W ROLI BOGA. KOMU SERCE, KOMU DUSZĘ?
No śmiało, co tak stoisz i się patrzysz, połóż to maleństwo na wadze. Ja wiem, ono jest okropnie ciężkie a zarazem… tak lekkie, że można rzucać nią jak piłką tu i tam. Czy się odbije, czy się stłucze? No doskonale, jest już na wadze. A na drugiej szali? No właśnie, twoja decyzja. Kto jest godny tej wartości, którą ułożyłeś z trudem na szali? Kto jest za ciężki, a kto za lekki? Kto wykorzysta mądrze ten dar, a kto go zmarnuje? Kto otrzyma serce, a tym samym nowe życie? Dramaturg, Mark St. Germain, znany szerszej publiczności z pracy nad scenariuszem serialu komediowego „Bill Cosby Show” tu rozgrywa w dialogach swoich bohaterów, pracowników szpitala świętego Patryka mocną partię pokera, gdzie najważniejszą kartą jest As z sercem. (W 2021 roku doczekaliśmy się filmowej adaptacji tej teatralnej sztuki z kilkoma zmianami). Wszyscy tu zebrani przy stole (akurat prostokątnym a nie okrągłym) starają się trzymać emocje na wodzy i mądrze zagłosować, kto tym razem otrzyma serce, a tym samym nowe życie? Żeby było ciekawiej, za oknami parada świętego Patryka. Tam zabawa, śmiechy, picie, śpiewy, a tu w szpitalu walka o życie. Show mus trwać! A co jakiś czas nieodzowny sygnał karetki, podpowiada, że wraz z tragicznym wypadkiem, można zdobyć nowe serce dla potrzebujących. Śmierć. Tragedia i zarazem nowa nadzieja dla kogoś innego. Zero niepotrzebnych emocji, roztkliwiań. Rytm życia toczy się dalej.
A po drugiej stronie jak sępy, spragnieni nowej szansy, pacjenci oczekujący na przeszczep. Podobni są do klientów ustawiających się przed supermarketem w dniu wielkiej promocji. Ci najbardziej wytrwali czekają już od piątej, by o siódmej przekroczyć próg i wziąć swoją szansę. Każdy już wie, że nowe serce czeka, każdy obstawia, co dostanie. Każdy się ślini, poci, czeka z niepokojem, jak zdecyduje góra.
Pokój konferencyjny położony jest wysoko, pośród chmur, już trochę może kojarzyć się z niebiosami. Ascetycznie urządzony, dominuje minimalizm, tylko tablica, stół, krzesła, dokumenty, rzutnik, zbiornik z wodą, by łatwiej przełknąć trudną decyzję. To wystarczy, bo w tym pokoju i tak zawsze jest gęsto od emocji, mocnych dyskusji, czasem kłótni. Tu nikt nie owija w bawełnę, bo tu liczy się dobrze podjęta decyzja. Zresztą, czy tu można podjąć dobrą decyzję? Na filozofię i zadumę nie mamy czasu. Czas ucieka. W ciągu kilkudziesięciu minut należy podjąć decyzję i dokonać przeszczepu. Dr Jack Klee (Janusz Gajos), Dr Ann Ross (Dominika Ostałowska) – ten duet potem odegra Norymbergę, Nella Larkin (Katarzyna Gniewkowska), Dr Alex Gorman (Andrzej Zieliński), Ojciec Dunbar (Krzysztof Stroiński), Dr Kiera Banks (Magdalena Schejbal) i Domenic Piero (Paweł Królikowski) próbują wspólnie podjąć tą właściwą decyzję. Właściwie gdy spojrzy się na pierwsze rozdanie, to jak komisja opracowuje za i przeciw, to można pomyśleć, że to właściwie proste. Pacjent, który nie ma warunków mieszkaniowych i odpowiedniej opieki, a w dodatku jest niepoprawnym marzycielem, poetą i antypatycznym charakterem, zostaje od razu skreślony z listy kandydatów. Z kolei cierpliwa, oddana gospodyni domu, która wychowała tak dużo dzieci, użyteczna, ciepła, sympatyczna no i mająca odpowiednie warunku do rekonwalescencji, od razu zyskuje w punktacji komisji. Ale ta pacjentka również ma swoje lata, no i próbowała popełnić samobójstwo. Skąd pewność, czy następnym razem, już z przeszczepionym sercem nie odważy się znowu? A jest jeszcze jeden pacjent. I to całkiem niezła partia. Młody chłopak, dwadzieścia parę lat, przyszły ojciec i w dodatku dziedzic pokaźnej fortuny. A jego ojciec to hojny fundator, dla którego kilkaset milionów to żaden problem, by wesprzeć program transplantologiczny. Łapówka? No nie tak oficjalnie. Chociaż miło by było uratować syna hojnego sponsora, który pewnie się jeszcze jako odwdzięczy. Wszystko dla dobra szpitala. Rzecz jasna.
Problem w tym, że chłopak, dziedzic wielkiej fortuny ma problemy z narkotykami i nie do końca jest wzorowym obywatelem, a co dopiero mężem i ojcem. Pytanie, czy jego nowe serce wytrzymałoby ten imprezowy styl życia? I znów wątpliwości. Faworyci w tym rozdaniu zmieniają się praktycznie co piętnaście minut, bo każdy zasługuje na szansę. Każdemu można zapewnić odpowiednie warunki. A test narkotykowy można by sfałszować, nieprawdaż? To znaczy wykazać w raporcie, że narkoman w gruncie rzeczy brał leki na które ma recepty i tym samym mógłby znowu przesunąć się do góry w liście rankingowej. No i tak byśmy upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu. Uratowali młodego pacjenta, a jego ojciec rzucił by jeszcze milionami. Wszyscy tu mają coś do powiedzenia. Tylko szybko, bo doktor Gorman, chirurg i chyba najbardziej antypatyczna postać, choć tu bym uważał z łatwym szufladkowaniem… to może najbardziej szczera postać w tej sztuce, siedzi jak na szpilkach. To on przecież będzie wstawiał nowe serce wybranemu pacjentowi. Doktor Gorman to zimny profesjonalista, oddany w pełni swojej pracy. Dla niego przyjaźnie, miłości, rodzina i Bóg, do którego co jakiś czas pada odwołanie w kontekście szafowania ludzkim życiem, to w gruncie rzeczy niepotrzebna metafizyka, która trochę psuje mu ogląd sytuacji. Inaczej przecież do sprawy podchodzi młoda lekarka Kiera Banks, która jest w zastępstwie za swego mentora. Jest nieco zszokowana, że tak szybko przechodzi się od jednego pacjenta do drugiego i podejmuje ostateczny werdykt. Banks ma jeszcze w sobie trochę tego młodzieńczego buntu i idealizmu, charakterystycznego dla młodych lekarzy, nauczycieli czy księży. A tak, ksiądz też tu jest. Co ciekawe najpierw był on mężem i prawnikiem, a po śmierci żony oddał się prawu i kapłaństwu. Podobnie jak doktor Banks, ojciec Dunbar również jest tu pierwszy raz i z zaciekawieniem śledzi rozmowy komisji. Nie jest on tu oczywiście tylko z racji swego statusu duchownego, który w porę ma się pomodlić o zesłanie Ducha Świętego, czym jeszcze bardziej irytuję doktora Gormana. Dunbar reprezentuje zarząd szpitala. Ma on niejako czuwać, by decyzje dotyczące przeszczepu serca, nie były podyktowane kwestiami finansowymi. Śmiertelnie chory doktor Jack Klee, prowadzący obrady jest trochę zaniepokojony, bo po cichu chce skierować obrady tak, aby to młody dziedzic fortuny otrzymał serce, a szpital przy okazji zyskałby właśnie milionową dotację. Miło by było przyczynić się do takiego wsparcia szpitala. Do takiej sprytnej polityki na pewno nie ma głowy Dr Ann Ross, psycholog borykająca się ze stratą swoją córki, która jak na ironię cierpiała ona na depresję i popełniła samobójstwo. Czy może być większa plama na honorze psychologa i… matki? Problemy doktor Ross silniej o sobie dają znać w kontekście pacjentki, która miała właśnie za sobą próbę samobójczą. Na szczęście obok doktor Ross siedzi chyba najbardziej sympatyczna postać w całym tym dramacie – Domenic Piero, odpowiedzialny za dział socjalny. Jeżdżący na wózku stara się pomóc Ann stanąć na nogi po jej rodzinnej tragedii. Oczywiście gołym okiem widać, że uśmiechnięty Domenic nie chce być tylko przyjacielem dla neurotycznej pani doktor. Tu nie wyobrażam sobie innych aktorów jak właśnie Pawła Królikowskiego o tej roześmianej twarzy i drżącą Dominikę Ostałowską.
A całe te zmagania między prywatnymi sprawami a rankingiem pacjentów, komponuje nam na obrazie Tomasz Wiszniewski, mający za sobą już wcześniej bardzo dobry film „Wszystko będzie dobrze”. Echo ludzkich zmagań wobec losu znowu odbija się w tym obrazie. O ile tam Matka Boska nie spełnia życzenia biegnącego chłopca, by uratować umierająca matkę, to tu Bóg zdaje się dryfować między myślami członków komisji.
Zirytowany doktor Gorman mówi, że od czterech lat nigdy nie widział tu Boga, mając oczywiście na myśli realny Byt, jakiegoś faceta, czy głos, który jasno określi, że tym razem serce ma otrzymać ten a nie inny pacjent. Ale przecież Bóg to natchnienie, mądrość, dojrzałe decyzje, które rzecz jasna nie przychodzą łatwo. Zdaje się, że przez te całe obrady Bóg, niczym cierpliwy szachista przestawia ludzkie pionki tych specjalistów tak, by wreszcie wpadli oni na właściwy trop. Odrzucili mrzonki o jednym pacjencie i dali szansę innemu, a nade wszystko, by odczuli spokój duchowy, że zrobili wszystko w zgodzie z własnym sumieniem, a nie dla prywatnego interesu.
To jedna strona medalu tej sztuki, ale bardziej porusza tu pytanie: ile jest wart dany człowiek, by dać mu drugą szansę? Czy gdybym ja nagle był w potrzebie i potrzebował nowego serca, to jak zostałbym oceniony przez ową komisję. Pomijam już warunki socjalne, opiekę. Czy byłbym godny drugiej szansy? Czy mógłbym być potem w jakiś sposób użyteczny, dobry? Czy malkontenci, depresjoniści, pesymiści, outsiderzy mają w ogóle rację bytu, by walczyć o drugie życie? Chyba niejeden słysząc wyrok, że ze swoim sercem (i antyspołecznym nastawieniem) nie dożyje kolejnego roku, przyjąłby tą wiadomość z uśmiechem na twarzy.
Komentarze
Prześlij komentarz