NOSTALGIA ANIOŁA. ZA SZKŁEM DAWNEGO ŻYCIA
Chociaż kości
Małe cząstki
Relikwie
Coś, co można czcić
I pamiętać
Na zawsze
Nim los wyrzuci
je na planszę
czarne oczka
pustki
NOSTALGIA ANIOŁA. LOVELY BONES (2009)
Peter Jackson i jego żona Fran Walsch po raz kolejny jednoczą siły, by na podstawie książki Alice Sebold opowiedzieć nam mroczną historię, choć nie tak krwistą, jak pierwsze przesadzone horrory Jacksona. Ten film to raczej powrót do stylu, jaki reżyser pokazał nam w psychologicznym dramacie „Niebiańskie istoty” z roku 1994. Psychoanaliza miesza się tam z fantazyjnymi tworami, bo w końcu rzecz dotyczy nastolatek o wybujałej wyobraźni, które chcą być pisarkami/scenarzystkami. Powrót do tego typu intymnego kina psychologicznego to także przerwa od epickiego „Władcy pierścieni”, czy „Hobbita”. Ale nawet bez kostiumów czarodziejów, wielkich bitew czy jarzącego się oka Saurona i w tej historii nie opuszczą nas siły ciemności i oniryczne pejzaże, by czarować i niepokoić, skoro to film o zawieszeniu między życiem a śmiercią. Ten temat zagubionej duszy (skądinąd bardzo kreatywne wyzwanie dla filmowców) przywodzi na myśl takie obrazy jak: „Między piekłem a niebem”, „Duch”, „Drabinę Jakubową”, „Poprzednie życie”, „Charlie st. Cloud”, „Pięć osób, które spotykamy w niebie”. A niebem rzecz jasna jest tu kraina, w której można zapomnieć o tym, co było złe i żyć nowym życiem. Ale najpierw trzeba się zmierzyć z bolesną prawdą, wejrzeć w zwierciadło ostatnich chwil i wspierać bliskich, którzy w jakimś stopniu także umarli, żyjąc wspomnieniami dawnych, pięknych dni. Sam Jackson (już mocno odchudzony) również TU zaliczy cameo jako mężczyzna w sklepie z aparatami (albo punkcie fotograficznym), testując nowy obiektyw. Z pasją mruży oko i zaciska zęby, patrząc w soczewkę, by skupić w niej emocje ojca, który właśnie stracił córkę. Podoba mi się, jak każda scena nabiera tu intensywności, gdy mamy zbliżenia na pewne detale w danych scenach. Tu przewracanie kartki dziennika, szelest stron, skrzypienie podłogi, zbliżenie na dłonie, krople potu na twarzy, tam bałwanek uwięziony w szklanej kuli bezpiecznego, iluzorycznego świata, tu mechaniczny pies-zabawka kiwający głową, wyrażający poddanie się ofiary gwałcicielowi. Wszystko jest tak intensywne, jakbyśmy byli tuż obok bohaterów, drżeli wraz z nimi. Zupełnie jakbyśmy my — widzowie byli świadkami/duchami, które przechadzają się między ludzkimi dramatami, nie mogąc niczego uczynić. Stąd ta nostalgia albo melancholia bezradnego anioła, który kiedyś był człowiekiem, dziewczynką, nastolatką ze swoimi problemami i radościami, kimś zwyczajnym, kogo mijaliśmy na ulicy. A teraz nawet trudno powiedzieć, kim jest ta główna bohaterka. Zaginiona, umarła, nieobecna, widmo? Nawet nie mająca swego grobu, gdzie spoczywają jej „urocze kości”. Iskrząca się w nadziei, że jeszcze jest, a już jej nie ma.
Mamy lata 70-te XX wieku (czasy, gdy śmieci zakopywano w wielkich rowach, zarówno lodówki jak i trupy), rodzina Salmonów (Łososiów?) w składzie: Jack (Mark Wahlberg), jego żona Abigail (Rachel Weisz), syn Buckley oraz dwie córki Lindsey (Rose McIver) i Susie (Saoirse Ronan) wiodą życie w spokojnej, sennej Pensylwanii. Aż któregoś wieczora Susie nie zjawia się na kolacji. Spaceruje sobie gdzieś po pustych ulicach, które nieustannie się zmieniają, jak kolejne plansze przedziwnej gry. Może potrzebuje chwili samotności. Kto tam zrozumie nastolatki i ich humory. Nadmierne przeżywanie każdego wydarzenia albo narkotyki. To przecież ten wiek, gdy chce się ze wszystkim eksperymentować. Równoległa rzeczywistość? Już odjechałaś dziewczynko? Gdzie jesteś Susie? I również ona zadaje sobie pytanie, gdzie są wszyscy. Jeszcze nie wie, jeszcze nie rozumie. Że to już koniec. W końcu rozpoczyna opowieść zza drugiej strony (jak później Lester Burnham w „American Beauty”), relacjonując nam swoje radosne momenty z życia, kiedy uratowała życie bratu i kiedy się zakochała, a także te najgorsze, gdy została zamordowana przez swojego sąsiada, niepozornego okularnika, samotnego pana George’ a Harveya (Stanley Tucci).
Portret pedofila Harveya niejako wpisuje się tu w stereotypowy wizerunek nieco obleśnego, samotnego mężczyzny o sadystycznych skłonnościach, który w przerwie od swoich morderczych i seksualnych obsesji, oddaje się bardziej spokojnym zajęciom jak praca w ogrodzie albo budowa domków dla lalek. Oto urocze miniatury, gdzie wszystko jest uporządkowane wedle pedantycznego stylu Harveya, niepoczytalnego chłopca w ciele dorosłego mężczyzny, który nie potrafi znaleźć przyjaciół w swoim wieku. Ten domek na stole w pracowni z pewnością trochę ociepla wizerunek sąsiada, którego właśnie przesłuchuje policjant, przyglądając się z zachwytem każdemu detalowi w małej budowli. Dobrze, że George wreszcie schował tą bransoletkę zaginionej dziewczyny, bransoletkę, gdzie między poszczególnymi ogniwami znajdowały się kości do gry i mały srebrny domek. Cóż, tą planszę dziewczyna przegrała. Kości potoczyły się inaczej i nie wróciła do domu. Wpadła do nory mrocznego myśliwego. Kolejny zatarty ślad. Zauroczony domkiem policjant zagląda przez miniaturowe okno jak ciekawski dzieciak, a tam już widzi po drugiej stronie uśmiechniętego pana w okularach, który właśnie się relaksował popołudniem. Jadł ciastka i czytał gazetę, gdy wścibscy stróże prawa postanowili go podręczyć pytaniami o jakąś zaginioną smarkulę. Zawsze się gdzieś szwendają, a potem trzeba ich szukać. Ach jak tak można! Pan Harvey jest taki miły, kulturalny. To prawdziwy artysta, człowiek wielu talentów i namiętności i dobrze wie, gdzie był w ubiegłą środę. Zmęczony pan policjant odpuszcza. Szuka igły w stogu siana.
Zarówno dla rodziny jak i dla głównej bohaterki torturą jest to, że ta sprawa tkwi w zawieszeniu. Nie ma dowodów, nie ma ciała, „uroczych kości”, nie ma świadków. Są tylko domysły. Dziewczynka zniknęła i w sumie nie wiadomo, czy żyje, czy może została porwana. A może uciekła na złość wszystkim, by zrobić karierę w wielkim świecie. Susie jako duch nie jest wcale wolna od gniewu, jaki ją dręczy. Straciła życie w najlepszej chwili, gdy chłopak, który jej się podobał napisał dla niej wiersz. Już miała wejść w ten, niewinny romantyczny etap życia, gdy nagle wpadła w sidła wytrawnego myśliwego, który upodobał sobie wyjątkowe młode ofiary. Taki to nie lubi romantycznych wstawek, od razu pożera ofiarę. A teraz ona spaceruje pośród mgieł jak romantyczna zjawa, nie mogąc sobie poradzić z własnym stanem skupienia. Oto właśnie ta nostalgia, niemoc oderwania się od dawnego życia i krzywd, jakie zostały wyrządzone. Niemoc zapomnienia o swoich cennych kościach. Czego szukasz niespokojny duchu? Zemsty. Zostaw to innym. Ale komu? Policji, rodzicom, którzy wciąż nie wiedzą, co się naprawdę stało. Jack Salmon, niespełniony żeglarz, rozbija wszystkie swoje modele statków w butelkach, nie mogąc znieść myśli, że nie dostał żadnej wiadomość w butelce od swojej córki, w przeciwieństwie do tajemniczej sąsiadki, która widzi rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Salmon patrzy na słynny obraz Friedricha, przedstawiający „Wędrowca pośród mgieł” i czuje, że sam błądzi pośród mgieł domysłów i fałszywych tropów. Jeszcze chwila i rzuci się w pogoń za mordercą przez pole kukurydzy. Buszujący w zbożu! Uparcie drąży śledztwo, szuka podejrzanych, wpada w paranoję, bo wszędzie widzi sprawcę zbrodni, dziwnie wyglądających mężczyzn, którzy chcieliby skrzywdzić jego córkę. Poucza policję, która również jest bezradna (to jeszcze nie czasy CSI). Jego druga córka, Lindsey próbuje zapomnieć o tym wszystkim, uparcie ćwicząc brzuszki, pompki i biegi. Nie chce być zombie (w które potem wcieli się Rose McIver w serialu „iZombie”). Z kolei żona Abigail (Rachel Weisz „Mumia”) ma dosyć rozgrzebywania zmumifikowanej przeszłości i w końcu się wyprowadza. Tą nerwową atmosferę próbuje jakoś rozerwać seniorka rodu, babcia Lynn (Susan Sarandon), zgrywająca się na wielką damę, nie żałującą sobie whisky i papierosów, jako codziennych lekarstw na gorzkie dni w tym domu bez jasnego jutra. Robi się nawet zabawnie, gdy Lynn przejmuje codzienne obowiązki, więcej bałaganiąc, niż porządkując. Jednak nawet uroczy chaos, proteza domowej krzątaniny nie są w stanie zdekoncentrować Jacka, który coraz silniej odczuwa pewne sygnały, że sprawca jego rodzinnej tragedii jest bliżej, niż mu się wydaje.
Sympatyczny sąsiad pan Harvey ścina kwiaty i daje do powąchania. Słodko pachną świeżo ścięte róże, tak jak młodość zerwana zbyt szybko. Wystarczy wyostrzyć zmysły, by dojrzeć znaki, jakie umarli nam podsuwają. Uschnięta róża nagle staje się krwisto-czerwona. Czy to paranoja, czy może rzeczywiście telepatia? Czy ojciec skrzywdzonej córki ma prawo do okrutnej zemsty? Wtedy także będzie mordercą, a rodzina zupełnie się rozbije. Susie mimo pragnienia zemsty nie chce, by to jej ojciec był wykonawcą wyroku. Jako anioł musi chronić swoich bliskich, w których bezradność wyzwala coraz większe pokłady autodestrukcji. Czy jesteś już po drugiej stronie, czy zmagasz się z tym czerstwym życiem, licząc okruchy na stole? Pamiętaj, że nie warto tracić czasu na zemstę, bo i tak nie zaznasz spokoju. Zamknij oczy i daj odejść demonom przeszłości, które tak kurczliwie trzymały cię w tym zawieszeniu między życiem a śmiercią. Pochowaj kości dawnych dni.
Więc chodzi o to aby zapomnieć? Wyzwolić w sobie amnezję?! Jak można zapomnieć o tragicznej śmierci swego dziecka, którego ciała nigdy nie znaleziono? Jak można zapomnieć, o tym, że zostało się zamordowanym? Jak można to wszystko odpuścić, odwrócić od tamtej bagiennej krainy, gdzie pełno trupów innych dzieci? Uważaj to bagno. Już grzęźniesz po kolana. Chcesz dalej? A jednak, gdy Susie zwraca wzrok ku jasnej stronie, jest coś kuszącego w tym, by iść ku światłości i zaakceptować świat, w którym się żyło przez te kilkanaście lat. Ogrzać się w tym niezwykłym blasku, roztapiającym zimne serca i sople nad głową mordercy, którego musi dotknąć miecz Demostenesa albo inaczej — ręka sprawiedliwości.
Komentarze
Prześlij komentarz