WSZECHWIEDZĄCY

 

WSZECHWIEDZĄCY. ARLEN FABER



Jak napisać książkę, która będzie jak przewodnik w ciężkich chwilach, książkę, którą można by postawić na jednej półce obok Biblii? Wszystko zaczęło się od „ciemnej nocy”, cierpienia i wątpliwości. Pewnego dnia Arlen Faber dowiedział się, że jego ojciec ma alzheimera i z roku na rok będzie tracił coraz więcej cennych wspomnień. Arlenowi pozostawało być od tej chwili przewodnikiem swego ojca w czasie tej ostatniej drogi do ciemności. Zaczęło się od pytań rzucanych na oślep niczym strzały do niewidzialnego adresata, jakim jest Bóg. „Dlaczego i dlaczego?” Czy Bóg odpowiadał? Antena spragnionego odpowiedzi człowieka zaczęła wychwytywać nieznane dotąd częstotliwości. Arlen po prostu słyszał w myślach odpowiedzi, sugestie, tak jak Neal Donald Walsch, autor cyklu „Rozmów z Bogiem”. Pytanie po pytaniu, krok po kroku zaczął spisywać tą niezwykłą rozmowę, gdzie w końcu się pogodził się z chorobą ojca. Osobista tragedia stała się powodem do duchowej eskapady, która zakończyła się sukcesem wydawniczym książki „Ja i Bóg”. Arlen został obwołany nowym ewangelistą, który w przystępny sposób tłumaczy czytelnikom poczynania Boga. Jeśli byście napisali książkę, która by przedefiniowała ludzka duchowość, nie moglibyście narzekać na brak zainteresowania. Wywiady, konferencje, audiencje u samego Papieża. Słodko, klawo, aż ego rośnie. Ale Faber zachował dystans do tego całego zgiełku, jaki rozpętał się wokół jego osoby. Po wydaniu swojej przełomowej książki, stał się pustelnikiem, który zamieszkał w jednym z szeregowych domów, w dzielnicy Nowego Jorku. Od dwudziestu lat, od chwili głośnej premiery swojej książki nie udzielił ani jednego wywiadu. Uznał, że liczy się tylko książka, a nie jego osoba, na co niechętnie przystała oficyna wydawnicza, zwalniając kapryśnego autora z jakichkolwiek form promocji. Zresztą, czy aż tak bardzo autor musi promować swój bestseller? Paradoksalnie jego tajemnicze milczenie i nieujawnianie swego wizerunku jeszcze bardziej pobudza wyobraźnię czytelników, którzy zadowalają się zasypywaniem pisarza dziesiątkami listów, na które on i tak nie odpowiada (pojemnik na makulaturę ma zawsze wypełniony po brzegi). A gdyby nawet doszło do spotkania autora z czytelnikami, naiwni, zagubieni fani srogo by się zawiedli. Arlen Faber ma coś z Melvina Udalla z filmu „Lepiej być nie może”, czy Petera Van Houtena z „Gwiazd naszych wina”. To taki typ pisarza, którego twórczy geniusz jest odwrotnie proporcjonalny do życzliwości wobec ludzi, dla których przecież pisze. Zresztą ten trop z „Lepiej być nie może” jeszcze nam się przyda, gdy w życiu Arlena pojawi się samotna matka z małym synem, potrzebującym ojca i przewodnika po meandrach życia. Za parę lat ten schemat wykorzysta Theodore Melfi w swojej komedii „Mów mi Vincent”, gdzie zgorzkniałego bohatera zagra Bill Murray, przeżywający na swój sposób „Dzień świstaka”, dopóki nie spotka chłopca imieniem Oliver.

W poważniejszym tonie przedstawia się „Cienista dolina”, opowiadająca o życiu pisarza C. S. Lewisa, autora „Opowieści z Narnii”, który także (jak nasz Arlen) potrafił w przystępny sposób tłumaczyć poczynania Boga. Złośliwi mówili nawet, że zdobył on patent na bycie adwokatem Boga. Ale w końcu sam z teoretyka musiał stać się praktykiem, by doświadczyć prawdziwej i trudnej miłości do pisarki, Joy Gresham i także stać się ojcem dla jej syna, Douglasa. Zupełnie , jakby przygarnął do swojej zimnej biblioteki matkę z dzieciątkiem po przejściach i pozwolił, aby narodził się w jego życiu powtórnie Bóg.

Tymczasem, Arlen Faber jeśli nie jest zajęty medytacją, by przywołać dawno nie słyszanego Boga, to musi co jakiś czas spławiać nachalnych gości, którzy koniecznie chcieli poznać pisarza. Ostatnio oberwało się wścibskiemu kurierowi, który aż za często nachodził Fabera. Następny w kolejce jest zagubiony Kris Lucas, młody właściciel księgarni, który boryka się z alkoholizmem i trudną relacją z ojcem alkoholikiem. Oto księgarz przychodzi po radę do pisarza, który zdaje się, że pozjadał wszystkie rozumy. To co dla Krisa wydaje się być trudnym tematem życiowym, dla Arlena Fabera jest prostą łamigłówkę, z której od razu wyprowadza odpowiednią formułę, definicję czy algorytm. Nie na darmo Faber ma przydomek „człowieka odpowiedzi”. Idealnie by się uzupełniał z Edvardem Nygmą. No w końcu Jeff Daniels, grający tego mądralę już spotkał się z Jimem Carreyem na planie „Głupiego i głupszego”. „Answer man” to dla Danielsa kolejna rola pisarza po „Papierowym bohaterze” i również kolejna próba zdarcia „etykietki komika/głupka”. Na pierwszy rzut oka to również komedia, z romantycznym wydźwiękiem na dokładkę, ale nie zabraknie tu głębszych wyznań i refleksji, które chwytają za serce.

A propos serca. Samotny pisarz, który zna odpowiedzi na pytania maluczkich, nagle spotyka samotną kobietę z synem. I tak książkowy teoretyk doświadcza prawdziwego uczucia – staje się praktykiem, co jest zarazem ekscytujące jak i bolesne. Po tym jak zgryźliwy Arlen źle potraktował swoją wydawczynię, agentkę, wścibskiego listonosza i jak wreszcie drwił z zagubionego Krisa – nagle naszego bohatera dotyka okropny ból kręgosłupa. Coś mu się przestawia w dyskach, tak że może poruszać się tylko na czworaka. Nie przypadkowo reżyser filmu, John Hindman decyduje się tu na metaforę skrzywionego kręgosłupa, właśnie u pisarza, który o duchowości wie tak dużo, a sam musi przejść ewolucję od pozycji na czworaka/zwierzęcej do wyprostowanej/cywilizowanej, gdy nabierze trochę ogłady i empatii w stosunku do drugiego człowieka. Zabawnie to wygląda, gdy nasz zdesperowany bohater z chorym kręgosłupem (fizycznym i moralnym) przemierza na czworaka ulice Nowego Jorku, niczym pokorny sługa, pielgrzym, cierpiętnik. Zmierza do nowo otwartej kliniki o jakże wymownej nazwie: „Wyprostuj się”. Klinikę tą prowadzi właśnie Elisabeth, która zajmuje się kręgarstwem. Wydaje się, że w samej nazwie kliniki nie chodzi tylko o aspekt fizyczny, ale żeby również wyprostować swoją moralność. Antypatyczny, zgryźliwy, mający wszystkich dość Faber wkracza na czworaka do kliniki i od razu zaczyna się rządzić, wydawać polecenia i skarżyć na ból. Spokojna Elisabeth mu pomaga, a jej dotyk jest podobny do dotyku anioła. Po intensywnym masażu, Arlen wychodzi wyprostowany i wreszcie widzi twarz Elisabeth (bo przecież na czworakach widział tyle co pies. Nie potrafił dostrzec ludzi i ich wartości). Co za ewolucja! Antypatyczny pisarz wreszcie powstaje na nowo jako człowiek, by chodzić na dwóch nogach. A wszystko dzięki pięknej Elisabeth, która robi na nim ogromne wrażenie. No i zaczyna się wątek romansowy.

Arlen ma dosyć bycia specjalistą od wielkich kwestii życia, którego wszyscy pytają o to lub tamto. Chce teraz doświadczyć miłości, chce poczuć, a nie tylko pouczać innych. Przez lata borykał się traumą choroby ojca. Prawdopodobnie uwierzył, że jak odetnie się od ludzi, odnajdzie spokój i harmonię. Poniekąd tak było, wszak piekło to inni ludzie, ale Faber w swojej sterylnej samotności stał się tak zgryźliwy, że nie mógł wytrzymać sam ze sobą.

Relacja z Elisabeth nie jest jednak jakimś namiętnym romansem z fajerwerkami. Wszystko przebiega dość stopniowo od przyjaźni po głębsze rumieńce. Kobieta nie może ryzykować. Ma syna, Alexa, o którego przesadnie się martwi. Jest typem nadopiekuńczej matki, która boi się zaufać komukolwiek. Jej mąż ją porzucił, został tylko syn i kręgarstwo – jakże adekwatna dyscyplina, by szukać w sobie i innych prostego kręgosłupa… moralnego. Arlen dzięki Elisabeth nabiera łagodności, otwiera się na ludzi, pomaga Alexowi w szkole odzyskać pewność siebie. Z kolei specjalistka od kręgów (kręgarka?) pomaga Arlenowi wydobyć z siebie te wszystkie lęki, obawy, żale, jakie w nim siedziały przez lata. Tu na uwagę zasługuje scena, gdy na randce w domu pisarza, Elisabeth ogląda kolekcje figurek-potworów, jakie przez lata Arlen zbierał (to jego hobby). Pisarz trzymał je w zamkniętych szafach, by się nie kurzyły, z kolei kobieta namawia go, by je otworzył, wystawił na widok publiczny, aby tak stawił czoła swoim fobiom, demonom. Co z tej historii wyniknie? Twórcy nie dają nam jasnego happy endu, bo po drodze bohaterowie przechodzą sporo perturbacji. Arlen chce zerwać z etykietą znudzonego człowieka, wiedzącego wszystko o życiu i Bogu, a pragnie wrócić do stanu, w którym wciąż mógłby się czegoś nauczyć o sobie i innych. I chce się tego uczyć u boku Elisabeth i jej syna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE