jak kiedyś bohater filmu „Brazylia” walczył we śnie z wielkim samurajem. Ten czerwony rycerz przypomina Parry’ emu o tej okropnej tragedii, która go spotkała. Ten rycerz doprowadza go do szału, niewyobrażalnego ataku lęku, po którym nasz niezwyciężony bohater może wylądować znów w szpitalu z etykietą wariata.

Świat fantazji miesza się z szaleństwem. Sceptyczny Jack kieruje oczy ku niebu i z irytacją pyta siebie, czemu musiał spotkać na swojej drodze takich wariatów? Ale w tym szaleństwie jest metoda. Oto na naszych oczach, tuż obok, w tych zwykłych, brudnych scenografiach Brooklynu/Gotham City pisze się nowy epos, nowy mit, nowa legenda. A mity często pomagają odnaleźć właściwy kierunek, są jak siatka kartograficzna, na której nanosimy nasze przeżycia. Jak twierdzi Joseph Campbell, badacz mitów, każdy musi przejść drogę bohatera. A jednym z najważniejszych punktów jest oczywiście odpowiedź na wezwanie do drogi, by tak potwierdzić swoje powołanie. Rozpoczyna się misja i trzeba ruszać. Będzie niebezpiecznie, trzeba porzucić swoje dawne życie, trzeba będzie walczyć z wrogiem i szukać skarbu, który potem i tak okaże tylko zwykłym świecidełkiem. Natomiast sama przy-God-a okaże się błogosławieństwem, w którym odkryjemy siebie i innych na nowo. To dzięki spotkaniu z Parrym Jack doceni miłość Anne, którą dotąd traktował jak panienkę do towarzystwa. Jack widząc romantyczne uczucie, jakie powoli się rodzi między rycerskim Henrym, a śpiącą królewną Lydią – sam zobaczy, jak wiele przespał w swoim życiu. Wreszcie Jack obudzi w sobie odwagę, by wykraść Graala dla swojego przyjaciela, który trafił do szpitala. A w szpitalu z kolei Lydia odwiedzi swego tajemniczego rycerza.

Zaprawdę powiadam wam, warto być szalonym, żeby pomóc innym odnaleźć swoją drogę

 

Szukajmy Graala.

 

Nietuzinkowa historia w reżyserii Terry’ ego Gilliama, który już jednego Graala zaliczył wraz Pythonami. Teraz z kolei ze scenariuszem Richarda Lagravenese (który także zaliczył tu małe cameo) rusza na poszukiwanie Graala w mrocznym Nowym Jorku, gdzie niejeden zbłąkany rycerz odmienił swoją historię.

 


 

 

 

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE