NICO CONSTANS I ŻARŁOCZNE LUSTRA
Długo się zastanawiał, czy napisze tą bajkę. Ale w końcu spojrzał w lustro, powiedział do siebie „dam radę” i zasiadł do pisania.
Długo myślał, co zrobi, kiedy uderzy w niego. Czy się rzuci, czy obroni jak przystało na mężczyznę, którym się powoli stawał, jak to mu powtarzali cały czas w rodzinie. Na wszelki wypadek wziął ze sobą kilka poduszek i koców, i ułożył je wokół bramki, by mieć miękkie lądowanie. Trenerowi aż szczęka opadła, gdy to zobaczył.
— Constans?! Co ty wyprawiasz? Chcesz tu spać?
— Nie będę się rzucał na to twarde podłoże, jeszcze się potłukę. — Oświadczył zirytowany Nico Constans.
— A myślałem, że to ja cię stłukę po meczu. — Odezwał się jakiś wielki chłopak i wszyscy zaczęli się śmiać.
— Ech — westchnął trener i podrzucił piłkę, która od razu potoczyła się na stronę drużyny przeciwnej. Wielki chłopak o przezwisku Guliwer dorwał się do piłki i przeszedł wszystkich przeciwników, aż wreszcie stanął oko w oko z Nico, który akurat wtedy był zajęty sprawdzaniem, czy wszystkie koce są równo rozłożone.
— Uważaj Constans! Rzuć się! — Krzyknął obrońca. Guliwer kopnął piłkę, jakby wystrzelił z armaty. Nico rzucił się w ostatniej chwili, lecz piłka przeleciała tuż nad jego głową i znalazła się w bramce
— Gol, zwycięstwo! — Krzyczał Guliwer.
— Ten bramkarz jest beznadziejny! — I Nico musiał przyznać, że to jego porażka. Miał już dosyć tych treningów. Wciąż mu nie szło i kompletnie nie rozumiał, dlaczego ma ciągle się rzucać, gdy piłka leci w jego kierunku. Był już tak obolały i tak zniechęcony, że w złości wykopał piłkę jak najdalej i poszedł do domu.
Spoglądał w lustro i irytował się, że wyskoczyły my na czole krosty, które za chwilę pewnie będą obiektem drwin ze strony spostrzegawczych kolegów. Czemu zawsze słowa kolegów są tak ostre jak kawałki rozbitego lustra, którego nie chcemy oglądać? Ale poza krostami, chciał znaleźć coś więcej w swoim odbiciu. Co takiego? Chciał być taki, jak jego koledzy, którzy codziennie grali w piłkę, ale nigdy nie zadał sobie pytania, kim on chciałby być? Na imię miał „Nikodem”, ale wolał, by mówiono do niego Nico. Zresztą w wyobraźni można być każdym: najlepszym piłkarzem, policjantem i strażakiem, a najbardziej to chyba poszukiwaczem przygód. Akurat ta ostatnia propozycja wydawała się najbardziej odpowiednia dla okoliczności, w jakich znalazł się Nico. Już za parę dni miał jechać do swojego Wuja, pana Tellera na wieś, by zacząć naukę w nowej szkole. Jednak miał sporo wątpliwości, tak jak na boisku piłkarskim: czy rzuci się w odpowiednim momencie i obroni pocisk od losu?
Ale nie on jeden miał problem. Gdzieś daleko za górami i lasami jego Wuj, Alfred Teller, niegdyś poczytny autor bajek, książek przygodowych i reportaży przeżywał kryzys, bo nic od dłuższego czasu nie napisał. Siedział przed maszyną i wpatrywał się w klawisze, przypominające rozsypane kostki scrabble, w których nie potrafił znaleźć żadnej opowieści
Co ja mam począć moi drodzy
O czym pisać, by bajka leciała jak z procy?
I wybijała głośno szyby w nocy
By każdy słyszał ją i się zachwycał
By każdy w niej jak w lustrze coś widział
Pomóżcie mi, o czym tu pisać?
Jakiego bohatera ukazać?
A którego z historii wymazać
Kogo przez mroki ścigać
I kogo mądrego o drogę pytać?
Wuj Teller westchnął ciężko, po chwili zamknął oczy i zasnął w nadziei, że może sen przyniesie natchnienie. O tak, sen pełen przygód i fantazji i sen tak okropnie przerwany przez budzik rzeczywistości.
„Wstawać tak wcześnie w wakacje?! I to o szóstej rano. To największa katastrofa, jaka może się wydarzyć! — irytował się Nico. Ale w końcu zamiast sufitu ujrzał nad sobą pogodną twarz mamy, która jak słońce, wstała na jego niebie — „no ruszaj się! Wstajemy” — popędzała go.
— Jeszcze… — próbował negocjować.
— „Jeszcze” było dziesięć minut temu
— Już wstaję — odparł znudzony, ale wciąż leżał.
— To słyszałam cztery minuty temu. — Nico zrozumiał swoją sytuację i musiał skapitulować. Powoli zwlókł się z łóżka.
— Nie rozumiem, dlaczego muszę tam jechać. — Odparł zniechęcony. Tymczasem mama odsłoniła zasłony. Jasne światło rozlało się gęsto po całym pokoju, jak cytrynowa galaretka.
— Są wakacje, odwiedzisz swoich kuzynów i oswoisz się z nowym miejscem. To najciekawsza szkoła. I jeszcze ta przyroda, co za widoki, piękne okolice. Byłeś zachwycony — wyjaśniła mama.
— Byłem zachwycony, że już wracam.
— Przestań. Ruszysz z domu, spojrzysz na wszystko z innej perspektywy. Ja muszę iść do pracy. Tata wyjeżdża jutro w delegację. Nie miałbyś tu nic ciekawego do roboty.
— Zawsze coś ciekawego znajdzie się w mieście. — Tu Nico spojrzał na makietę miasta pełnego wieżowców, która stała na biurku.
— Prędzej czy później dręczyłbyś mnie, żebym cię gdzieś zabrała: do kina albo do wesołego miasteczka, a ja mam teraz napięty grafik, rozumiesz?
— To tak jakbym miał codziennie sprawdzian z matmy?
— Mniej więcej. Codziennie mam jakieś rozliczenie, matma do potęgi — podsumowała mama z grymasem.
— Czyli? — Zapytał błagalnie Nico
— Czyli jedziesz mój drogi. — Oświadczyła mama ze śmiechem. Nico słysząc ten wyrok, tylko zwiesił głowę.
Ani się nie obejrzał, gdy już stał na dworcu z wielkim czarnym plecakiem, który był wypełniony po brzegi wszystkimi, najpotrzebniejszymi rzeczami. Złośliwy wiatr smagał jego twarz i co chwila rozwiewał jasne włosy, co jeszcze bardziej irytowało chłopca.
— Dopiero co chodziłem z plecakiem do szkoły, teraz jeszcze z większym plecakiem muszę jechać na jakieś odludzie — Syknął
— Znów zaczynasz? Przecież Suz i Gart nie są tacy źli. — Obstawała przy swoim mama i z niecierpliwością wyglądała pociągu, który wreszcie zabierze tego zrzędę z dworca.
— Po pierwsze to moi kuzyni, a kuzynów się nie lubi, tylko znosi. Mamo oni są dziwni i w ogóle… a wuj Artur, to już zupełny dziwak, tylko coś pisze i mówi do siebie.
— To u nas rodzinne. Ty też jesteś dziwakiem. — Mama pogłaskała Nico i podała mu kartkę.
— Tu masz listę przystanków. W razie czego konduktor powie ci, kiedy wysiąść, a potem kuzyni cię odbiorą.
— Stacja Stranden. — Odczytał zamyślony. Mama wyglądała tak, jakby miała się rozpłakać. Pogładziła twarz Nico, zawiązała mu pod szyją chusteczkę jak u kowboja, a na głowę nasunęła czapkę z daszkiem. Chciała go pocałować, ale Nico się jeszcze bardziej skrzywił.
— Mamo proszę cię, nie przy ludziach — irytował się coraz bardziej. Z oparów mgły wyłonił się pociąg. Nie było odwrotu. Nico wpatrywał się w żelazną bestię, która za chwilę miała go połknąć i przenieść w inny świat, podczas gdy Mama rozmawiała z jakimś konduktorem.
— Dobrze łaskawa pani, najlepiej będzie, jak chłopiec usiądzie w naszym wagonie, za maszynistą. Konduktor z siwą brodą spojrzał na Nica i dał znak.
— No młody człowieku, zapraszamy na pokład. — Weszli do środka. Nico usiadł na skórzanym siedzeniu i wyjął z plecaka kilka komiksów. Rzucił okiem na motorniczego, który bynajmniej nie zamierzał zabawiać gościa rozmową. „I dobrze, niech każdy zajmie się swoimi sprawami” — pomyślał Nico. Ściągnął czapkę, rozwiązał chustkę, znudzony pomachał jeszcze mamie, która cały czas stroiła do niego słodkie miny. Rozległ się gwizd, pociąg ruszył. Podróż zapowiadała się na jakieś trzy godziny. To był najgorszy etap wakacji. Siedzenie w nagrzanym pociągu i oglądanie zmieniających się co chwila widoczków. Na szczęście były komiksy. „Dobre i to, bo na miejscu i tak nie będzie nic ciekawego” — Myślał rozgoryczony. Stary dom, zdziwaczały wujek, pochłonięty pisaniem jakiś historii, no i zwariowane kuzynostwo, czyli Gart i Suz. Jak tu udawać, że człowiek chce się z nimi bawić. Tortura do potęgi.
Podróż upływała na słuchaniu turkotu pociągu, rozmów motorniczego z konduktorami, przeglądaniu komiksów, zerkaniu na zegarek i śledzeniu sennym wzrokiem, co też dzieje się za oknem. Nico przez chwilę zobaczył w szybie swoje odbicie: niezadowolonego chłopca, w którym zmieniały się co chwila krajobrazy niczym nastroje: od radości, przez smutki aż po gniew i zwątpienie. Czy kiedykolwiek ta podróż dobiegnie końca? Odpowiadał mu tylko gwizd lokomotywy. I znowu mała drzemka. Wreszcie poczuł, że ktoś go delikatnie szturcha. To konduktor dawał znak, że już czas wysiadać. Nareszcie!
Nico z radością pośpiesznie założył plecak i podszedł do drzwi. Trzymał się kurczowo barierki i patrzył na zbliżającą się stację z szyldem Stranden. Pociąg wreszcie stanął, zazgrzytało, zapiszczało, drzwi się rozsunęły. Peron był pusty. Nico niepewnie zszedł na stację i rozglądał się dookoła. Przez chwilę poczuł, że to może jednak nie ta stacja, ale nazwa na tablicy mówiła sama za siebie. Wyciągnął z plecaka jabłko, które okazało się w smaku dość kwaśne, tak samo jak kwaśną miał minę nasz bohater, rozglądając się po tym pustkowiu. I pomyśleć, że teraz mógłby się jeszcze wylegiwać w ciepłym łóżku, ale oczywiście rodzicom zachciało się ciekawych wakacji i szkoły.
W końcu zaczął iść w kierunku rozłożystego dębu. I tak jak w pociągu, tak i tu w tym cichym miejscu nie wiedział, co ze sobą zrobić. „Może pooddychać świeżym powietrzem” — jaka radziła mama. Oj odetchnął, ale nie widział w tym nic interesującego. Jakaś mucha zaczęła latać obok niego. Przepędził ją. Na szczęście w obliczu tej nudy, która coraz bardziej doskwierała Nicowi, ktoś kopnął w jego stronę piłkę, a ta potoczyła prosta do stóp chłopca
— Eeej, co tak stoisz jak słup! Może byś mi podał! — Rozległo się. Nico spojrzał za siebie. Na wzgórzu stali Gart i Suz. Ona była jasnowłosą, smukłą dziewczyną o bystrym spojrzeniu, ubrana w dżinsową kurtkę i czarną spódniczkę. On z kolei był nieco niższy od niej i trochę krępy. Jego krągłą buzię zdobił zawadiacki uśmiech rozrabiaki. Na głowie miał wielką czarną czapkę z daszkiem, a pod szyją granatową chustkę jak u kowboja. Co chwila nerwowo sięgał po małą buteleczkę z mlekiem skondensowanym i sobie popijał. Z kolei Suz dopijała małymi łyczkami syrop klonowy. Tak oto prezentowało się to szanowne kuzynostwo Nica. Chłopiec kilka razy podbił piłkę, w końcu ją złapał, przekozłował i ruszył w kierunku ludzi, którzy podobno byli jego rodziną. Przywitali się, nawet uściskali i wymienili żartobliwe uwagi na temat swego ciężkiego losu:
— I znów cię tu zesłali biedaku? –Zapytała Suz.
— Gorzej, mam tu chodzić do szkoły od nowego roku.
— Tak, tata nam mówił. Ale spoko! Nasza szkoła jest najlepsza — powiedział Gart
— Ty chwalisz naszą szkołę, rany. Nie wierzę własnym uszom — powiedziała z ironią Suz.
— A poza tym podobno tu jest świeże powietrze i można robić wiele ciekawych rzeczy — wyrecytował Nico przesadnym tonem
— Kto ci to powiedział? — Zdziwił się Gart.
— Rodzice.
— Ech, kuzynku, rodzice mogą ci mówić wiele rzeczy, ale tu zazwyczaj śmierdzi końską kupą. — Powiedział Gart udając nauczycielski ton.
— Końskim łajnem — Poprawiła Suz
— No przecież mówię. — Zdenerwował się Gart.
— Rzeczywiście, coś czuję. — Przyznał Nico
— Chyba, że to ta wiedźma gotuje jakąś zupę z trupa. — Powiedział Gart spoglądając porozumiewawczo na Suz.
— Jaka wiedźma? — Zaniepokoił się Nico.
— Może ją poznasz w najbliższym czasie, porywa dzieci i takie tam… — Pocieszył Gart
— U nas atrakcji nigdy dość.
— Nie zawiedziesz się, jeśli lubisz się bać. — Podpuszczał go Gart
— Chodźmy. — Popędzała Suz. Udali się krętym wąwozem, mając nad głowami baldachim z koron drzew, który stopniowo się przerzedzał, by wreszcie ustąpić miejsca jasnemu niebu, pod którym ścieliły się wielka łąka i sad.
— Ktoś chce herbaty? — Zapytała Suz, sięgając do swojej torby.
— Mam cały termos w plecaku … — Odparł zniechęcony Nico.
— Spory masz ten plecak, może ci pomóc?
— Jestem samodzielny i przygotowany na każdą ewentualność!
— Którą wymyśliła mama, czyż nie? — Roześmiał się Gart.
— Żebyś wiedział. — Odparł z kwaśną miną Nico.
Wreszcie doszli do wielkiego domu, który wyglądał jak mały zamek. Nico jednak nie miał ochoty zwiedzać domu. Marzył tylko, by odespać podróż. Kiedy cała trójka wchodziła po schodach usłyszeli stukanie w maszynę do pisania.
— Ciiii. — Suz przyłożyła palec do ust. Wszyscy przeszli na palcach obok drzwi i stanęli na półpiętrze.
— To tata, chyba coś pisze, lepiej mu nie przeszkadzać. — Wyjaśniła Suz.
— Wolałbym, żeby bardziej się nami interesował niż ślęczał całymi godzinami nad tymi swoimi książkami! — Oburzył się Gart.
— Dlatego nie przeczytałeś do końca żadnej książki. — Dodała drwiąco Suz
— Nie znoszę, kiedy tata pisze. Zupełnie, jakby go nie było. To książki nam go zabierają! — Syknął Gart.
— U mnie Tata jeździ ciągle na delegacje. — Odezwał się Nico.
— Nasz jeździł na wyprawy, ale po śmierci mamy przestał. Mówił, że podróże sprzyjają natchnieniu i kształcą. — Wyjaśniła Suz.
— Też mi coś. Tu też jest ciekawie! Poza tym mało mnie obchodzą jacyś szamani z Afryki — warknął Gart spoglądając na zdjęcie taty stojącego wśród jakiegoś plemienia.
— Choć pokażemy ci, ile pamiątek przywiózł. — Zaproponowała Suz.
— Jest tam jakieś wygodne łóżko? Padam z nóg. — Zapytał zmęczony Nico. Ale łóżko okazało się zbyteczne, bo gdy cała trójka weszła do wielkiego pokoju pełnego różnych, dziwnych rzeczy, Nico aż się ożywił. Zupełnie jakby znalazł się w pokoju pełnym filmowych rekwizytów i jedyne co mógł powiedzieć w tej chwili to „woooow”.
— Nazywamy ten pokój „muzeum”. — Objaśniła Suz. Nazwa była jak najbardziej trafiona, bo tutaj każdy przedmiot zdawał się mówić: „podejdź, zobacz mnie, dotknij, opowiem ci mój sekret”. Ściany zdobiły stare mapy i obrazy w złotych ramach, dalej półki, na których stały piękne modele okrętów i globusy. I jeszcze ta kolejka elektryczna zajmująca cały stół. Potem stare kamery na statywach, mnóstwo książek i te piękne skrzynie, kufry jak w pirackiej kajucie. Podłogę zaś ścieliły tureckie dywany o różnych wzorach i skóry. Zupełnie jakby weszli do namiotu łowcy na odległym safari. Te skojarzenia zresztą były jak najbardziej trafione. Ojciec Garta i Suz — pan Teller był przede wszystkim reporterem. Dużo pisał, robił zdjęcia, uczestniczył w różnych ekspedycjach i wyprawach, z których przywiózł te wszystkie niezwykłe rzeczy i zgromadził w tym wielkim pokoju. Szczególną uwagę Nica zwrócił stary zegar stojący w kącie, którego tarczą było złote słońce z wielkimi oczami. Nicowi się zdawało, że te dziwne oczy wodzą za nim. Zaintrygowany koniecznie chciał się dowiedzieć, jaki sekret kryje ten zegar, gdy nagle zegar się otworzył jak szafa i wyleciał z niego roześmiany Gart. Nico o mało co nie zemdlał. Na szczęście Gart i Suz w porę go podtrzymali i od razu poprowadzili do jego pokoju.
— Mówiłam, żeby go tak nie straszyć.
— Trzeba oswoić kuzynka. — Powiedział Gart.
— Połóżmy go od razu na łóżku — zaproponowała Suz. Położyli i przykryli kocem. Suz jeszcze chciał coś powiedzieć, ale Nico przewrócił się na bok i już smacznie spał. Jednak po jakimś czasie usłyszał to dziwne stukanie maszyny do pisania, jakby Wuj znowu coś pisał. Jednak teraz stukanie się oddalało i powracało, drżało i odbijało dalekim echem, co coraz bardziej niepokoiło Nica. W końcu poczuł na twarzy coś lepkiego. Otworzył oczy i krzyknął na cały dom „aaaaaa”. Wielka małpa nachylała się nad nim. Nie, zaraz to nie małpa, tylko Gart w masce małpy. Ale to nie koniec atrakcji, bo na rękach Nica siedziało jakieś dziwne, kolorowe stworzenie i wpatrywało się w niego swoimi wielkimi oczami podobnymi do guzików.
— To Cleo, kameleon, prezent od ojca, przywiózł go z jednej z podróży. — Wyjaśnił Gart. Cleo długo jeszcze wpatrywał się w Nica, jakby był zdziwiony, że można się go przestraszyć. Gart go czule pogłaskał i wziął na ręce.
— Spokojnie stary, on cię nie zje.
— W porządku? — Zapytała z troską w głosie Suz z maską czarownicy.
Nico cały spocony tylko westchnął.
— Z nami się nie zanudzisz stary, to będą najlepsze dni twego życia. — Dodał Gart. I rzeczywiście nuda nie miała tu wstępu. Zdawało się, że każdy przedmiot opowiada w tym domu jakąś nową historię. Nie ma się co dziwić. To w końcu dom pisarza. Wreszcie sam Wuj Teller starał się podczas wspólnych posiłków opowiadać coś dzieciom, ale zawsze w końcu przerywał. Przepraszał wszystkich i zamykał się w swoim gabinecie na długie godziny i dalej stukał w klawisze, szukając jakiejś ciekawej historii do napisania.
Nico tymczasem rozpoczął swoją opowieść w nowej szkole, ale i w jego historii żaden z elementów do siebie nie pasował. Nico nie potrafił złapać rytmu szkoły, zakolegować się z kimkolwiek. Na szczęście w pobliżu byli Suz i Gart, którzy mieli na niego oko w kryzysowych sytuacjach, jak choćby ta, gdy pewien uprzejmy, rosły chłopak krzyknął:
— To ty jesteś ten nowy!? Radzę ci lepiej, żebyś się postarał na boisku, bo…
— Bo co? — zapytali jednocześnie Gart i Suz stojąc przed chłopakiem jak ściana. Chłopak się zmieszał i spojrzał na Nica mówiąc
— Następnym razem oberwiesz. — To miała być inna szkoła, inne życie, a w sumie wszystko było tak jak wcześniej, a może nawet i gorzej. Nico był coraz bardziej przestraszony, rozkojarzony, co także udzielało się w rozmowach z nauczycielami:
— No słuchamy. — Powiedziała skrzekliwym głosem nauczycielka Wszechwiedząca, zachęcając pytanego Nicka do bardziej wyczerpującej wypowiedzi niż tylko przeciągające się „yyyyyy”. Nico jednak nie potrafił wydobyć z kieszeni pamięci właściwej odpowiedzi. Miał je zbyt dziurawe. Niewiele mógł powiedzieć na temat wielkiej bitwy, jaką stoczył gdzieś, kiedyś jakiś król. A kogo to obchodzi? Nico bardziej wolał o ostatnio obejrzanym filmie z tym sławnym aktorem, który po raz kolejny pokonał wszystkich złych.
— Ale to mnie nie interesuje. — Odpowiedziała nauczycielka o bardzo wąskich zainteresowaniach. — No i Nico nie mógł dalej zwodzić, że coś wie. Jedyne, co wiedział na pewno, to to, że chyba osiągnie rekord złych ocen. Szkoda, że za to nie dają medali. Nico zdobyłby złoto, a tak w nagrodę Pani Wszechwiedząca musiała porozmawiać z jego wujem. Oczywiście drogie kuzynostwo starało się pocieszyć Nica, jak tylko mogli. „Oj bracie, jak tata się wkurzy, to nie ma mocnych!” — Straszył Gart.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz by pragnął Wuj Artur, była wizyta w szkole, gdzie wszędzie biegają rozwrzeszczane dzieciaki, a nauczyciele wciąż mają pretensje, że nikt ich nie słucha. Chciał mieć odrobinę spokoju, szczególnie teraz, w tym ciężkim okresie, gdy nie szła mu praca pisarska. No ale, skoro obiecał swojej drogiej siostrze, że jakoś postara się zaopiekować na ten rok siostrzeńcem, musiał się wywiązać z tego obowiązku. Pan Teller wpatrywał się w lustro. Twarz roztargnionego bajarza ustępowała obliczu poważnego pana, który starannie wiązał krawat, by wyglądać jeszcze poważniej. Ciężko sapał, jakby przygotowywał się do jakiejś walki. Włożył marynarkę, poprawił swoje jasne włosy i westchnął. Sam jako dziecko nie znosił chodzić do szkoły, a teraz miał iść wysłuchiwać od jakiejś pani Wszechwiedzącej, co też jego siostrzeniec zmalował?
— Z przykrością muszę to stwierdzić, że Nico ma coraz gorsze oceny. Wszystkie możliwe kartkówki, sprawdziany, odpowiedzi po prostu zawala. Za niedługo Nica czeka poważny egzamin, musi się dobrze do niego przygotować, jeśli chce iść do lepszej szkoły. — Ostrzegała nauczycielka.
Wuj Artur rzecz jasna nie był zadowolony z tego, co usłyszał. Ale jeszcze trudniejsza była dla niego rozmowa z Nico o jego problemach. Przez to zamknięcie się w swoich historiach nie miał zupełnie głowy, jak rozmawiać z dziećmi. Zastał siostrzeńca w pokoju zwanym „muzeum”. Nico siedział i czytał komiks, lecz gdy zobaczył wuja, zawstydzony od razu schował gazetkę za plecy, tyle, że w lustrze po drugiej stronie było widać, co też Nico ukrywa. Wuj się uśmiechnął i usiadł obok. Nawet nie musiał zaczynać rozmowy, bo Nico już próbował się usprawiedliwić:
— Wiem, zawaliłem robotę, jestem beznadziejny, wiem…
— Sporo wiesz, powinieneś być najlepszy w szkole. — Zażartował wuj.
— A tymczasem nic nie rozumiem z tych podręczników.
— Masz rację, autorzy szkolnych podręczników są coraz gorsi, nie potrafią pisać dla takich talentów, jak ty.
— Właśnie — zgodził się Nico.
— Wiesz, ja też nie rozumiem nic z historii, które ostatnio piszę, wszystko mi się miesza — Powiedział z kwaśną miną wuj.
— Daty, wydarzenia, równania, koszmar. — Wymieniał Nico.
— Bohaterowie są tacy nieciekawi, a przygody tak nudne.
— Właśnie, tak jak w podręczniku z historii. — Dodał Nico.
— Zatem obaj szukamy dla siebie ciekawej historii. — Podsumował wuj.
— Chyba tak wujku — przyznał rację skruszony Nico.
— Proszę, niech wujek nie pisze rodzicom, że jest u mnie tak kiepsko z nauką.
— Ostatnio niewiele piszę, bo każda książka za jaką się wezmę mi nie wychodzi, a co dopiero list do twoich rodziców. Jeszcze bym namieszał, że uczysz się wspaniale…
— Yyy to by nie było takie złe.
— Ale historia nie trzymała by się sensu.
— Dlaczego? — Zdziwił się Nico.
— Co by ci to dało, że skłamałbym twoim rodzicom. Nie możesz uciekać przed problemami, musisz je poukładać jak wydarzenia w baśni.
— Ale ja wciąż nie wiem co do czego? — Wyjąkał Nico.
— Właśnie od tego zaczyna się dobra historia, od wątpliwości i każdy musi ją przejść po swojemu, by potem znaleźć skarb.
— Skarb? Jak bohaterowie w komiksach! — ożywił się Nico.
— Skarb, czyli SPOKÓJ twoich rodziców… i mój zresztą też. Ech, widzisz — wuj jeszcze chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił telefon.
— Znów historia się urywa. — Wuj westchnął i poszedł odebrać w swoim gabinecie. Nico został sam w „muzeum”. Nie wiedział, czy czekać na wuja, czy też iść do siebie? Jeszcze raz przeszedł się po wielkim pokoju. Wreszcie skierował się do sekretarzyka z napisem „niedokończone”, gdzie były jakieś notatki, prawdopodobnie niedokończonych opowieści, których ostatnio Wuj Teller zostawiał coraz więcej, bo cierpiał na niemoc twórczą. Nico z zainteresowaniem przejrzał parę notatek. Jego uwagę zwróciła historia o pewnym królu Waldzie, który właśnie przygotowywał się do wielkiej bitwy z Niktyngami, armią niszczycieli, duchów, siewców zwątpienia pod wodzą wielkiego Cesarza Nikteusza. Z opowieści napisanej przez wuja, wynikało, że to armia Niktyngów zaskoczy króla Walda. Zaatakuje pierwsza i wyrządzi sporo szkód. Ale znajdzie się pewien dzielny rycerz, były więzień, który chcąc odkupić swoje winy, ruszy na pomoc królowi. Nico tak się zaczytał, że zupełnie zapomniał o wszystkim dookoła.
Nagle słowa nabierały kolorów, zapachów, jakby gorąca wyobraźnia rozbudziła je na nowo, a w tle słychać było to dziwne stukanie maszyny do pisania. Wszystko się zamgliło, a Nico poczuł jakąś dziwną lekkość. Nie wiedzieć jak i czemu leżał na podłodze i powoli otwierał oczy. Niby wciąż znajdował się w tym samym pokoju pełnym eksponatów, ale stali nad nim jacyś dziwnie ubrani ludzie, jak w filmach historycznych.
— Nie wiemy kto to?
–Trzeba go wziąć na przesłuchanie. — Rozległ się srogi głos dowódcy i nagle Nico poczuł, jak chwytają go wielkie łapy. Dwaj strażnicy wzięli go pod ręce i wyprowadzili z pomieszczenia. Nawet nie miał siły się szarpać, był jak złapany w kleszcze. Wyszli na korytarz, przeszli jeszcze parę metrów. W końcu weszli do jakiegoś pokoju i rzucili Nica na czerwony dywan. Gdy chłopak podniósł głowę, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przed nim, na wielki złotym tronie siedział znudzony król. Tak to był król, bo miał koronę na głowie i był ubrany tak wytwornie, w taki błyszczący szlafrok. Zaspany król podniósł głowę, a Nico zupełnie zdębiał, rozpoznając w twarzy króla samego wuja Artura.
— Wujek? To ty? Co to wszystko ma znaczyć? — zapytał zdziwiony Nico, ale w tej chwili strażnik pouczył go:
— To nie ty pytasz króla, tylko król zadaje pytania.
— Ale to przecież Wujek Teller, ja jestem Nico Constans iii… — Tu zawiesił głos, popatrzył na obojętnego króla i na równie niewzruszonych strażników, i zdał sobie sprawę, że oni chyba nigdy nie uwierzą w jego historię.
— Co to za przedstawienie, co to za głupia gra?! — Pytał coraz bardziej przerażony, aż wreszcie król odpowiedział pytaniem.
— Kim jesteś młody człowieku i co robisz w moim zamku? Czyżbyś był szpiegiem wrogiej armii?
— Ja szpiegiem, co też Wuj opowiada?
— Wasza wysokość — Poprawił go strażnik.
— Nie wiem, jak się tu znalazłem?!
— Dobre sobie. — Roześmiał się król, a wraz z nim strażnicy i słudzy.
— Nie wie, jak się tutaj znalazł. A co w takim razie wiesz? — Zapytał już z uśmiechem Wuj, znaczy się król, co ośmieliło Nica do opowieści.
— Wszedłem do tego pokoju, gdzie są różne mapy, figury i zacząłem czytać pewną historię o królu, który właśnie prowadzi wojnę z armią Niktyngów…
— Więc jednak jesteś szpiegiem! — Ożywił się król.
— Ależ nie…yyyy wasza wysokość, ja tu.
— Czytałeś o mnie. To ja jestem wielki Król Wald.
— Największy z największych. — Dodał sługa, stojący obok króla.
— No, tak mówią. — Przyznał król.
— Czytałem to, co napisałeś wujku. O, proszę to są twojej notatki. — Tu wyciągnął z kieszeni pogniecione kartki i okazał je królowi. Król tylko zmarszczył czoło i spojrzał na swego sługę:
— Przecież to puste kartki, żarty sobie robisz?!
— Może są zaszyfrowane wasza wysokość? — Zasugerował sługa i podłożył lampę naftową pod kartkę, która się trochę nadpaliła.
— Nic tu nie ma! — Oddali kartki Nico, który jak na złość widział na kartkach cały tekst historii.
— Czytałem o armii Niktyngów! Zaatakują za parę dni! — Upierał się przy swojej wersji.
— Nie, to my ich zaatakujemy! — Powiedział król.
— Nie wujku tą wersję skreśliłeś, napisałeś drugą, gdzie to Niktyngowie zaatakują was.
— Nie to jakiś szpieg, próbuje pokrzyżować nasze plany. Pewnie służy dla Niktyngów! — Krzyknął sługa.
— Ja ich nawet nie znam! O czym wy mówicie?! — Pytał zdumiony Nico.
— I udaje wariata! — Dodał sługa.
— O co tu chodzi? — Cały czas się dziwił Nico.
— Sam chciałbym wiedzieć. Ale nie odpowiadasz na pytania.
— On bredzi wasza wysokość. — Dodał sługa
— Fakty są takie, że włamałeś się do mojej biblioteki i próbowałeś zdobyć informacje… jesteś szpiegiem. Do lochu z nim! — Krzyknął oburzony król i wstał ze swego tronu.
— Ale to nie prawda, już mówiłem! — Bronił się Nico, ale nikt już nie chciał go słuchać. Dwaj strażnicy znów wzięli go pod ręce i wyprowadzili z komnaty.
— To jakaś pomyłka! — Krzyczał Nico.
— O tych pomyłkach będziesz miał czas porozmawiać z innymi więźniami! — syknął strażnik. Szli przez korytarz, mijając wytwornie ubranych ludzi, którzy byli wyraźnie zaniepokojeni tą sceną. Nico nie ułatwiał, bo wciąż krzyczał i szarpał się jak wściekłe zwierzę. Nagle chłopiec rozpoznał, że jedna pani z jasnymi włosami, ubrana w purpurową sukienkę to Suz, jego kuzynka. Koniecznie musiał z nią porozmawiać.
— Suz, to ja! Nico! Suz! Błagam. Skończcie tą grę! O co wam chodzi!? — Wszyscy spojrzeli to na więźnia, to na panią w purpurowej sukni, która zdziwiona podeszła bliżej.
— Suz, całe szczęście. Poznajesz mnie? To ja Nico. — Pani w purpurze zmrużyła oczy i zerknęła na strażników, po czym w lusterko, które trzymała w dłoniach.
— O co temu człowiekowi chodzi?
— To szpieg wasza wysokość. Twierdził, że zna pani ojca, Króla Walda, ale Pani ojciec go nie zna…
— I ja także go nie znam. — Odparła zdumiona pani w purpurze, spoglądając na Nica i na zebranych dookoła dworzan.
— To jego sztuczki. Próbuje wmówić, że jest znajomym rodziny królewskiej.
— Co za niedorzeczność. Ja go nie znam, naprawdę. — Roześmiała się pani w czerwieni i roześmiali się również inni dowarzenie. Tylko Nico się nie śmiał. Powiedział przez zaciśnięte zęby.
— Mam już dosyć tej głupiej zabawy! Żądam, żebyście przestali! — Krzyczał, widząc swoje odbicie w lusterku księżniczki.
— Żądać to sobie możesz! — Roześmiał się strażnik.
— Zaprowadźcie go do lochu. Niech trochę się uspokoi. — Poleciła księżniczka.
— Tak jest wasza wysokość — Strażnik się skłonił i szturchnął Nica. Zeszli schodami w dół, a księżniczka jeszcze chwilę stała i patrzyła za nimi zdumiona.
— Coś podobnego, że też takich dzikusów tu wpuszczają. A jak on był ubrany? Phi! Kompletny brak wyczucia — powiedziała drwiąco jakaś DAMA w białej sukni. Pani w purpurze postanowiła jednak zajrzeć do swego ojca, Króla Walda i zapytać, co też to wszystko miało znaczyć?
— Ojcze, co to był za dziwny człowiek. Twierdził, że mnie zna.
— Ciebie Eurolo? Och wybacz tą zniewagę, jeszcze dziś w więzieniu otrzyma sto batów i nauczy się dobrych manier, by nie zaczepiać mojej córki.
— Nie chce dla niego tak okrutnej kary. — Powiedziała przejęta Eurola. Król Wald tylko przewrócił oczami i westchnął.
— Chciałbym tylko wiedzieć, któż to taki? — Król Wald od razu wyjaśnił ze śmiechem:
— On cały czas zgrywa wariata. Mówił o jakiejś opowieści, o tym, że zna nasze dzieje, że wie, kiedy nadejdą Niktyngowie. A ja mu na to, że bzdury plecie, bo to my przecież zaatakujemy, zaskoczymy ich. Mówię ci córeczko. To jakiś szpieg, albo prowokator. Wygląda niepozornie, ale może namieszać. Niech trochę się uspokoi w więzieniu, może wtedy nabierze ogłady i wytłumaczy nam wszystko po kolei.
Na razie jednak Nico nie zamierzał się uspokajać, zresztą trudno mu było się dziwić. Tylko pomyślcie, jakbyście się czuli, gdyby nagle rzeczywistość, którą znacie zmieniła się nie do poznania. Widzicie znajome twarze, ale to jednak nie ci sami ludzie. Wuj okazał się królem, który wtrąca własnego siostrzeńca do lochu, a kuzynka stała się obojętną księżniczką. To jakiś koszmar. Nico zacisnął usta. Znajdował się teraz w podziemiach zamku. Po kilkunastu metrach monotonnego spaceru wzdłuż ceglanych ścian, strażnicy się zatrzymali przy kracie. Zdjęli lampę naftową i poświecili. Strażnik wyjął klucz, włożył do zamka. Nico usłyszał nieprzyjemny zgrzyt, a potem poczuł, jak strażnicy go wepchnęli do ciemnej celi. Chciał zawrócić, ale było za późno. Krata już stała przed jego oczyma. Jedyne co mógł, to zacisnąć na niej palce i wyobrażać sobie, że za niedługo się rozpuści, tak jak sople lodu.
— Miłego pobytu. — Powiedzieli strażnicy ze śmiechem i odeszli. Nico rozejrzał się po nowym miejscu. Początkowo myślał, że jest sam w celi, ale jednak światło przedostające przez niewielki otwór w ścianie zdradziło, że był tu ktoś jeszcze.
— No i co niewinny, nabroiło się i jesteś teraz na dnie bracie. — Odezwał się chłopak i wstał z podłogi. Nico przyjrzał mu się z uwagą i znów doznał tego samego szoku, kiedy widział króla i panią w purpurze. Tym więźniem, z którym miał dzielić celę, był jego kuzyn.
— Gart? — wyszeptał.
— Kto? Co to za imię. Chyba, że mówisz w innym języku? — Zdziwił się więzień. Nico nie wytrzymał i krzyknął.
— Gart, to ja! Nico! W co wy się tu bawicie? — Zaczął szarpać więźnia za poły koszuli, ale ten zdumiony go odtrącił i zapytał:
— Jaki Gart, o czym ty mówisz? — Niestety Nico już po raz trzeci się zorientował, że nikt go tutaj nie zna.
— Nie, przepraszam. — Odparł zrezygnowany i odsunął się.
— Spokojnie. To wszystkim się tutaj udziela. — Powiedział więzień.
— Co takiego?
— W więzieniu nie wiesz, co gdzie jest. I nie mówię tu tylko o tym mroku, który nas otacza. W więzieniu czujesz się tak samotny, że w każdej twarzy, chcesz widzieć twarz przyjaciela, brata, siostry, tego, kogo znałeś kiedyś. Tego, kto by cię pocieszył mówiąc i posłuchał twojej historii — Wytłumaczył więzień.
— A za co tu trafiłeś? — Zapytał Nico.
— Byłem złodziejaszkiem i końcu mnie złapali. Prosta historia. Jestem tu już drugi miesiąc.
— Aż tak długo tu się siedzi?
— Ha, ha, czasem i lata. — Roześmiał się współwięzień. Nico tylko westchnął i spojrzał na ceglaną ścianę zbudowaną z jego wątpliwości. Współwięzień podszedł do niego i podał mu rękę.
— Jestem Fernand, choć ja wolę krócej, po prostu Fern.
— Nico. — Uścisnęli sobie dłoń. W końcu i Fern zapytał, z jakiego powodu Nico się tutaj znajduje.
— To długa historia. Zabłądziłem. — Odparł, nie chcąc już tłumaczyć, że prawdopodobnie trafił do jakieś innej epoki.
— Dziwny masz strój. Chyba jesteś z daleka?
— Tak, bardzo z daleka. — Przyznał Nico.
— Tak, tutaj w tych lochach jest mnóstwo takich, którzy zabłądzili. Teraz pewnie by się przydali, skoro Król Wald organizuje najazd na Księstwo Niktyngów. Ma być wielka bitwa. Kto wie…
— Tak wiem. Ale Niktyngowie uderzą pierwsi i wezmą Króla do niewoli, chyba że jakiś przybysz go uratuje. — Powiedział Nico, przypominając sobie tekst historii napisanej przez wuja.
— O czym ty mówisz? Skąd masz te informacje? — Dziwił się Fern.
— Eee, nic, tak tylko sobie mówię. — Nico machnął ręką, bo wiedział już, że taka rozmowa nie ma najmniejszego sensu. W końcu usiadł, oparł się o ścianę i wreszcie zasnął. Sen to była jedyna ucieczka z tego okropnego miejsca. Niestety nie śniło mu się nic ciekawego. Po prostu zamknął oczy, poczuł kojące znużenie i tyle. Nie pamiętał, ile spał. Tu mógł spać długie godziny. Nikt się tym nie przejmował. Pobudka za to nie była zbyt przyjemna. Stał nad nim potężny strażnik i szturchał go.
— Zostawcie mnie w spokoju. Chcę spać! — Krzyknął Nico i przewrócił się na drugi bok, czując okropnie twarde podłoże. Strażnik dał znak i nagle ktoś chlusnął zimną wodą w Nica. Ten od razu skoczył jak poparzony.
— Auaaaaa — Krzyknął i rozejrzał się po tym okropnym miejscu, które żegnał przed snem w nadziei, że jakoś się wydostanie. Ale jednak wciąż był tutaj. „Czyli jednak ten cały cyrk nie jest snem”. — Pomyślał czując okropny ból w mięśniach. Spojrzał pytająco na strażnika, który wyjaśnił, że ktoś chce się z nim widzieć. Nico zerknął na Ferna, ale ten był zajęty jedzeniem.
Strażnik wyprowadził Nica z celi. Ten z trudem wchodził po schodach, wreszcie weszli do jakiejś komnaty, gdzie Nica powitała pani w purpurze, Eurola, córka króla Walda. Początkowo Nico chciał ją nazwać „Suz”, ale już dobrze wiedział, że to nie ma sensu. Stał więc w milczeniu obok strażnika i czekał, co też księżniczka ma mu do powiedzenia. Ona podeszła do niego i przywitała się uprzejmie.
— Witaj chłopcze.
— Dzień dobry… wasza wysokość. — Powiedział ostrożnie Nico. Zaciekawiona Eurola przeszła się po skromnie urządzonej komnacie i wreszcie zapytała:
— Intryguje mnie, dlaczego wczoraj nazwałeś mnie… „Suz”, a mojego ojca nazywałeś Wujem? Czyż tak? Kim naprawdę jesteś? — Popatrzyła na niego, a on zawstydzony wbił oczy w podłogę.
— Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! — Powiedziała zdecydowanym tonem. Nico sobie uświadomił, że jego kuzynka Suz nigdy by tak nie powiedziała do niego, ale gdy tylko spojrzał na panią w purpurze, widział w niej Suz. Jak to możliwe?
— Więc? — Dopytywała się.
— Tak? — zapytał zaskoczony Nico, co jeszcze bardziej zdenerwowało Suz/Eurolę.
— Odpowiadaj! Gdy ja pytam, każdy musi mi odpowiedzieć!
— Już wcześniej tłumaczyłem, że nie wiem, jak to się stało. Znalazłem się tu przypadkowo.
— Ale mówisz, że to Niktyngowie zaatakują pierwsi nasze królestwo? Skąd masz takie informacje?
— Po prostu wiem, że za dwa dni dojdzie do oblężenia zamku.
— Już za dwa dni? My przygotowujemy atak za tydzień.
— I dlatego oni zwyciężą.
— Niemożliwe! — Upierała się księżniczka i spojrzała na strażnika, który potwierdził.
— Zupełnie niemożliwe.
— Ale potem znajdzie się dzielny rycerz, który zbierze armię więźniów i pokona cesarza Nikteusza i tym samym odkupi swoje winy. — Dodał Nico
— Któż to taki?
— Hmmm, z tego co pamiętam to niejaki… — Tu Nico znów doznał tego samego szoku, co wtedy, gdy ujrzał po raz pierwszy wuja w nowej roli Króla.
— To będzie Fern…and — Powiedział, niedowierzając swoim słowom, bo teraz sobie przypomniał, że właśnie przebywał w celi więziennej z tym dzielnym rycerzem, który przedstawił mu się jako zwykły złodziejaszek.
— Mówisz dziwne rzeczy i tak dziwnie jesteś ubrany. Kimże jesteś? Posłańcem? Prorokiem, kronikarzem, uczonym?
— Nazywaj mnie pani jak chcesz. Ja po prostu znam waszą historię.
— Czyżbyś czytał z gwiazd? Nasz nadworny uczony nie wyczytał takich informacji z nieba? Więc, jak ty mógłbyś? — Zapytała zdziwiona.
— Mam swoje źródła.
— Tajemniczy jesteś.
— Za dwa dni wojska cesarza Nikteusz zaatakują i nie będzie znikąd pomocy. Wasza armia sporo by zyskała, gdyby wcieliła w swoje szeregi więźniów.
— Tych przestępców?!
— Mogą być świetnymi wojownikami, a przy okazji, w ten sposób odkupili by swoje winy. To uczciwy układ.
— Śmiesz mi doradzać? — Zapytała oburzona księżniczka.
— Wybacz pani. — Księżniczka się roześmiała. Nico też uśmiechnął się pod nosem.
— Wybaczam…
— Więc zostanę wypuszczony? — Zapytał Nico pełen nadziei. Księżniczka spojrzała rozbawiona na strażnika i parsknęła głośnym śmiechem.
— Ale jesteś zabawny! No słowo daję! — Po czym nagle zmieniła się na twarzy w okrutną wiedźmę, która wydała rozkaz:
— Do celi z nim, ale już!
— A mogłem jeszcze pospać. Dajcie mi wszyscy święty spokój! — Krzyknął Nico. I już po paru minutach znów był w zimnym lochu. I jedyne, o czym marzył to długi sen, by w tym koszmarze znaleźć jakiś sens. I nawet cieszył się, że zarozumiali władcy go lekceważą. „Dostaną nauczkę, gdy przybędzie armia Nikteusza. A niech mają za swoje”.
Tymczasem gdzieś daleko, w królestwie Niktyngów, szarym, burym, gdzie każdy był nikim, nijakim, przeźroczystym, niczym duch, Generał Nicpoń zacierał z radości ręce. Cieszył się, bo właśnie dostał informacje od tajnego agenta: Mężnego Igora, że wszystko idzie zgodnie z planem „zaatakujemy ich jeszcze szybciej, zaskoczymy”.
Bzdury, bzdury i jeszcze raz bzdury — upierał się król Wald, gdy Eurola streściła mu rozmowę, z tajemniczym więźniem, który mówił o ataku Niktyngów na królestwo Walda.
— Próbuje wprowadzić panikę. Nie słuchajmy go i trzymajmy się swojego planu. Nasze pierwsze oddziały wyruszają pojutrze, potem następni, jeśli nawet spotkają wojska Nikteusza, to pokonamy ich bez żadnego problemu.
— Ale możecie się minąć. Nasze wojska odjadą, a tymczasem Nikteusz na nas najedzie. — Spekulowała Eurola.
— Widzę, że ten nowy więzień namącił ci w głowie droga córko. Mamy najlepszą broń, najlepiej wyszkolonych żołnierzy. Jesteśmy zdyscyplinowani, podczas gdy tamci to flejtuchy i lenie.
-Nie doceniasz przeciwnika. — Powiedziała Eurola
— Moja droga córko. Widzę, że ty nie doceniasz naszej armii. Pozwól, że ci pokażę naszych odważnych żołnierzy.
Udali się we dwoje na małą inspekcję. Eurola zobaczyła wielkich mężczyzn niczym herosów, którzy właśnie się pojedynkowali w ramach treningu. Do króla podszedł Mężny Igor, jasnowłosy rycerz o przenikliwym spojrzeniu, który od razu się skłonił królowi i Euroli. Wald wyszeptał do córki:
— Oto najodważniejszy, najmężniejszy rycerz, jakiego znałem. Byłby idealnym mężem dla ciebie.
— Ojcze nie czas na amory, szykuje nam się bitwa. — Tymczasem Mężny Igor oznajmił:
— Wasza wysokość. Jesteśmy gotowi.
— Eurolo, oto mój najbardziej zaufany człowiek, Mężny Igor.
— Miło mi wasza wysokość. — Jeszcze raz się skłonił i pocałował dłoń Euroli.
— Czy nadal wątpisz w naszych żołnierzy? — Zapytał Król Wald. Eurola się tylko zaczerwieniła i nie wiedzieć czemu, przypomniała sobie teraz o tym nowym więźniu.
— W więzieniu mamy też sporo silnych ludzi, których moglibyśmy wykorzystać.
— To kryminaliści, którzy by sprzedali swoją ojczyznę. Wykorzystamy ich w inny sposób. — Wyjaśnił Mężny Igor.
— Wolę nie wiedzieć w jaki — dodała przezornie Eurola i wyszła z sali treningowej, pozostawiając Igora i Króla Walda.
Tymczasem w zimnym, wilgotnym więzieniu Nico chodził niespokojny po celi, czym coraz bardziej denerwował współwięźnia Ferna.
— Co tak chodzisz w kółko? — Zapytał w końcu Fern. Nico wyjął notatki wuja i jeszcze raz je przejrzał, po czym wyjaśnił.
— Wojska cesarza Nikteusza zaatakują za dwa dni. To będą wielkie oddziały. Musimy się jakoś przygotować.
— A co mnie to obchodzi, jestem za kratami — odparł Fern. Nico podszedł do niego i przykucnął.
— Nie, ty właśnie jesteś tu najbardziej potrzebny.
— Ja? A co ja mogę? Nie mam broni i jestem zwykłym złodziejaszkiem.
— Byłeś. Teraz możesz wszystko zmienić. — Nico mówił jak natchniony.
— Mówisz tak, jakbyś znał przyszłość!
— Mam tu wszystko napisane. — Nico pokazał kartki z opowieścią, tyle że Fern tak samo jak król widział tylko białe stronice.
— Co ty wygadujesz, tu nic nie ma! Kim ty właściwie jesteś?
— Kim? Chyba tym, kto musi dokończyć tą opowieść, która się tu rozgrywa.
— Mówisz zagadkami. — Powiedział ze wstrętem Fern.
— Wiem, że to ty poprowadzisz wojska więzienne. — Upierał się Nico.
— Nigdy nikim nie dowodziłem. Niech zajmują się tym zawodowcy.
— Jeden z tych zawodowców, niejaki Odważny okaże się być zdrajcą, dlatego my będziemy potrzebni. — Powiedział zdecydowanym tonem Nico.
— Jestem tylko zwykłym złodziejem — upierał się Fern
— Więc pora to zmienić i uwierzyć w siebie. Poradzisz sobie. Musimy zdobyć broń. — Zarządził Nico, jakby już dowodził armią.
— Może to się da załatwić. — Usłyszeli czyjś żeński głos. Zdumiony Nico wyjrzał przez kraty. Zobaczył znajomą twarz księżniczki Euroli.
— To ty pani?
— Chcesz wyszkolić więźniów?
— Nie ja! Potrzebujemy doświadczonych żołnierzy, którzy by nam pomogli. Wiem, że i tu wśród więźniów jest sporo mistrzów sztuki walki.
— Zaskakujesz mnie młody człowieku. Przychodzisz znikąd, trafiasz do naszego więzienia i nagle chcesz zorganizować tu powstanie, by nam pomóc. Ale ten pomysł mi się podoba. Nasze wojska już ruszają na spotkanie z Nikteuszem, ale obawiam, że on nas przechytrzy i dotrze tu wcześniej, tak jak mówiłeś.
— Zatem wierzysz mi pani? — Zapytał Nico, pokazując notatki wuja, ale i Eurola widziała w nich tylko biel.
— Nie wiem, co widzisz w tych białych kartkach, ale musimy być gotowi na każdą ewentualność, dlatego jestem skłonna ci wierzyć. — Po czym odwróciła się do strażnika i powiedziała:
— Otwórzcie po kolei cele i zbierzcie więźniów. Spróbujemy zrobić z nich żołnierzy.
— Ale pani, to przecież więźniowie, mogą zorganizować bunt i uciec nam.
— Przekonajmy się. — Odparła i oczy jej błysnęły.
— Ale pani, król nie wydał tego rozkazu.
— Dlatego ja go wydaję, jako córka twego króla. — Powiedziała stanowczym głosem, tak że strażnik wyjął wielki pęk kluczy, zwołał pozostałych strażników i rozpoczęli otwieranie cel.
Już po kilkunastu minutach zdumieni więźniowie zebrali się w wielkiej sali. Byli tam starzy i młodzi, wszyscy rozmawiali i cieszyli się światłem dnia, ale nade wszystko byli ciekawi, dlaczego wszyscy się tu zebrali? Wreszcie wyszła przed nich księżniczka i krzyknęła na cały głos:
— Uciszcie się! Jestem Eurola, córka Króla Walda, a wy jesteście więźniami, którzy z różnych przyczyn znaleźli się właśnie w tym okropnym miejscu. Ale chcę wam dać szansę! — Na twarzach więźniów pojawiło się zaciekawienie.
— Wiemy z pewnego źródła, że najedzie na nas armia Cesarza Nikteusza. Przyda się każda pomoc. Ojczyzna was potrzebuje. Potrzebuje dzielnych żołnierzy.
— To nie moja ojczyzna! Przyjechałem tutaj i zostałem oskarżony niesłusznie, a potem trafiłem w to okropne miejsce. — Krzyknął jakiś oburzony więzień.
— Nie przerywać księżniczce, gdy mówi. — Upomniał go strażnik.
— Możecie to zmienić. Jeśli weźmiecie udział w obronie miasta. — Zwrócę wam wolność. Macie moje słowo! — Krzyknęła Eurola. Więźniowie znów popatrzyli po sobie.
— Mamy ryzykować życie? — Zapytał ktoś z więźniów.
— Wolicie dalej tu tkwić? W większości wasze kary to kilka długich miesięcy lub lat. Czy nie lepiej teraz się wyrwać i zawalczyć o własną wolność? — Zapytała Eurola.
— Więc, jakby to miało wyglądać Wasza wysokość?
— Wiem, że jest wśród was wielu zręcznych rycerzy, ale i są tacy, którzy nigdy nie walczyli. Chciałabym, żebyście się czegoś nauczyli od tych bardziej doświadczonych rycerzy. Dostaniecie zbroje i miecze. A przy okazji, jest wśród was kowal? — Zapytała Eurola. Spośród trzydziestu zebranych więźniów ręce podniosło pięciu.
— Załatwimy materiały i miejsce, a wy spróbujecie wykonać jak najwięcej mieczy i jak najlepsze zbroje.
— Z całym szacunkiem wasza wysokość. — Odezwał się siwy kowal o długich wąsach, które nadawały mu smutnego wyrazu twarzy. Wszyscy spojrzeli na niego.
— To nie ostre miecze i lśniące zbroje zdecydują o tym, czy pokonamy armię Niktyngów.
— A co takiego? — Zapytał jakiś strażnik.
— Chyba naprawdę nie wiecie, z kim będziecie walczyć? — Odparł kowal.
— A ty niby wiesz mądralo? — Zapytał strażnik
— Walczyłem już z niejednym przeciwnikiem, a armia Niktyngów to największe wyzwanie. To nie są istoty takie jak my. Oni nie mają nic do stracenia. To duchy, zjawy. Sieją zniszczenie i zwątpienie.
— Jak więc skutecznie ich przepędzić?
— Warto mieć przy sobie małe lusterka, najlepiej dwa i w momencie konfrontacji z taką zjawą przyłożyć je, by zobaczyły siebie. Ich odbicie je przerazi, a lusterka przeniosą je w inny wymiar. Niech każdy mieszkaniec ma przy sobie kawałek lustra. To skuteczniejsze niż miecze i zbroje, których i tak nie zdążylibyśmy wykuć w tak krótkim czasie. Macie słowo starego kowala, który niejedną wojnę już przeżył. — Zdziwiony Nico słysząc te słowa, przejrzał notatki, ale jakoś o lusterkach wuj nie napisał w tej historii. Eurola jednak tym razem uwierzyła słowom kowala i wykazała gotowość.
— Zatem zbiorę jak najwięcej lusterek. Na dworze niejedna dama ma po kilkadziesiąt takich zwierciadeł, bo za każdym razem chce sprawdzać, jak wygląda. Wreszcie próżność ma swoje zalety. — Podsumowała księżniczka Eurola i wyciągnęła swoje lusterko, by przejrzeć się w nim. Niedługo potem straż królewska podała komunikat, by każdy z mieszkańców miał przy sobie lusterko i w razie ataku Niktyngów trzymał je jak tarczę. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak mogło to rozbawić niejednego obywatela, który bardziej wierzył w siłę miecza niż lusterka.
Przez kolejne dni więźniowie pojedynkowali się na drewniane miecze i co chwila wyciągali lusterka z okrzykiem, podczas gdy kowal udzielał im jakiś wskazówek. Nie inaczej było w armii. Zaintrygowany Igor zastanawiał, dlaczego wszyscy żołnierze przeglądają się w lusterkach jak jakieś lalusie. Wreszcie któryś ze strażników wygadał się, że to pomysł księżniczki Euroli.
— Pomysł księżniczki? Przecież to król ma władzę nad wojskiem a nie księżniczka. Nie oglądaliście się rano w lustrze, czy co?
— Jeden z więźniów powiedział, że do walki z Niktyngami nie pomogą miecze i zbroje, tylko lustra.
— A kto pyta więźniów o zdanie? Czyżby wojsko nie miało znaczenia?! — Oburzył się Igor.
— To księżniczka Eurola wydała rozkaz wypuszczenia więźniów i szkolenia ich na żołnierzy. Nie wszyscy są tam siłaczami, ale z tymi lusterkami mogą pokonać Niktyngów. Księżniczka obiecała więźniom, że jeśli wezmą udział w bitwie, ona zwróci im wolność. — Wyjaśnił przejęty strażnik, przeglądając się w lusterku.
— Muszę się uczesać, bo wyglądam okropnie.
— Co za absurd! Lustro ma być silniejsze od miecza?! A ci przestępcy odzyskają wolność? Nieee! Król musi natychmiast to przerwać.
— Ale księżniczka prosiła, by utrzymać to w tajemnicy. — Powiedział przerażony strażnik.
— No cóż, widać, że nie umiesz dotrzymywać obietnic… — Uśmiechnął się szyderczo Igor.
Księżniczka Eurola właśnie przeglądała się w swoim lusterku, gdy nagle poczuła jakiś chłód, a wręcz mróz za sobą. Odwróciła się i zobaczyła, że stoi obok niej Igor. Co dziwne nie odbił się on w lustrze, tak jak księżniczka. Eurola jednak nie dała po sobie poznać, że się boi Igora. Wróciła do wykładania lusterek ze skrzyń.
— Cóż to ma znaczyć? Wszyscy przeglądają się w lusterkach?
— To nasza nowa strategia obrony przed Niktyngami.
— Pani wierzy, że lusterka obronią nas przed tymi ohydnymi stworzeniami. Tu trzeba mieczy, twardych zbroi i silnych ludzi, a nie lusterek!
— Nie każdy w królestwie jest silnym, wytrawnym żołnierzem, a my mamy mało czasu. Stary kowal powiedział, że lusterka to najlepsza broń…
— Od kiedy to księżniczka słucha więźniów i podejmuje decyzje na podstawie ich sądów. Więźniowie nie mają prawa głosu! — Krzyknął Igor.
— Pan chyba się zapomina, z kim rozmawia! — oburzyła się Eurola i zwróciła lusterko na wściekłą twarz Igora.
— Dobrze wiem, z kim rozmawiam. Z rozpieszczoną księżniczką, która uważa się za mądrzejszą od samego króla Walda. Jak mam rozumieć decyzję, że więźniowie, którzy wezmą udział w bitwie z Niktyngami, odzyskają wolność.
— Przysłużą się dobrej sprawie. To chyba lepsze niż siedzenie za kratami. Dobrze wiemy, że niejeden więzień trafił tam niesprawiedliwie i marnuje teraz swoje życie. Odzyskanie wolności to dobra motywacja, by walczyć w obronie własnego królestwa.
— To przestępcy, którzy mogą zwrócić się przeciwko nam.
— Może jednak w więzieniu trochę się zmienili.
— Księżniczka jest zbyt naiwna. — Syknął Igor.
— A pan zbyt nieuprzejmy. I wciąż się pan nie uśmiecha. — Dodała z ironią.
— Nie mam powodów do uśmiechu, gdy osoba odpowiedzialna za moje królestwo tak nieodpowiedzialnie zarządza sprawami! Nie pozwolę na te cyrki! — Wziął kilka lusterek i cisnął nimi o podłogę. Rozbiły się w drobny mak.
— Poinformuję o wszystkim pani ojca! To on ma tutaj najwyższą władzę!
— Skarżypyta! — Krzyknęła księżniczka. Igor i już miał ruszyć przed siebie, gdy Eurola z uśmiechem oznajmiła:
— Król nie będzie zachwycony, gdy się dowie, że jego najodważniejszy żołnierz pertraktuje z wrogami. — Igor zmrużył oczy.
— A skąd ma pani takie informacje?
— Od kolejnego więźnia.
— Niech zgadnę, pewnie od tego obcego, który znalazł się tu nie wiadomo skąd. To on tutaj miesza!
— Pan też sporo miesza i komplikuje.
— Próbuję uśpić czujność przeciwnika. Wrogowie myślą, że dla nich pracuję, podczas gdy ja zbieram informacje. Pani nie zna się na sztuce wojennej!
— Znam się na ludziach i nie ufam panu.
— Zobaczymy, komu uwierzy król! — Krzyknął Igor i już po chwili znajdował się w komnacie, gdzie właśnie król Wald był zajęty rozmową z pozostałymi oficerami. Gdy tylko usłyszał, co też takiego wyczynia jego droga córka Eurola, uderzył w stół i krzyknął:
— Ja tu jestem królem i mam najlepszych doradców!
— Też jestem tego samego zdania. — Dodał Igor
— Co też moja córka może wiedzieć o sztuce wojennej?! — Dziwił się Król
— No właśnie. — Dodał Igor, ciesząc się w duchu, że król wziął jego stronę. Ale Eurola postanowiła się zrewanżować i gdy tylko król Wald ją wezwał, wyjaśniła:
— To ten twój ulubieniec, mężny, wspaniałomyślny i jak tam jeszcze chcesz, to Igor jest zdrajcą i współpracuje na rzecz cesarza Nikteusza.
— Znowu słuchasz tego więźnia, co czyta z białych kartek?!
— Ojcze! To Igor jest… — Król Wald jednak nie chciał słuchać i krzyknął:
— Dosyć tego! Co ty wyprawiasz? Wypuszczasz więźniów i rozdajesz lusterka mieszkańcom! To jakaś bzdura! Nie masz tu żadnej władzy. Wydam oficjalny rozkaz, by nikt nie spełniał twoich poleceń! A jak nie posłuchasz, to cię zamknę!
— Ależ ojcze! Niktyngowie dziś zaatakują — powiedziała Eurola. Król wyszedł. Załamana księżniczka usiadła na krześle. Igor podszedł do niej i powiedział szeptem:
— A nie mówiłem. Na mnie już pora, muszę wyprowadzić wojska w dal, by nie obroniły tego marnego królestwa.
— Jak możesz! Jesteś okrutny — Oburzyła się Eurola. Igor się uśmiechnął i wyszedł.
Eurola zobaczyła przez okno, jak kolejne wojska opuszczają królestwo. Zrezygnowana i smutna zeszła do więzienia, gdzie strażnicy już na rozkaz króla Walda zamykali z powrotem więźniów, którym ona obiecała wolność. Księżniczka czuła się okropnie, bo wyszła teraz przed więźniami na okropną kłamczuchę. Podeszła do celi, gdzie siedzieli Nico i Fern i powiedziała zrozpaczona.
— Wszystko na nic. Król unieważnił moje rozkazy i całą naszą akcję.
— I co teraz? — Zapytał Fern. Nico, wyciągnął pomięte kartki wuja i sprawdził historię, której nikt poza nim nie mógł odczytać.
— O nie!– Mówił przejęty Nico.
— Co się stało? — Zapytała księżniczka.
— Zaatakują dzisiaj, tak jak napisał wuj, zaatakują za chwilę. — Nico zerknął na zegar i pstryknął palcami. — I wtedy, gdy to zrobił niczym czarodziej, ziemia się zatrzęsła. Eurola spojrzała przerażona na Nica.
— Już?
— Lusterka! Prędko. — Krzyczał stary kowal.
— Że też twój wujek nie mógł napisać, że Niktyngowie nie zaatakują.
— Wtedy by było nudno. — Odparł Nico, wkładając notatki do kieszeni.
— Ale bezpiecznie! — warknął Fern.
— Otwórzcie cele! Rozkazuję wam. — Krzyczała Eurola do strażników.
— Wasza wysokość wybaczy, ale Król Wald nakazał nie spełniać żadnych pani rozkazów, a w razie czego nawet panią uwięzić. — Tu strażnik pokazał kajdanki.
— Czyżby? — Eurola szybkim ruchem wyciągnęła miecz od strażnika i przyłożyła go do jego szyi.
— Igor was zdradził. Albo trzymacie się mnie, albo jesteście przeciwko. Więc komu teraz służysz? — Zapytała z uśmiechem
— Yyyy, temu, kto ma miecz. — Wyjąkał strażnik i rzucił kółko z kluczami. Eurola zaczęła po kolei otwierać kolejne cele.
— Weźcie lusterka! — Krzyczała Eurola.
— A teraz do boju! Za nasze królestwo! — Rozległy się bojowe krzyki.
W samą porę, bo nad królestwem zaległy czarne chmury.
— Będzie padać. — Stwierdził ze smutkiem Król, wyglądając przez okno w swojej komnacie.
— O tak, będzie padać, a ty królu będziesz płakał, widząc upadek swego królestwa –odpowiedział Igor, który wszedł do komnaty z mieczem, skierowanym prosto na króla.
— Co ty wyprawiasz?! — Dziwił się Wald.
— Rozejrzyj się królu. Niktyngowie już tutaj są. — Roześmiał się Igor. Król jeszcze raz wyjrzał przez okno. Z czarnych chmur wyleciały przerażające zjawy i od razu skierowały się do miasta. Śmigały tu i tam, strasząc mieszkańców, którzy uciekali w popłochu, szukając jakiegoś schronienia. „Nadciągają wrogowie, ludzie uciekajcie! Gdzie wojsko?!” — Pytali zrozpaczeni mieszkańcy. Niestety większość wojsk już wyszła z Królestwa, bo wszyscy myśleli, że Niktyngowie są daleko stąd.
— Zatem moja córka mówiła prawdę? — Zapytał zdumiony król.
— Trzeba wierzyć własnym dzieciom a nie żołnierzom. — Odpowiedział Igor.
— Ach zatem popełniłem tak karygodny błąd. Co ze mnie za król i ojciec? — zapłakał Wald i złapał się za głowę, jakby już przegrał wszystko. Ale czy na pewno? Chyba nie docenił odwagi zwykłych obywateli, odwagi tych, którzy ostatnie lata spędzili w wilgotnej piwnicy jako więźniowie i przede wszystkim nie docenił odwagi swojej córki: księżniczki Euroli, która teraz dzielnie prowadziła nową armię przeciw wrogowi. Nie była to armia wielkich żołnierzy w lśniących zbrojach, tylko biedaków w łachmanach, którzy ściskali błyszczące lusterka. „Wyciągnijcie lusterka i pokażcie tym duchom ich odbicie!” — Krzyczała Eurola pośród mieszkańców, którzy w końcu zrozumieli, że mieczem czy miotłą nie wygra ze zjawami. Rozprzestrzeniająca się armia duchów, miała o tyle przewagę nad ludźmi, że nie ograniczały ją żadne ściany i bariery. Mogła w każdej chwili zmienić kierunek. Natomiast zdyszani mieszkańcy wspinali się na dachy, potem znów zjeżdżali po rynnach i odstraszali zjawy lusterkami. Jeśli mieli szczęście, to takie lusterka pochłaniały duchy, które znikały w zwierciadłach jak kamyki w sadzawce.
Tymczasem Nico wraz z Fernem zbliżali się powoli do królewskiego pałacu, odpierając ataki Niktyngów, które co chwila na nich napierały nieprzyjemnie skrzecząc jak wrony.
— A teraz musisz uratować króla! — Krzyczał Nico.
— Ja? Uratować króla?
— Już ci mówiłem, że tak właśnie jest w bajce. To ty musisz tego dokonać!
— Że też twój wuj musiał napisać o mnie? — Zdenerwował się Fern.
— Wtedy byś nie istniał. Chyba lepiej, że zapiszesz się jako bohater!
— Niby tak.
— No to ruszajmy, póki mamy odwagę i lusterka! — Zawołał Nico. Ruszyli do kolejnej pałacowej bramy, gdzie strażnicy chcieli ich zatrzymać, ale już po chwili ustąpili, gdy pojawili się także Niktyngowie. Jeden z duchów zaatakował Nica i przywarł go do ziemi. „Niki, niki, czy chcesz poznasz moje triki. Czy będziesz każdym, kimś czy Nikim?” — Pytał drwiąco duch wpatrując się w oczy Nica. W tych dziwnych oczach zjawy była jakaś otchłań, od której Nico nie mógł oderwać swoich oczu. Czuł się , jakby był wciągany w wielki wir. Wreszcie usłyszał głos Ferna „Nico!”. Skierował swoje lusterka na zjawę, a ta krzyknęła z przerażenia i po chwili zniknęła.
— Wybacz, chwila słabości. — Wyjaśnił Nico, podnosząc się z ziemi. Pobiegli dalej, schodami do góry, pokonując co parę pięter kilkanaście zjaw.
Tymczasem w królewskiej komnacie Igor przystawił miecz do gardła króla Walda i syknął:
— To koniec twojego królestwa! — Nagle król doznał szoku, bo twarz Igora zupełnie się zmieniła, jakby ktoś ją przemalował.
— Cały czas byłem tutaj i śledziłem twoją armię, poznałem twoje królestwo od środka. Ja, twój wierny rycerz Igor jestem cesarzem Nikteuszem! A moja potęga polega na tym, że jestem nikim i każdym. Z łatwością przyjmuję postać każdego, z każdym się zaprzyjaźnię i każdego w porę zdradzę, tak jak ciebie teraz, ha, ha!
— A niech mnie. — Wyszeptał zdumiony król widząc przed sobą potężnego, grubego jegomościa, który już zupełnie nie przypominał atletycznego rycerza Igora. Ale w tej dramatycznej chwili rozległ się głos:
— Zostaw go! — Igor, a właściwie Nikteusz odwrócił się i zobaczył Nica i Ferna z lusterkami i mieczami. Rozbawił go szczerze ten widok.
— Ha, ha? Bawicie się w żołnierzy chłopcy? Zostawcie te zabawki i lepiej stąd spadajcie!
Fern rzucił się na Nikteusza. Początkowo walczyli na miecze, ale silniejszy Nikteusz odepchnął Ferna, który upadł na podłogę i stłukł swoje duże lustro. Nikteusz od razu się do niego zbliżył i wysyczał w gniewie:
— Kogo chcesz oszukać? Jesteś nikim, byłeś złodziejem, a teraz próbujesz być bohaterem, ale i tym razem ci nie wyjdzie! Rozumiesz? — Nikteusz coraz bardziej napierał z mieczem na Ferna, który próbował zepchnąć przeciwnika. Przerażony Nico pozbierał kawałki lusterka i rozłożył w różnych miejscach i w decydującym momencie krzyknął:
— Uśmiechnij się! — Po czym skierował swój kawałek lustra na twarz Nikteusza.
Ten widząc siebie w kilku kawałkach lustra zupełnie stracił rozeznanie, jakby jego energia się rozproszyła. Nikteusz jeszcze próbował stawiać opór, stroił jakieś fochy, głupie miny, ale zdawało się, że był on zagarniany, a wręcz rozrywany przez różne odbicia w lustrach. Do pokoju wbiegli strażnicy z kolejnymi lustrami niczym z tarczami i od razu skierowali je na Nikteusza. Nagle rozległ się okropny krzyk, wszystkich oślepił błysk światła. Nikteusz został wciągnięty przez wszystkie lustra, jakie znajdowały się w komnacie i zniknął, tak jak jego armia Niktyngów skupiona w czarnej chmurze nad królestwem. Lustra zaś rozbito na mniejsze kawałki i spalono w ogniu.
Eurola wraz ze sługami wbiegła do komnaty, gdzie leżał jej ojciec, Król Wald. Wzięła trochę wody i oblała mu twarz, a ten od razu się zbudził.
— Już dobrze ojcze, już po wszystkim. — Król się ocknął i poprosił córkę o lusterko Przejrzał się w nim i powiedział ze smutkiem:
— Nie poznaję siebie. Jestem tchórzliwym królem, który nie docenił własnej córki i swoich poddanych. Wybacz mi moje dziecko. — Eurola i Wald przytulili się, a po chwili księżniczka dodała.
— Ale chyba powinniśmy podziękować tym dwóm młodym ludziom, czyż nie? — Tutaj król spojrzał na Nica i Ferna
— Nadal nie pojmuję, skąd się wziąłeś chłopcze w naszym świecie, ale dokończyłeś naszą opowieść i za to jestem ci wdzięczny. — Powiedział do Nica.
— Obu wam dziękuję, że uratowaliście mi życie. Na cześć bohaterów chce wydać przyjęcie! — Ogłosił król i rozległy się brawa.
Zawstydzony Nico stanął w kącie, chciał odejść ale nagle poczuł, że ktoś go złapał za rękę. To był Fern.
— Dziękuję, że we mnie uwierzyłeś, dzięki tobie poczułem się jak bohater a nie jak złodziej. - Nico wziął małe lusterko i podał Fernowi mówiąc:
— Pewnie znajdziesz w tym odbiciu jeszcze niejedno imię. - Sam też zerknął w lustro. I nagle wszystko zaszło mgłą, znów słychać było stukanie maszyny do pisania. Rozejrzał się. Był w tym samym pokoju pełnym różnych pamiątek. Usłyszał kroki. Zauważył, że Wuj Artur wychodzi z gabinetu, ale jakże szczęśliwy i uśmiechnięty, zupełnie niepodobny do tego wuja z przed paru tygodni: smutnego i zmęczonego.
— Wreszcie skończyłem moją bajkę! — Krzyknął na cały dom i zbiegł na dół.
Po chwili Nico zobaczył Suz, Garta i wuja na dworze, jak się śmieją i spacerują po ogrodzie. A potem ujrzał w oknie swoje odbicie. Zrobiło mu się jakoś nieswojo. Długo się wpatrywał w siebie z pytaniem „Czy wymyślił już swoją historię?” Czy będzie kimś, czy wciąż nikim? Uśmiechnął się szyderczo znając odpowiedź.
Komentarze
Prześlij komentarz