ŻONA. MAŁŻEŃSTWO TO FIKCJA LITERACKA


ŻONA. MAŁŻEŃSTWO TO FIKCJA LITERACKA

 


Nie zjedz wszystkich, bo będziesz miał zgagę! — Joan (Glenn Close) niczym matka strofuje swojego męża, Joego Castlemana (Jonathan Pryce), wielkiego pisarza, który może się już czuć tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy (póki co zadowala się czekoladkami, by jeszcze wzmocnić uderzenie serotoniny). Wszak za parę dni odbierze Nobla z dziedziny literatury. Joan wzdycha, bo nie widzi obok siebie dystyngowanego pana, tylko ekscentrycznego starca, albo dzieciaka, który jak zwykle ma słabość do słodkości i ciężkich potraw. Znowu będzie miał niestrawność. Te jego niestrawności to połowa jej życia. Ale może z tych niestrawności powstała niejedna genialna książka? A może trzeba go zrozumieć. W końcu musi jakoś odreagować to napięcie, jakie mu towarzyszy. W Stockholmie jest cały czas podziwiany. Wszyscy mu usługują, grzecznie zapytują o samopoczucie, fotografują, dopieszczają jego ego, usypiają czujność. Chociaż w tym towarzystwie fałszywych komplemenciarzy są też wyjątki. Jak zwykle można liczyć na własną rodzinę, która zna każdą słabość wielkiego twórcy. Joan jest już wyraźnie zmęczona byciem dodatkiem do sławnego męża i coraz trudniej jej się uśmiechać do kamer. Z kolei syn Joego, David też nie zachowuje się wzorcowo co do okoliczności. Rozpieszczony młodzieniec mierzy się z synowską marnością wobec boskości Ojca, a przez to, że sam próbuje swoich sił w literaturze, to jeszcze bardziej pogłębia jego frustracje. Zazdrości Joemu jego dorobku i pragnie usłyszeć jakąś pochwałę na temat swojej wschodzącej twórczości. W jego zawiedzionym spojrzeniu iskrzy prośba: „no pochwal mnie tato… pochwal mnie ojcze, Boże wszechmocny! Może ja tez dostanę Nobla”. Ale Joe nie potrafi chwalić syna. Może uważa, że to mogłoby rozleniwić początkującego pisarza. Poza tym David nie jest jedynym dzieckiem wielkiego twórcy. Jest jeszcze córka z poprzedniego małżeństwa i druga siostra Davida, która właśnie spodziewa się dziecka. Im też trzeba poświęcić trochę uwagi.

A teraz trzeba jeszcze się jakoś dopasować do nowej rodziny laureatów Nobla. Tu Joe również nie czuje się zbyt pewnie. Dookoła wybitne umysły ścisłe, które raczej wolą nie zaprzątać sobie głowy jakimiś bzdurnymi opowieściami o moralności i trudnej ludzkiej naturze, bo to i tak niczego nie zmieni. Nie wyleczy ludzi z ciężkich chorób, nie da im tej niezwykłej iluzji postępu. Humanista, pisarz zawsze będzie w tym gronie trochę jak kamień, który uwiera swoją refleksją i niepokoi. Biedny Syzyf/Ikar/Prometeusz dający odrobinę oświecenia ciemnej publiczności, która musi nagrodzić od czasu do czasu jakiegoś twórcę.

Joe ze swoim ego boleśnie odczuwa te zmiany klimatu towarzystwa, gdy raz jest bohaterem i ulubieńcem, a innym razem kimś zwyczajnym, a nawet obiektem drwin. Zagubiony jak dziecko, szuka swojej matki, którą jest jego żona. Dobrze pamięta swoje lęki przy każdej powieści. Co będzie, jeśli ta książka okaże się gniotem? Co wtedy? Zdetronizują mnie?! Muszę być najlepszy! To jeszcze lepiej pamięta jego wierna żona, Joan, która towarzyszyła mu przy pisaniu każdej powieści. Dobrze wie, że ten pyszałkowaty, dostojny pan we fraku, który tak swobodnie rzuca sobie żartami podczas pogawędki przy szampanie w zacnym gronie, boi się jak dziecko i nie potrafi się do tego przyznać. Wciąż stroi zabawne miny do młodej fotografki, która upamiętnia jego pobyt w Stockholmie i jednocześnie z nią flirtuje, bo musi być dla kogoś bohaterem.

Ale dla Castlemana najbardziej bolesne jest to, że nie jest bohaterem dla Joan, która zbyt wiele razy widziała geniusza w jego najczarniejszych koszmarach. Po raz kolejny podaje mu lekarstwa na zgagę i nadciśnienie. Zaciska usta i przewraca oczami, podobnie jak choćby Alma Reville, żona Alfreda Hitchcocka w filmie „Hitchcock”, dbająca zarówno o dietę męża jak i dobre scenariusze. Tam również widzimy kryzys dojrzałego małżeństwa. Żona, scenarzystka czuje się niedoceniona przez swojego męża, wielkiego reżysera, który właśnie wkracza w niebezpieczną „Psychozę”. Czeka z niepokojem przed salą kinową, tak jak kiedyś J.M. Barrie w „Marzycielu” sprawdzał reakcje widzów. Czy będzie sukces, czy wielka porażka? Oto koszmar życia z twórcą, który nie zawsze potrafi stworzyć raj dla swojej rodziny.

Wielki sukces, jakim jest nagroda Nobla, prestiż, splendor okazują się tak naprawdę dla rodzinny Castlemanów wielką przegraną, puszką Pandory, która uwalnia uśpione dotąd konflikty i kompleksy. Przeżywają oni syndrom Państwa Rose, którzy osiągnąwszy wysoki status społeczny, nagle tracą radość bycia ze sobą, jakby dusili się swoją obecnością. Choć trzeba tu zaznaczyć, że w obu tych filmach to bardziej żona czuje niechęć do swojego męża, a on z kolei nie potrafi zrozumieć, w jaki sposób zranił swoją małżonkę. Urażony i odtrącony mści się na żonie. I zaczyna się koszmar niezrozumienia.

 

 

Joan Castleman cierpliwie znosi to, jak Joe bryluje na bankietach i to jak flirtuje z różnymi paniami. Przełknęła już dawno jego zdrady. Sama przecież była jego kolejną kochanką, dopóki nie rozbiła pierwszego małżeństwa Joego i nie została jego żoną. Na swój sposób rozszerzyła margines swobody dla niespokojnego twórcy, który nie zawsze jest w stanie przetworzyć swoje libido w ciekawą powieść. Ale teraz po latach wyrozumiała żona coraz częściej myśli o rozwodzie. Czuje przewagę nad swoim lękliwym mężem, który bez niej byłby nikim. Zrozumiała to dopiero teraz, gdy Joe osiągnął tak wiele, a ona jakby została z niczym. Oszukana, zlekceważona, próbująca trzymać fason podczas nudnego bankietu.

 

 

 

Przez lata wielu ludzi przyglądało się temu małżeństwu, nie kryjąc podziwu, ale tylko nieliczni potrafią dostrzec coś niezwykłego w tym związku. Taką osobą jest chociażby dziennikarz, Nathaniel Bone (Christian Slater), który nie tylko zadowala się zwykłą lekturą powieści wielkiego noblisty, ale lubi także grzebać między wierszami, nasłuchiwać, jak słowa drżą i skrzypią, jak wpływają na siebie i tworzą ten niezwykły świat przedstawiony w danej powieści, w jaki dali się złapać czytelnicy. Jego nazwisko, „Bone” oznacza „kość”. Idąc tym słownikowym tropem można by powiedzieć, że wścibski Nathaniel wydaje się być tu archeologiem, szukającym kości niezgody między małżonkami. Christian Slater znowu powraca do swoich znajomych ról, jak poszukiwacz wielkiej księgi w „Imieniu róży” czy jako wywiadowca z „Wieczoru z Wampirem”. Bone przygotowuje właśnie biografię Joego, ale nie zamierza tworzyć pomnika dla pisarza, któremu i tak wszyscy aż za bardzo się podlizują. Szuka on raczej na swego bohatera jakiś haków, które trochę by podkopały jego autorytet jako pisarza.

Oczywistą prawdą jest, że za każdym twórcą stoi masa ludzi. On sam ma jakąś ideę, koncept, ale żeby ją wypromować, potrzebuje tych innych. Mogą to być ghostwriterzy, redaktorzy, producenci, którzy dopełnią, podrasują wizję twórcy, by ta lepiej się sprzedała. Może to być też rodzina, żona, która znosi to i owo. Strzeże spokoju twórcy, gdy ten ryje całymi nocami i dniami kolejne karty wielkiej historii, pretendującej do miana nowej Biblii. Bone podejrzewa, że Joe wcale nie jest tak genialnym pisarzem, jakby się mogło wydawać.

Kameralny jak sztuka teatralna, gęsty od emocji dramat w reżyserii Björna Runge’ a na podstawie powieści Meg Wolitzer pod tym samym tytułem, pytający o to, kto stoi za wielkim artystą: jego talent, wizja czy też inny człowiek, który potrzebował maski, by wyrazić swoje myśli? I czy można napisać genialną opowieść swego życia, gdy jest się noblistą?

Od jednej sceny do kolejnej zdejmujemy warstwy rodzinnej otoczki, czując coraz większe zażenowanie zachowaniem bohaterów, jakbyśmy podglądali ich z ukrycia, gdzie bez skrępowania obrzucają się brudami albo opowiadają o wyuzdanym seksie. To mają być dialogi wielkiego noblisty z jego bliskimi? To chyba nie ta wersja powieści. Korekta! Nie, to przecież proza życia. Ta pornografia emocjonalna coraz bardziej nas bulwersuje, a zarazem fascynuje. Aby w pełni zrozumieć motywacje i lęki głównych bohaterów, cofamy się do przeszłości, do lat 60-tych, a potem znowu wracamy do teraźniejszości, do roku 1992, by wreszcie poznać sekret rodziny Castlemanów, gdzie niekoniecznie królem jest ten, kto nosi błyszczącą koronę i pozuje na okładkę Time’ a.

Młody Joe, w którego wciela w scenach retrospektywnych Harry Lloyd, to niespełniony pisarz, który został nauczycielem akademickim, uczącym sztuki pisania aspirujące talenty, zwłaszcza kobiety, do których ma słabość. Wśród tych studentek robiących do niego słodkie oczy, jak na wykładzie doktora Jonesa, dostrzega on właśnie blond piękność o anielskim wyrazie twarzy o imieniu Joan (w którą wciela się tu Annie Starke, córka Glenn Close). Joan oprócz tego, że jest piękna, jest także bardzo utalentowana. Ma potencjał, aby być pisarką. Joe wdaje się z nią w romans, w efekcie czego jego małżeństwo się rozpada, a etat na uczelni przepada. Jednocześnie Castleman zyskuje zdolną panią redaktor, która może zmienić jego nadęte próby literackie w ponadczasowe dzieła. Wystarczy tylko zmienić formę, przebrać jedno w drugi i tak przez kolejne lata Joan będzie ubierać swego męża w odpowiednie stroje. Czy to on ją stworzył, czy to ona jego? On ją zachęcił do odważniejszych opowieści, ona zredagowała jego pomysły. Oboje są jednością, siłą, talentem, spółką literacką. Joan, Joe. Brzmią tak podobnie. Czy ona odważyłaby się napisać coś pod swoim imieniem i nazwiskiem? Czy zdradziła by go i pokazała światu swoje wielkie umiejętności tworzenia własnej nar-racji? Nieszczęśliwa Arachne tkająca niezwykłe opowieści i zarazem Ariadna wyprowadzająca swego Tezeusza Joego z labiryntu niemocy twórczej. Może jej największą sztuką jest podtrzymywanie rodzinnej opowieści, sagi, w której za niedługo ma pojawić się nowy członek rodziny? Może narodziny wnuka uratowałyby tą małżeńską powieść?

A może Wielki Autor przetnie ten wers, by już dać spokój wielkiemu Nobliście, który żył w ciągłym strachu o swój prestiż. Niech odejdzie w chwale! Publiczność i tak będzie krytykowała albo podziwiała, tworząc ten pusty szum dookoła.

 

A żona?

 

A żona będzie zawsze pamiętała to skreślone zdanie i przecinki stawiane w nieodpowiednich momentach.

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE