SUPERMARKET
SUPERMARKET. MUSIMY SIĘ TRZYMAĆ RAZEM
Ten powracający koszmar, echo naszej paranoi, gdy przechodzimy przez bramkę w sklepie i nagle słyszymy okropny pisk. Nasz bezpieczny status przykładnego klienta został właśnie poddany w wątpliwość. Nie wiemy, co się dzieje. Klienci obok patrzą na nas zdziwieni. Pani kasjerka, która wcześniej tak szeroko się uśmiechała, teraz już jest jakaś inna. Nawet, gdy nasz rachunek jest tak wysoki. „Ale ja…” — jąkamy się. „Proszę zaczekać, wyjaśnimy to” — mówi zimnym głosem. Jesteśmy podejrzani. Musimy zaczekać na specjalistów, którzy ocenią, czy jesteśmy złodziejami, czy to jakaś pomyłka. Awaria bramki? Ona zawsze piszczy bez powodu, zwłaszcza, gdy pojawia się piękna dziewczyna. Rewizja obowiązkowa, czyż nie? A może jesteśmy wrogami sklepu, z którego bezczelnie coś ukradliśmy? Sprawdzamy nerwowo torby, plecaki, wszystkie kieszonki w spodniach i kurtce. Czemu zawsze tak dużo bierzemy ze sobą? I czemu nie opróżniamy kieszeni ze starych śmieci. Ale wstyd! Co oni tam znajdą! Przeterminowana kanapka albo jeszcze gorzej. Może gdzieś w którejś kieszonce kryje się jakiś stary zakup z kodem kreskowym. Jakiś przeterminowany batonik czy coś tam jeszcze? A może jednak odruchowo coś włożyliśmy do kieszeni, jakby to było nasze? Czyżby to początek kleptomani? Może te wszystkie urojenia o piszczącej bramce to syndrom Józefa K., utajona wina konsumenta, który zawsze jest winny, bo chce kupić jak najtaniej? Bo taki chciwy typ wchodzi do tego nieskazitelnego sklepu i brudzi go swoją podejrzaną osobą. Wszędzie zostawia jakieś ślady i smród swojej zwyczajności, jakże niepodobnej do tego ideału z reklam.
„Supermarket” to drugi po „Ławeczce” film pełnometrażowy Macieja Żaka. Jak dla mnie, ten film to swoisty portret okrutnej machiny konsumpcyjnej, która codziennie pożera klientów metaforycznie i czasem też dosłownie. Kasuje ich na wielkie rachunki. Kusi, zwodzi promocjami, pięknymi opakowaniami. Otwiera przed spragnionym konsumentem swoje szerokie wdzięki, przypudrowane fałszem drugiej świeżości (którą się tłumaczył niegdyś kierownik Varietes przed Wolandem), że aż można dostać oczopląsu od tych wszystkich kategorii. Co wybrać? Najtaniej, czy najlepiej? Gdzie kończy się ten regał wszystkich, potrzebnych do szczęścia rzeczy? Łańcuch kolejnych dodatków. Skompletuj, uzupełnij, kup cały zestaw. Kolejne ogniwo się domyka. Horyzont wydumanych potrzeb, które niejednokrotnie budzą w konsumencie złodziejskie zapędy. Już sobie marzysz, że to będzie twoje, już sięgasz po więcej. Ciągle zaprzątasz sobie głowę tym, jak TO zdobyć. Ale uważaj. Gdzieś tam, za wysokimi regałami czuwa wielki brat. Ciągle to przybliża, to oddala soczewki, próbując zrobić odpowiednie ujęcie twojej słabości.
Supermarket to machina konsumpcji, ale choćbyśmy nie wiem, jak go odczłowieczali, to jednak tworzą go różni ludzie, począwszy od specjalistów marketingu, zarządzania, przez sprzedawców, zaopatrzeniowców, ochroniarzy i sprzątaczy. Uśmiechnięta Kasia aż przyciąga klientów do swojej kasy, by naliczyć im wysokie rachunki, które oni zapłacą bez większego marudzenia (w końcu święta, Nowy Rok, każdy szaleje). Posępny kierownik sklepu snuje się tu i tam, notując uwagi sprytnego pana właściciela (Przemysław Bluszcz), który sprzeda nawet zepsutą rybę w Sylwestra, skoro i tak na drugi dzień wszyscy mają czuć się niedobrze przez kaca.
Pan właściciel ostatnio jest bardzo zdenerwowany, bo ludzie kradną. Tak na marginesie, to on też kradnie i robi lewe interesy, ale jednak nie znosi, jak jemu zabierają. Stawia ultimatum panu Jasieńskiemu, szefowi ochrony (Marian Dziędziel), emerytowanemu oficerowi SB/prokuratorowi, że jeśli znowu zniknie jakiś towar, to kierownik ochrony również zniknie z listy pracowników supermarketu.
Zdesperowany Jasieński nadzoruje swój zespół, jak może. Wśród doświadczonych ochroniarzy jak wyluzowany Jarzyna (Wojciech Zieliński), narwany Nerwus (Mateusz Janicki) czy Madeja są też niestety słabe ogniwa, jak choćby pasierb Jasieńskiego, Himek (wschodzący Mikołaj Roznerski), zatrudniony na prośbę nadopiekuńczej matki (Sławomira Łozińska). Wrażliwy, zahukany Himek o ksywce „Nowy”, oddany bardziej muzyce i grze na klarnecie, zupełnie nie pasuje do tego szorstkiego środowiska sprzedawców i ochroniarzy. Jedynie kasjerka, Kasia okazuje mu trochę współczucia. Może Nowy potrzebuje jeszcze czasu, by się odnaleźć i rozdzielić pasję muzyczną od przyziemnej pracy, a może rzeczywiście się w ogóle nie nadaje się do tej roboty. Bo nie jest to przyjemne zajęcie, gdy trzeba ludziom ciągle patrzeć na ręce i podejrzewać ich o najgorsze, a potem przeszukiwać ich torby, plecaki, gdy po raz kolejny zapiszczy bramka. A gdy nie ma ruchu, to i tak trzeba stać jak słup albo kręcić się między regałami, udając, że kontroluje się bezpieczeństwo.
To Himek zagra tu najbardziej tragiczną postać w tym thrillerze i zarazem dramacie. Będzie kozłem ofiarnym pośród stada wilków, które muszą bronić swego interesu i reputacji. Maciej Żak już w pierwszych minutach filmu pokazuje nam, co się stanie z młodym bohaterem, oskarżonym o morderstwo. Zdesperowany chce odebrać sobie życie w więzieniu. Pytanie, jak do tego doszło, będzie drążyło ciekawość widza do ostatnich minut seansu. Cofamy się więc o parę tygodni wstecz, by wejść do supermarketu w ostatni dzień roku, poznać personel i przeżyć gorączkę sylwestrowych zakupów.
Uwikłanie młodego, naiwnego, niedoświadczonego bohatera w zbrodnię, przypomina trochę klimatem głośną „Symetrię” Niewolskiego. Zły czas, miejsce i koniec naiwności.
Ale ofiarą okoliczności jest tu również jubiler, Michał Warecki (Tomasz Sapryk), który przez swoją profesję za rzadko chyba przypomina swojej neurotycznej żonie, Bogusi (Izabela Kuna), że to ona jest jego najszczerszym złotem. Właśnie się pokłócili o jakieś bzdury i jeszcze ktoś im ukradł akumulator. Może to mafia z supermarketu, która generuje potrzeby naiwnych konsumentów, by ci znów biegli do marketu po nowe i nowe. Tak czy siak Pan Warecki musi iść do najbliższego supermarketu, aby kupić akumulator. Rozdrażniony i zmęczony humorami swojej żony, sięga odruchowo po batonik, by tak uzupełnić energię. Problem w tym, że zaraz po zjedzeniu batonika, chowa do kieszeni nieszczęsny papierek i robi to na oczach przewrażliwionego Himka, który też chce jakoś zabłysnąć przed surowym ojczymem i złapać jakiegoś złodzieja. Oto nadarza się okazja. Pan Warecki trafia do „pokoju zwierzeń”, gdzie próbuje wytłumaczyć ochroniarzom, że ten batonik to wziął przez przypadek, że potrzebował energii i że jak jesteś głodny, to nie jesteś sobą. No cóż. Przewrażliwieni ochroniarze jednak uważają, że Warecki jeszcze coś ukrywa. I oto cała tragedia! Oburzony klient, który się zapomniał i wziął batonik nie może zrozumieć, dlaczego traktowany jest jak jakiś terrorysta. Nie zgadza się na dalszą rewizję. Swoim złym zachowaniem jeszcze bardziej pogarsza sytuację. A ochroniarze chcący się wykazać przed kierownikiem nie zamierzają odpuścić. Już zbyt wielu złodziei przepuścili na prawo i lewo. Raporty o kradzieży raczej nie kłamią. Czas zrobić porządek na koniec roku. Warecki z kradzionym batonikiem jest dla nich jak trofeum, dowód, że jednak działają. To ich karta przetargowa na kolejny okres pracy w supermarkecie. A może wmówić mu jeszcze kradzież czegoś większego, by z tym batonikiem nie wyglądało to tak głupio? Zobaczymy, pomyślimy. Jasieński pewnie nie takie numery stosował podczas przesłuchań, gdy pracował w służbach. Tak czy siak, Warecki jest złodziejem. Nikt się jednak nie spodziewa, że upór urażonego klienta zderzy się tak mocno z brutalnością ochroniarzy. W środku tego wszystkiego jest właśnie nieszczęsny Himek, który widział za dużo i za dużo powiedział. Świadek zbrodni, który chce być ostatnim sprawiedliwym. To się musi źle skończyć. Nikt nie będzie ryzykował. Rodzina na utrzymaniu, dziecko w drodze. Nie można roboty stracić. To się nie wydarzyło. Tego faceta tu nie było.
A po wszystkim? Znów trzeba otworzyć sklep, sprzedawać, kasować, pilnować. Niech maszyna konsumpcji się kręci, wciąga kolejnych spragnionych promocji. A gdzieś tam na tyłach ciemnych magazynów leżą sobie trupy klientów i idealistów, co nie załapali się na żadną promocję.
Wstrząsający film, po którym aż strach iść do supermarketu. Uważajcie na swoje rączki i regały z batonikami, gdy nagle obniży się wam cukier.
Komentarze
Prześlij komentarz