MĘŻCZYZNA IMIENIEM OTTO. BARDZO DUŻY I POWAŻNY TOM HANKS
MĘŻCZYZNA IMIENIEM OTTO. ZGRYŹLIWY, STARY I KOCHANY
Jeśli oglądaliście takie filmy jak „Lepiej być nie może”, „Wszechwiedzący”, „Mów mi Vincent”, czy wreszcie „Schmidt” to „Mężczyzna imieniem Otto” również realizuje się w tej znajomej poetyce, gdzie na pierwszym planie mamy zgorzkniałego bohatera, który ma dosyć całego świata, ale mimo że uważany jest on za gbura, to jednak zawsze komuś pomoże, nie marnując czułych słówek.
„Ja wiecznie zła pragnąc, wiecznie czynię dobro” – jak brzmiało motto „Fausta” i „Mistrza i Małgorzaty”. Inżynier Otto Anderson właśnie trzyma tą książkę w ręku, która przywołuje tyle wspomnień. Należała do jego żony, nauczycielki literatury. Ona kochała książki, ukryte światy między okładkami. On wolał bardziej praktyczne rzeczy, co zostało mu do dziś. Jego Małgorzata, Sonya zmarła pół roku temu na raka. Nie mieli dzieci. Otto został sam na posterunku, aby jeszcze dbać o swoje małe osiedle, gdzie jak zwykle zawsze znajdzie się coś do roboty. A to trzeba pilnować segregacji śmieci, a to nie wpuszczać obcych samochodów albo odśnieżać swoją posesję. Jeszcze znajdzie się jakiś powód, by w tej pustce (cast away) wstać i coś robić i oczywiście odwiedzić żonę na cmentarzu. Sonya nieustannie pojawia się we wspomnieniach Ottona, który bardziej żyje przeszłością niż teraźniejszością.
Gdy tak śledzimy poczynania głównego bohatera, jego zgryźliwe komentarze o idiotach dookoła, przypomina się słynny „Dzień świra”. Anderson aż nazbyt boleśnie odczuwa absurdy otaczającej go rzeczywistości, która nie działa wedle precyzyjnego mechanizmu. I choć na początku ten bohater wydaje nam się nieprzystępnym, antypatycznym i do bólu szczerym typem, to jednak potem zdajemy sobie sprawę, że to chyba jeden z najbardziej przyzwoitych ludzi w tej okolicy, który jednocześnie dba o wysoki poziom swojego osiedla.
Tom Hanks niejako powtarza tu rolę sprzed trzydziestu lat, gdy grał w „Na przedmieściach”, gdzie jego bohater wraz z pozostałymi sąsiadami podjęli inicjatywę sąsiedzką, aby wybadać nowych, podejrzanych sąsiadów rodem z piekła. Komedia mieszała się tam z horrorem. Tu, największym horrorem dla Ottona jest jego samotność po śmierci żony i otoczenie ignorantów. Przejście na emeryturę jeszcze bardziej potęguje poczucie pustki. Anderson czuje, że nie ma tu już dla niego miejsca. Otto ma dosyć. Nie zamierza znosić dłużej tej tortury. Pora umierać na własnych zasadach. Gdy już Anderson zdążył wszystkim zwrócić uwagę i wymienić złośliwe uwagi, zamyka za sobą drzwi i wchodzi do swojego opustoszałego domu w szwedzkim, oszczędnym stylu. Długo o tym myślał i każdego dnia jest coraz bardziej zdecydowany, by skończyć swój żywot. Przygotował już sobie sznur, hak. Otto to bardzo skrupulatny gość. Nie chce po sobie zostawić bałaganu. Odłączył ciepło, elektryczność. Chce pozamykać wszystkie sprawy i spłacić rachunki.
Aż tu nagle pojawia się pewna głośna rodzina, która cały czas potrzebuje sąsiedzkiej pomocy. Ona to z pochodzenia Hiszpanka, Marisol, otwarta, uśmiechnięta, głośna, bezpośrednia. Nie wahająca się zaczepić wszystkowiedzącego, naburmuszonego Ottona i prosić go o to lub tamto. Jej mąż to Tommy, informatyk, ciamajda, żyjący w swoim świecie. Mają dwie córeczki i właśnie wprowadzili się do domu naprzeciwko. Za każdym razem, gdy Otto myśli, że już im pomógł i będzie miał spokój, by wypełnić swój plan, oni wciąż pukają do jego domu, prosząc o rady i narzędzia. Zirytowany Anderson nie może zrozumieć, jak ci ludzie mało wiedzą o pewnych sprawach. Z czasem Otto przestaje być zwykłym sąsiadem, a staje się poniekąd częścią nieposkładanej rodziny, dziadkiem lub wujkiem. Może wykazać się swoim doświadczeniem i być jak skała dla tych młodych ludzi. Pomaga w naprawach, a także uczy Marisol prowadzenia samochodu, co także można odebrać metaforycznie, że bardziej doświadczony Otto uczy młodszą kobietę sterowania swoim życiem. Od pomocy do pomocy coraz bardziej się angażuje, odwlekając swój misterny plan pożegnania się z życiem. Na dokładkę od dłuższego czasu odwiedza go pewien bury kot. Może to sam Behemot z ulubionej książki Sonyi, „Mistrz i Małgorzata”. Więc jakie było twoje życzenie Mistrzu? Aby stąd odejść. Aby zaznać spokoju i znów spotkać swoją Małgorzatę, czyż nie? Może to się spełni, ale póki co trzeba tu jeszcze Szeryfie załatwić parę spraw.
Niezwykłe, ile dobrego dokona nasz zgryźliwy bohater. Pomoże transeksualnemu chłopakowi, którego ojciec wyrzucił z domu. Uratuje mężczyznę przed jadącym pociągiem. Pomoże starym sąsiadom przechytrzyć administrację, a przy okazji nakręci sensacyjną nowinę dla początkującej dziennikarki internetowej. A potem, gdy już wszystko załatwi. Odejdzie nie jako rozgoryczony samobójca ale jako spełniony człowiek, który przez te ostatnie tygodnie poczuł się potrzebny i dał coś innym. Jak mityczny bohater, który pomógł swojej społeczności, a potem odszedł w kierunku zachodzącego słońca, nie biorąc żadnej nagrody.
Ciekawie się patrzy na to zgryźliwe wcielenie Toma Hanksa, który w swojej karierze przeważnie grał dość sympatycznych facetów, jak choćby w słynnym „Dużym”, gdzie ukazał przestraszonego, niewinnego chłopca w ciele trzydziestoparoletniego mężczyzny. Tu z kolei mierzy się ze stereotypem starości, która zazwyczaj idzie w parze ze zrzędliwością i pretensjami do tego nieuporządkowanego świata. Ale jak tu nie zrzędzić, skoro ludzie to coraz więksi idioci, nie liczący się z innymi i nie przestrzegający przepisów, nie robiący tego, co do nich należy. Otto uparcie trzyma się swoich reguł i grafiku, działa jak w szwajcarskim zegarku, aż wreszcie jego godzina wybija i strażnik żyjący cudzym życiem może odejść z posterunku.
Mistrzu czas na spotkanie z Małgorzatą
„Mężczyzna imieniem Otto” to adaptacja książki szwedzkiego pisarza, Fredericka Backmana pt. „Mężczyzna imieniem Ove”. Co ciekawe Szwedzcy filmowcy również zauważyli w tej historii potencjał i siedem lat wcześniej przed Hanksem zrealizowali swoją ekranizację. Ale Amerykanie mają być gorsi? Ależ nie. Można napisać, że amerykańska ekranizacja to niemalże rodzinna produkcja, gdzie wraz z Tomem Hansem współpracowała jego żona, Rita Wilson (jako producentka) oraz jego syn, Truman Theodore Hanks, wcielający się w młodego Otto w scenach retrospektywnych. Za reżyserię odpowiedzialny był Marc Forster, znany z „Marzyciela” czy „Żegnaj Christopher Robin”.
Żegnaj Otto, przy tobie ludzie przestali być naiwnymi marzycielami, a stali się ludźmi z inicjatywą, by zmieniać ten świat na lepszy.
Komentarze
Prześlij komentarz