TRÓJKĄT BERMUDZKI. TRIUMVIRAT ZBRODNI
Trójkąt bermudzki, triumwirat, w którym wiemy o sobie wszystko, a gdy tylko się rozejdziemy, mgły spowiją ostatnie tropy i to co było faktem, stanie się mętną metaforę, a po jakimś czasie zupełną niedorzecznością.
Zgrabny kryminał w reżyserii Wojciech Wójcika, opowiadający o trzech starych kumplach, których połączyła miłość do wspinaczki. A takie górskie przyjaźnie to nie byle co. Gdy jesteś kilkaset metrów nad ziemią, ma znaczenie z kim jesteś i czy ten ktoś cię asekuruje. I w życiu jest podobnie, gdy stąpasz nad przepaścią problemów, warto, byś złapał się kogoś, na kim możesz polegać jak „na Zawiszy”.
Tak się złożyło, że właśnie Jarek postawił na złego konia i popadł w długi hazardowe, a jego drogi dziadek zostawił w spadku pokaźną kwotę. Z deszczu pod rynnę. Warunkiem przyjęcia owej kwoty jest pogodzenie się Jarka ze swoim kuzynem. Ale to nie jest takie proste, Roman wciąż nie może wybaczyć kuzynowi, że ten zaopiekował się aż za bardzo jego narzeczoną, gdy ten był w wojsku. No i kobieta podzieliła kuzynów na wiele lat. I nic nie wskazuje na to, że mogliby się pogodzić, nawet dla jakiegoś tam spadku. Dopiero jeśli jeden z nich umrze, cały spadek trafia do rąk drugiego żyjącego.
Z kolei Henryk, szanowany lekarz nie był w stanie powstrzymać szantażysty, narkomana, który dysponował kompromitującymi filmami porno z udziałem córeczki pana doktora. No cóż, wstydliwej przeszłości nie dało się zamknąć i prawda wyszła na jaw, akurat podczas wieczoru kawalerskiego, przed ślubem córki gdy przyszły mąż poznał prawdę o swojej przyszłej żonie. No i nici z wesela, a córka w łzach.
No i jest jeszcze Ludwik, wzięty adwokat, który lubi naginać prawo, by prowadzić swoje interesy z dużym zyskiem. Zostaje wrobiony przez sprytną żonę w wypadek samochodowy, potrącenie pieszego. Nie mogąc się wybronić, idzie na rok do więzienia, a żona przejmuje majątek i wprowadza się z kochankiem do domu, w którym nie tak dawno Ludwik popijał Whisky i czytał gazetę.
No i co tu począć? Nagle wszyscy trzej stoją nad przepaścią i trzymają się mocnej liny zemsty, która wyprowadzi ich z tego labiryntu problemów, a przy okazji niejedną kanalię załatwi, w imię Raskolnikowa. Ale jak to zrobić? Ależ to proste. Każdy z przyjaciół mieszka w innym mieście (Gdańsk, Kraków, Warszawa) i każdy w imieniu drugiego dokona zemsty. Tak więc szanowany Pan doktor zabije kuzyna Jarka, podczas gdy Jarek będzie w szpitalu na okresowych badaniach, by w ten sposób mieć alibi, Jarek zabije żonę Ludwika i jej kochanka, podczas gdy Ludwik będzie siedział w więzieniu, by mieć alibi. A gdy pan adwokat wyjdzie, zajmie się narkomanem, o którego szczerze mówiąc nikt nie będzie się martwił i nic podejrzewał. Chłopak po prostu przedawkował i sprawa zamknięta.
I rzeczywiście wszystko idzie jak należy. Niezwykłe, jakie to proste. Zemsta się dokonała, a milicja, choć podejrzliwa, gubi trop, stawiając w raportach znaki zapytania. Trzej przyjaciele nie zawiedli. Wciąż trzymają się swojej liny. Czy przechytrzyli wszystkich?
Chyba tak.
I to mogłoby się udać.
Ale jednak reżyser postanowił, że w tej historii musi być sprawiedliwość do końca. Zbrodnia doskonała to w gruncie rzeczy taka sztuka, w której znika zarówno ofiara jak i morderca w oparach tajemnicy. Tu, naszych trzech nieustraszonych muszkieterów zaskoczy wybuch (niezły pokaz pirotechniczny). I znikną w płomieniach mordercy i zarazem ofiary swego genialnego spisku. Na koniec żegna nas syntezatorowa, zimna, „tajemnicza” muzyka Zbigniewa Górnego, który już wcześnie współpracował z Wójcikiem przy „Prywatnym śledztwie”.
Prosty przepis na zbrodnię doskonałą Wójcika, który potem pokaże nam Ekstradycję.
Komentarze
Prześlij komentarz