DZIEWCZYNA Z TATUAŻEM. BOND IKEA TATOO


Zaczyna się jak baśń o zaginionej księżniczce. Na początku biało i zimno, a wszelki ślad postawiony nieśmiało, zaciera się pośród śniegu, który gęsto pada w Hedestad. To właśnie tu przybył dziennikarz Michel Blomkvist, aby w pewnym sensie rozpocząć wszystko od nowa. Nowe życie najlepiej rozpocząć właśnie w zimie. Zupełnie, jakby przewracało się stronę w księdze życia. Nowa, świeża, biała strona, której towarzyszy niepewność, podniecenie, strach, żeby nie zrobić kolejnego kleksa. Głęboki oddech, mroźne powietrze i spartańskie warunki, gdzie ciepło trzeba sobie zapewnić przez drewno i stare gazety. Na szczęście są zapałki i gazety, opiewające niedawne skandale i można poczuć się przez chwilę jak Prometeusz w tym cichym miejscu. Ale Michel tego właśnie teraz potrzebuje. Po rozwodzie i głośnym procesie sądowym, który przegrał, bo pomówił bardzo wpływowego biznesmana Hansa Erika Vannestroma, potrzebuje on takiego miejsca, gdzie zatrze za sobą ślady. Pobyt w cichym Hedestad to błogosławieństwo losu. Ale rzecz jasna dziennikarz śledczy nie przyjechał tu, aby medytować jak asceta. Takie żywe umysły szybko się męczą, gdy dopada ich bezczynność. Tak jak Sherlock Holmes pojechał do Kornwalii, żeby odpocząć… przy kolejnych tajemniczych zagadkach, tak właśnie Blomkvist przyjechał tu, żeby rozwiązać pewną sprawę z przed czterdziestu lat. Im bardziej beznadziejna sprawa tym lepiej. Umysł się będzie rozciągał na wszystkie strony, jak nigdy przedtem. Dosyć na razie dziennikarstwa śledczego, polityki, łapówkarzy, ciemnych interesów. Pora zgłębić sekrety pewnej rodziny, której historia jest jak labirynt pełen ukrytych korytarzy.

O podjęcie wysiłku rozwiązania beznadziejnej sprawy, Michela poprosił sam Henrik Vanger, nestor familii, która od ponad stu lat zarządza koncernem przemysłowym Vanger. Henrik jest już starym człowiekiem, marzącym już tylko o tym, aby przed śmiercią odkryć prawdę, co stało się z jego ukochaną bratanicą Harriet, którą traktował niemal jak córkę, gdy jej rodzice jakoś nie potrafili się spełnić w roli prawowitych opiekunów. Pytania, które będą prześladowały Michela przez kolejne długie miesiące to: Co stało się w Dniu Dziecka, roku 1966? Co Harriett chciała powiedzieć Henrikowi? Czego się bała? Czy odkryła jakiś sekret? Kto postanowił zamknąć jej usta? Czy Harriet nie żyje? A może została porwana? No i dlaczego wciąż ktoś przesyła Henrikowi na urodziny zasuszone kwiaty, oprawione w ramy? Tylko Harriett miała taki zwyczaj. Czyżby wciąż żyła? Kogo się boi, przed kim się ukrywa? Dlaczego nie chce wrócić?

Dla starego człowieka, stojącego nad grobem, prawda jest bezcenna i chętnie wyłoży sporą sumę dla detektywa na tropie Harriett. Michel jednak jest sceptyczny co do takiej misji. Skoro przez tyle lat nikt nie wpadł na jakiś trop, (może nawet sam Wallander odpuścił) to dlaczego on miałby to zrobić? Ale Henrik Vanger doskonale wie, że Michel po ostatniej przegranej w sądzie i niejako własnej kompromitacji, potrzebuje właśnie takiego kopa. Musi znów uwierzyć w siebie, wykorzystać swój talent. Vanger lubi wiedzieć, z kim pracuje. Jeszcze przed spotkaniem z Blomkvistem, wiedział o nim bardzo dużo. Szczegółowy raport, sporządzony przez niejaką pannę Lisbeth Salander, pracującą z doskoku dla Milton Security, ukazywał pana Blomkvista w pełnym świetle z jego nieudanym życiem rodzinnym i miłosnymi przygodami. Ale z pewnością nie udowodnił, że Blomkvist to człowiek niewiarygodny. To przede wszystkim dziennikarz-idealista, walczący zawsze o prawdę, przez co oczywiście ma wielu wrogów jak ostatnio Vennerstroma, który będzie dążył do zniszczenia magazynu Millenium, który założył Blomkvist. I właśnie takiego człowieka potrzebował Henrik, a Michael potrzebował Henrika. Ale w tym przeszukiwaniu stosów rodzinnych archiwów, policyjnych akt, kronik, dzienników samego Hedestad, Michael będzie potrzebował jeszcze kogoś. Kogoś bardzo sprytnego, kto potrafi w tym szumie informacyjnym oddzielić ziarno od plewa, wyszukiwać właściwe dane i jest przy tym dyskretny. Kto to może być? Odpowiedź kryje się w raporcie zleconym przez Henrika, który Michael przeczytał ze zgrozą, widząc, że nawet te sprawy, które gdzieś zamknął w swoim archiwum niepamięci, tu wypłynęły na światło dzienne. Brawo panno Salander. To właśnie ona jest tą dziewczyną z tatuażem smoka na plecach. A ten smok w końcu zionie ogniem po złych ludziach, zwłaszcza mężczyznach. Przechodząc obok niej, pewnie byś nigdy nie podejrzewał, że taka osoba może pracować (na pół etatu) w firmie zajmującej się zabezpieczaniem danych. Cała w czerni, wychudzona, z kolczykami w nosie i w brwiach, „gotycka dziewczyna”. A nawet określenie kobieta czy dziewczyna jest w jej przypadku problematyczne. Salander to taka anty-kobieta, chłopczyca, po której nie możesz spodziewać się sympatycznego, zalotnego spojrzenia, uśmiechu, czy jakiejś innej formy nawiązania relacji. Z tego względu Lisbeth nie pracuje w żadnym zespole, tylko jako freelancerka. Salander jest mistrzynią w odbieraniu zleceń i wykonywaniu ich na najwyższym poziomie. Jest jak skaner, który wyłapuje wszystkie potrzebne dane, a potem układa je w bardzo przejrzysty raport. Jak zahipnotyzowana, stuka w klawiaturę swego Ibooka. Nadgryzione jabłko świeci na klapie komputera, podczas gdy panna Salander pośpiesznie wcina jakiegoś fast fooda i czeka niecierpliwie na transfer danych, które podobno były zaszyfrowane i nie do zdobycia. Jassssne. Ale co tak długo do diabła z tymi danymi. Nawet genialna maszyna Steve’a Jobsa już nie nadąża za wymaganiami użytkowników. W końcu cała akcja rozgrywa się jakieś dwadzieścia lat temu. Nie ma rady, dla talentu Salander potrzeba nowego sprzętu. Spośród niewielu wymagań Lisbeth, ta potrzeba jest najbardziej paląca. Dziewczyna z tatuażem może mieszkać w największej dziurze, mieć meble IKEA z kartonu lub ze śmietnika, ale sprzęt, na którym codziennie włamuje się do czyjejś prywatności musi być pierwszorzędny.

Ale teraz to nadgryzione jabłko jest nieco kwaśne. Lisbeth potrzebuje pieniędzy na nowy sprzęt. A tak nieszczęśliwie złożyło, że jej kurator-opiekun, który dotąd sprawował nad nią opiekę właśnie doznał udaru. Adwokat Palmgren był jej jedyną bliską osobą po matce, która wprowadziła ją do tego skomplikowanego świata.

Niestety nowy kurator Lisbeth, Bjurman to typowy, zimny urzędas i do tego jeszcze sadysta wykorzystujący seksualnie swoją podopieczną. Aż trudno uwierzyć, że w takiego typa wcielił się Yorick van Wageningen, który wcześnie w filmie „Droga życia” grał jowialnego Joosta. Ale to tylko dowodzi wszechstronności tego drugoplanowego aktora

Ale i z takim facetem jak Bjurman, Lisbeth sobie da radę. Po tych wszystkich bolesnych doświadczeniach z chęcią przyjmie ona ofertę współpracy od Blomkvista i zawita do cichego i tajemniczego Hedestad, by na chwilę zapomnieć o swoim życiu. Gdzieś czując w głębi podświadomą niechęć do mężczyzn z wielką pasją będzie odkrywała kolejne elementy układanki, by dopaść mordercę, który skrzywdził tak wiele kobiet. Bo jak się okaże sprawa zniknięcia Harriet Vanger była tylko preludium do odkrycia innych niewyjaśnionych spraw, które będzie łączył herb rodziny Vangerów.

Trzeba przyznać, że Michel jest w trochę dziwnym położeniu, w przenośni i dosłownie. Aby spokojnie pisać biografię Henrika (oficjalny powód wizyty dziennikarza) i rozwiązywać zagadkę zaginięcia Harriet, mieszka on w niewielkiej chatce, która znajduje się między pięknymi posiadłościami członków rodziny Vangerów, którzy choć mieszkają obok siebie, to jednak w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Poróżnieni przed laty przez niewygodne, nazistowskie kwestie i inne sprawy, nie potrafią już wyprostować przeszłości, by żyć w spokoju w teraźniejszości.

Choć Michael jest tu na polecenie Henrika, to jednak nie wszyscy z tej dziwnej rodziny cieszą się, że ktoś obcy tu krąży i zadaje niewygodne pytania. Zresztą nie ma się co dziwić. Po co rozgrzebywać te stare sprawy? Blomkvist jest już przyzwyczajony do tego, że jako dziennikarz nie jest zbyt mile widzianym gościem. Uodpornił się na krzyki, złośliwe uwagi, nawet przepychanki, ale już na strzały z broni, to nie za bardzo. Spacerując po lasach, by rozchodzić całą tą dziwną sprawę, Miachel jest niczym zwierzyna, na którą ktoś poluje. Może to Gunnar, dozorca i dawny znajomy Harriett. Może on chce coś zataić i postraszyć gościa? Gunnar? Taki sympatyczny facet? Nie. A może to Harald brat Henrika? Niereformowalny nazista, który ma w swej kolekcji parę sztucerów. W książce to dość antypatyczny typ i również w szwedzkim serialu „Millenium” ukazany jest on jako narwany strzelec, gotowy zabić każdego, kto przekroczy próg jego terytorium. Natomiast w filmie Finchera ukazany jest on raczej jako sparaliżowany i lekko zgryźliwy starzec, wciąż wspominający złote czasy nazizmu szwedzkiego. Ale tak poza tym wpuszcza on do domu Michaela i pokazuje mu bez problemów swoje pamiątki rodzinne i zdjęcia, na których dziennikarz znajduje kolejny interesujący go trop. Harald rzadko wychodzi z domu i równie rzadko widuje się ze swoją córkę Cecilią, którą mieszka kilka metrów do niego. Zresztą Cecilia też jest cięta na Michaela. Zarówno w filmie Finchera jak w szwedzkiej ekranizacji serialu wątek tej postaci jest właściwie przemilczany, żeby w ten sposób pozbyć się niepotrzebnych poszlak i romansów. Ale w książce Cecilia, kobieta samotna, w sile wieku romansuje właśnie z Michaelem, który na początku swojej śledczej drogi czuje się jakoś samotnie w czterech ścianach. No był na początku kotek, ale i on poniesie ofiarę bycia w nieodpowiednim miejscu i czasie. Kochanka Michaela i partner biznesowy, Erica Berger wciąż się na niego gniewa za to, że zostawił gazetę Millenium, by niejako sprzedać się Henrikowi Vangerowi. O byłej żonie nie ma co wspominać. Musi być ktoś obok Michaela, kto go przytuli. A może to sprytna gra Cecili? Przez sex do wiedzy o całym śledztwie.

Wydaje się, że Cecilia coś ukrywa, próbuje nawet przerwać śledztwo Blomkvista, gdy widzi w jak ciężkim stanie jest Henryk, potem znów romansuje z Michaelem, nie mogąc sama dojść ze sobą do ładu. Henrik miał rację, że takiej pokręconej rodzinie przyda się ktoś z zewnątrz, kto niejako podstawi im wszystkim lustro, w które wejrzą ze zgrozą i rozbiją je na kawałki, podczas gdy Michael cierpliwie pozbiera każdy ostry kawałek i połączy w nową całość. Nad całością biznesową koncernu Vanger, czuwa już od dłuższego czasu Martin Vanger, bratanek Henrika, z którym można całkiem szczerze pogadać przy winie i łososiu w jego pięknej, jasnej i ascetycznie urządzonej willi na wzgórzu. Martin nie wydaje się być oburzony tym, że ktoś obcy wypytuje go o rodzinne sprawy, zwłaszcza, że Harriet była przecież siostrą Martina. Skoro Henrik tego sobie zażyczył, to niech Michael robi swoje. Martin radośnie wznosi toast u boku swojej dziewczyny, Liv. Wtem słychać jakiś niepokojący świst, który potem okaże się krzykiem. Kogo? No właśnie. Chyba nie dociera jeszcze do nas, jak zwodnicze są ludzkie kreacje u Vangerów.

Martin i Liv wydają tacy swobodni, inni, radośni na tle tej dziwnej rodziny. Podczas gdy już matka Martina, Isabella o usposobieniu kapryśnej arystokratki powie bez ogródek, co myśli o Michaelu. I o mały włos nie użyje swojej laski jak kija baseballowego. I również Birmen, syn Haralda nie będzie zbyt miło nastawiony do nowego gościa. Niespełniony polityk nie potrzebuje kogoś, kto wyłowi jakąś niewygodną sprawę jego rodziny. Podobnie zresztą zaczyna uważać mecenas Frode, od lat zajmujący się wszystkimi sprawami Vangerów, który ma coraz większe obiekcje co do pracy Michaela nad śledztwem. Po co jeszcze sprawdzać archiwum firmy? Wyjdą jeszcze jakieś nieścisłości finansowe. W końcu każda firma ma coś na sumieniu. A może jednak pan adwokat, najbliższy z otoczenia ma na sumieniu zaginięcie Harriett? Michael musi brać pod uwagę każdą możliwość. Siedzi on z nimi wszystkimi przy pokerowym stoliku i uważnie przygląda się, kto ma asa i kto zdradza się ze swoimi emocjami.

Tak naprawdę każdy z tych członków rodziny ma na sumieniu zaginięcie Harriet i wyjazd Anity. Swoją patologią i faszystowską przeszłością zepsuli swoje dzieci. Anita, córka Haralda i najbliższa przyjaciółka Harriett żyje w Londynie tak, jakby chciała zapomnieć, o tym, że pochodzi od Vangerów. Może ona coś wie? Trop Anity jest u dość problematyczny. W książce Larssona ta postać jest najbliższą przyjaciółką Harriett, która znając jej problemy, pomogła jej uciec, a potem skontaktowała się z nią, gdy Michael podzielił się nią nowymi rewelacjami na temat swego śledztwa. Natomiast w serialu i w filmie Anita jest właściwie wspomnieniem osoby, która zmarła parę lat przed przyjazdem Michaela, a jak się potem okaże jest także nową tożsamością zbiegłej Harriett (spoiler!!!!!!).

W kryminale fascynujące jest zawsze to, jak łączy się poszczególne elementy układanki. W przypadku takiej sprawy, która zahacza o dziesięciolecia wstecz, fascynujące jest to, jak stare dowody, zdjęcia akta, zakurzone archiwa spotykają się z nowoczesną technologią. Daniel Craig mruży swoje błękitne oczy przed nieostrymi zdjęciami, które na sprzęcie Apple, zmontowane jako film, nagle ukazują jakąś nieznaną narrację. Okazuje się, że można cofnąć czas. Te obrazy i alternatywne ujęcia gdzieś są pochowane w prywatnych archiwach. Wystarczy poszukać. Anita wśród koleżanek jak swobodna nastolatka, cieszy się podczas parady, aż nagle jej twarz się zmienia. Pojawia się zaskoczenie, strach, gniew. Na kogo patrzy? Kogo zauważyła po drugiej stronie? Ziarno na kliszy dziwnie drży, wiruje. Kto tam jest? Czy to jej oprawca, porywacz, morderca? Harriet dobrze znała mroczne sekrety swojej rodziny. Sama była niczym detektyw, który dowiaduje się o kolejnych trupach. A sama też miała być tą następną. No kto był tym, który doprowadził do jej zaginięcia?

Ten, kogo podejrzewamy najmniej. Określenie „brat” bywa zwodnicze, czyż nie? Tak samo zresztą jak określenie ojciec. Dla Harriett właśnie ojciec i brat okazali się tymi, którzy doprowadzili ją do ucieczki. Ojciec oprócz bycia w kierownictwie firmy Vanger miał też dziwną pasję zabijania młodych kobiet, a jego syn Martin uczył się od niego. Zresztą czy miał wybór? Najciekawsze jest to, że gdy poznajemy Martina, czy to w książce, serialu, czy filmie, wydaje się on nam tym najnormalniejszym z całej rodziny. Pamiętającym jeszcze te mroczne czasy, a jednak śmiało wprowadzającym koncern Vanger w nowy wiek. W filmie Finchera, w rolę Martina wciela się stary dobry Stellan Skarsgard najbardziej znany hollywoodzki Szwed. Gdy Michael wraz z Liv dojeżdżają na wzgórze, do willi Martina, ten otwiera drzwi, a na jego twarzy pojawia się dziwny uśmiech. Już coś zaczyna nam świtać, że może Martin nie jest taki sympatyczny, jakby się mogło wydawać. Ta rola Martina w wydaniu Skarsgarda przypomina mi trochę rolę Terry’ego Glassa z filmu „Dom Glassów”, pozornie sympatycznego, majętnego faceta, który w swoim nieskazitelnym „szklanym” domu urządza zbrodnię… prawie doskonałą.

Martin większe podejrzenia rzuca na siebie w książce, gdy jako zastępca Henrika pomaga podupadającej gazecie Millenium wygrzebać się z tarapatów finansowych. A że jest nowym członkiem zarządu coraz bardziej naciska na Michaela, by odpuścił sobie śledztwo rodzinne i zajął się swoją gazetą. Blomqvist jednak nie odpuszcza, co w końcu doprowadza do ostatecznej konfrontacji z psychopatą, który w piwnicy swego domu trzymał w klatce różne kobiety. Ten świst podczas kolacji nie był szumem wiatru przy uchylonych drzwiach, był krzykiem kobiety, która wołała o pomoc, podczas gdy Martin zabawiał miłą rozmową i pysznym jedzeniem Liv i Michaela. Mrozi krew w żyłach i zapiera dech.

Wszystkie te wątki i rodzinne intrygi się zapętliły wokół szyi bohatera. Michael właśnie się orientuje, że wisi na linie jak skazaniec na szubienicy, podczas gdy Martin bacznie mu się przypatruje dopijając wino, a w tle słychać relaksujące „Orinoco flow” Enyi, „sail away, sail away, sail away”. Przeraża to i zarazem śmieszy.

Ale spokojnie, gdy jedna strona duetu popada w tarapaty, pojawia się ta druga strona. Mroczna, arogancka, która nie zna żadnych granic. Lisbeth z łatwością przechodzi od hackerskich tricków po bójki z użyciem kija golfowego. Niejednemu mężczyźnie już zadała cios: swojego ojca prawie usmażyła, adwokata Bjurmana naznaczyła tatuażem, a Martina Vangera pozbawiła paru zębów, by potem doprowadzić go na stos. A wszystko po to, by chronić mężczyznę, który jest dla niej jak przyjaciel, kochanek i może trochę ojciec — Michael Blomkvist.

Daniel Craig niczym inna wersja Bonda wkracza w szwedzki senny krajobraz i jak zwykle z kobietą u boku. Choć ta bohaterka to nietypowa Femina u boku swego herosa. Arogancka, szorstka chłopczyca w czarnej skórze, nie dająca się tak łatwo polubić, bo już zawiodła się na zbyt wielu ludziach i przestała wierzyć w miłe słówka. Jeśli kogoś naprawdę lubi, to jest w stanie zrobić dla niego wiele, na przykład ratując mu życie.

Jak dotąd Szwecja kojarzyła mi się z genialnie urządzonym światem wedle filozofii Ikei a Daniel Craig nudził mnie kolejnym wcieleniem Jamesa Bonda. A jednak ta chłodna atmosfera szwedzkich lasów, jeszcze nie wyciętych na meble, historia rodziny Vangerów snuta z sarkazmem przez Christophera Plummera, rozkosz odkrywania kolejnych detali ze starych zdjęć. No i David Fincher powracający po „Social Network”, w swoje ulubione kryminalne klimaty, gdzie także nie zabraknie hakerów, społecznych dziwolągów, no i morderstw na tle religijnym (tak jak to było w „Siedem”). Swoją metamorfozą zachwyca tu Rooney Mara, którą także widzieliśmy w „Social network” jako zwyczajną dziewczynę, która znosi humory Marka Zuckerberga. Poza aktorami i reżyserem również niebagatelną rolę odgrywa tu muzyka duetu Trenta Rznora i Atticusa Rossa, niesamowicie hipnotyzująca, momentami wykorzystująca organiczne dźwięki, by potem znów bawić samplami z tykającymi zegarami czy uderzeniami w szklankę i świszczącym wiatrem. Wcześniej ci dwaj kompozytorzy dopełnili swoimi elektronicznymi dźwiękami narrację „Social network”, teraz z kolei umiejętnie zbudowali napięcie od poszukiwania Harriett Vanger, aż do spotkania z mordercą i wreszcie ze znalezieniem zaginionej, która zniknęła jako nastolatka, a odnalazła się jako dojrzała kobieta.

To wszystko razem tworzy naprawdę wspaniały film, ekranizację dzieła Stiega Larssona, który nawet nie miał szczęścia dożyć sukcesu samej książki. Wszak został ona wydana kilka miesięcy po jego śmierci.

Dwa lata przed premierą filmu Finchera, to Szwedzi wzięli się za ekranizację przygód Michela Bloomkvista i Lisbeth Salander, tworząc serial Millenium, gdzie z każdą częścią robi się coraz bardziej wybuchowo. Na licencji książek Larssona, oprócz dość wiernego szwedzkiego serialu powstała jeszcze „Dziewczyna w sieci pająka”. Ale jakoś szału nie ma. Aż żal bierze, że nie zrealizowano dalszych części trylogii, z Craigiem i Marą w rolach głównych. Rzeczywiście w tej ekranizacji czuć ten pozytywny niedosyt.

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE