ZAJĘCIA DYDAKTYCZNE, CZYLI KRÓTKA LEKCJA O ŻYCIOWYCH WYBORACH

 


Film nakręcony w 1980 roku, ale swojej premiery doczekał się osiem lat później. To zaledwie pięćdziesiąt parę minut. Czas trwania seansu podobny do godziny lekcyjnej. A o czym ta lekcja? Z początku myślałem, że to Krzysztof Kieślowski, ewentualnie Feliks Falk będą prowadzili te zajęcia, ale okazało, że jest zastępstwo i to Ryszard Bugajski, reżyser i scenarzysta ukaże nam portret młodej rodziny, stającej wobec moralnych dylematów. Ona, Teresa to lekarka, anestezjolog, a on, Marek to doktorant, który wciąż nie może skończyć swojej ambitnej pracy doktorskiej. Nie potrafi zmieścić się w wymaganych terminach. Jest trochę jak egoistyczny artysta przedkładający swoją sztukę nad zwykłe życie. To Teresa zarabia więcej i chyba bardziej stąpa twardo po gruncie. Widziała już wiele w swojej lekarskiej karierze. Ktoś umierał, ktoś dochodził do zdrowia. Nadzieja była, nadzieja umierała. Przyzwyczaiła się. Coraz częściej bierze dwa dyżury, by Marek mógł być jeszcze trochę filozofem.

Marek natomiast jest rozdarty między naukowymi ambicjami a byciem głową rodziny. Tu zajmuje się dziećmi, tam w bibliotece błądzi między cytatami. Jest zbyt idealistyczny w stosunku do rzeczywistości, która naszpikowana jest układami i konwenansami, tak jak to widzimy to w „Wodzireju”. On chce być tym prawym, szlachetnym, tym, który nie chce się babrać w ludzkim szambie, nieustannie myje ręce w kuchni, której podłoga jest pokryta czarno-białą terakotą. Czarno- białe Marka uzupełnia szarości Teresy. Marek chce, żeby wszystko było jasne i poukładane, podczas gdy jego żona, bardziej pragmatyczna codziennie babrze się w ludzkiej krwi i przeprowadza różne operacje. Nie wydziwia, lecz myśli przede wszystkim o rodzinie, o mężu i dwójce dzieci. W takiej napiętej sytuacji nawet zrozumiałym byłby romans z młodszym lekarzem. Ale Teresa odrzuca zaloty kolegi z pracy. Marek również nie narzeka na powodzenie u studentek, szczególnie jednej, którą paradoksalnie oblewa na egzaminie. To ona się naprasza, a gdy on odrzuca te coraz bardziej natarczywe zaloty „w stylu łatwej panienki”, ona wygarnia mu jego wyższą moralność. Prawdziwy policzek w kamienne oblicze Marka.

Rozczarowany atmosferą na uczelni, która powoli zatraca swoją esencję wymiany intelektualnych poglądów, Marek rzuca naukową posadę, nie myśląc o tym, że ma rodzinę. Dlaczego to zrobił? Bo nawet, jeśli by już napisał tą swoją ambitną pracę, czy ktoś naprawdę by ją przeczytał z zainteresowaniem? Po co to wszystko? Quo Vadis universitas? Kolejny tytuł przed nazwiskiem. I co? Marek przechodzi wyraźny kryzys swojej naukowej pracy, która bardziej przypomina awangardową twórczość. Ale i poza uczelnią Marek musi stawić czoła zimnej rzeczywistości, w której trudno realizować swoje ideały, nawet jeśli chodzi o wychowywanie dzieci. Mam wrażenie, że rola Marka w wydaniu Krzysztofa Gordona odbija się echem w filmie „Dług”, gdzie również gra on ojca (teraz już w sile wieku, z siwym włosem), który próbuje jakoś pomóc swojemu synowi w czasach dzikiego kapitalizmu, gdzie mało kto kieruje się przyzwoitością od A do Z. Ale chyba osiąga sukces wychowawczy, skoro jego syn Adam mimo tego wyrządzonego zła, przyznaje się do winy.

Wróćmy jednak do „Zajęć dydaktycznych”. Niby nie jest tak źle. Zwyczajna proza życia, która już coraz mniej zawiera tych romantycznych, poetyckich kawałków. Teresa i Marek mają swoje mieszkanie na nowo wybudowanym osiedlu, które trochę przypomina to z „Alternatywy 4”. Niby nic się nie dzieje, po prostu następuje zamiana ról, to mężczyzna więcej czasu spędza w domu i z dziećmi, podczas gdy żona pracuje za dwóch. Gdzie tu jeszcze ma być miejsce na ideały, jakimi wciąż żyje Marek? Rozdarcie między konformizmem a idealizmem – zupełnie jak u Zanussiego w „Constans”: „jeszcze pobrudzisz sobie rączki” – jak mówił kierownik do Witolda.

Teresa właśnie ma okazję skorzystać z tego konformizmu i spełnić swoje zawodowe ambicje, a przy okazji pomóc rodzinie finansowo. Chodzi o wyjazd za granicę i staż w renomowanej klinice. Od słowa do słowa z profesorem-kierownikiem i posada załatwiona. Tyle że jeszcze parę innych osób walczyło o ten wyjazd. Wygląda na to, że Teresa chyba będzie miała na pieńku z kolegami z pracy, skoro to ona dostała szansę wyjazdu. Tu ambicje zawodowe tam lojalność wobec pozostałych. Nie do zniesienia. Ale Teresa chce wykorzystać szansę.

Marek nie rozumie, dlaczego Teresa tak postąpiła, znów wpędza ją w poczucie winy swoją moralną wyższością, podczas gdy ona przede wszystkim myślała o rodzinie.

W ostatniej scenie filmu Marek wychodzi z domu w zimny wieczór, a przerażona Teresa w szlafroku, z rozwianymi włosami i ze łzami w oczach szuka męża. Wybiega na to zimno, tak jak zimna jest ta rzeczywistość, w której codziennie trzeba się ogrzać kompromisami i ideałami na przemian, by nie zwariować. Marek przejęty tym, że żona postanowiła go szukać wychodzi z ukrycia i okrywa żonę swoim płaszczem. Wreszcie zachowuje się jak mężczyzna, który chce chronić swoją żonę i zapewnić jej bezpieczeństwo.

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE