KLUB ODRZUCONYCH BAJEK

 — Ta bajka jest okropna! Nie widzę dla niej żadnych szans! — Oburzył się pan redaktor, który przeczytał już bardzo dużo bajek dla dzieci, prawie tyle samo, ile jest w paczce z chrupkami i dobrze wiedział, które bajki podobają się dzieciom, a które nie.

 — Dlaczego odrzucamy tą bajkę? — Zapytała pani w wielkich okularach.

 — Bo nie uczy dzieci, jak postępować dobrze. I w ogóle powinna się kończyć inaczej!

 — Ale jest zabawna. — Broniła jej pani.

 — Do archiwum z nią! — Nakazał wielki redaktor. Wyrok zapadł. Nieudana bajka miała trafić do archiwum odrzuconych bajek. A wiecie co to takiego? To takie miejsce, gdzie nieudane bajki miały już spędzić całą resztę swojego życia. Choć warto wspomnieć, że od tych wyroków zawsze były wyjątki. Niektóre bajki były powtórnie czytane przez komisję, a potem poprawiane przez tajemniczego Wielkiego Narratora Bajarza, który łączył przerwane wątki, poprawiał życie bohaterów i wreszcie oddawał bajkę dzieciom. Niejedna bajka o tym marzyła, by odmienić swój smutny los i zostać przeczytaną na nowo.

Póki co te odrzucone bajki kurzyły się w archiwum i co gorsza wciąż trafiały tam kolejne. Już smutny strażnik miał wrzucić nową bajkę do ciemnego archiwum, gdy nagle usłyszał piskliwy głosik:

 — Poczekaj, nie rób tego, daj mi szansę. Jestem naprawdę wspaniałą bajką! — Archiwista spostrzegł, że ten głosik wydobywa się z książki, którą właśnie trzymał w ręku. Uśmiechnął się i odparł:

 — Każda bajka tak mówi.

 — Ale ja naprawdę jestem wspaniałą bajką, proszę cię. Spełnię twoje życzenia. — Archiwista roześmiał się drwiąco.

 — Pracuję tu już trzydzieści lat i dobrze wiem, że żadna bajka nie spełnia życzeń.

 — Oczywiście, że spełniam życzenia. — Zapewniała.

 — Cicho mała, nie chcemy tu awantur! — Odezwała się jakaś inna bajka z ciemności.

Archiwista wreszcie wyrzucił bajkę, a ta poleciała między inne książeczki i od razu uniosła się chmura kurzu, ktoś zakaszlał, ktoś kichnął i ktoś krzyknął:

 — Mogłabyś uważać, jak spadasz!

 — Proszę, nie chcę tu zostawać! — Krzyczała nowa bajka. I pewnie nikt nie chciałby tu zostać, bo pomieszczenie to było ciemną, wilgotną piwnicą.

Bajka, która dziś wpadła do archiwum była bajką o poduszce Aurelce. Tylko pomyślcie, jak poduszka może być bohaterką bajki?! Pan redaktor skreślił tą bajkę, ale bajka o poduszce nie zamierzała się poddawać. Wy chyba też byście się nie poddawali? Zawsze warto walczyć o swoją bajkę. Aurelka podniosła się i stanęła na innych książkach, krzycząc na cały głos:

 — Jestem bohaterką bajki i należy mi się szacunek! — Strażnik uśmiechając się, odsłonił swoje wielkie zęby podobne do kłów wilkołaka i odparł złośliwie.

 — Żegnam. — I drzwi się zamknęły z okropnym zgrzytem. To był koniec. Bajka o poduszce zapłakała. Nie dużo uroniła tych łez, bo nagle ktoś ją zrzucił z siebie i spadła na brudną, twardą podłogę.

 — Spadaj, jesteś tu nowa i nie należy ci się miejsce. Jak posiedzisz tu tyle, ile my, to wtedy możesz się wspiąć i zobaczyć, co jest za oknem. — Odezwała się jakaś niezadowolona bajka.

 — A ile wy tu jesteście? — Zapytała bajka o poduszce.

 — Długie lata nikt nas tu nie czytał. — Odpowiedziała jakaś stara bajka.

 — I co? Będziecie tu już tak zawsze leżeć, aż się rozsypiecie? O rany! Skończę tak samo jak wy! — Znów rozpłakała się Aurelka.

 — Nie użalaj się nad sobą. Tu każda bajka jest w takiej samej sytuacji. — Wszędzie na półkach i na podłodze leżały lub stały bajki, przykryte grubą warstwą kurzu. Jedne były zamknięte, drugie otwarte, ukazując kolorowe, choć już nieco pożółkłe stronice, przedstawiające bohaterów, którzy przestali już dawno walczyć o swoją lepszą bajkę. Nie ważne, czy byli to rycerze, potwory, piraci, czy wielcy królowie. Wszyscy oni się poddali wobec mroku archiwum. A teraz dołączyła do nich Poduszka Aurelka.

Po paru dniach drzwi archiwum znów się otworzyły i posępny strażnik wrzucił parę nieudanych bajek. A na pożegnanie wyciągnął jeszcze z kieszonki złoty pył i powiedział:

 — A to moje drogie bajeczki Złoty pył od wielkiego Bajarza! Trochę nowych przygód, doskonała przyprawa do waszych nijakich historyjek. Kto szybszy, niech łapie! Może odrobinę się poprawicie. Ha, ha, aż ktoś was dostrzeże. — Zaśmiał się złośliwie i wysypał złoty pył. Iskrzące się złote ziarenka ciekawych opowieści opadały wolno, a spragnione bajki pchały się między sobą, by choć trochę dostać tych ziarenek do swoich historii. Oczywiście, że doszło do przepychanek, awantur i bójek. Znów wzniosła się chmura kurzu, parę bajek zakaszlało, inne odpuściły, inne jeszcze mocniej walczyły, aż pourywały sobie strony. Nowa Bajka Aurelka widząc to zamieszanie nie wytrzymała i krzyknęła swoim wysokim głosem:

 — Co za wstyd i hańba! Jestem tu od paru dni i obserwuję was. Jak możecie się tak zachowywać względem siebie?! Jesteście bajkami o odważnych bohaterach, a sami zachowujecie się tak podle. Wystarczy, że wam rozsypią parę tych złotych pomysłów i już traktujecie siebie jako ostatnich wrogów, wyrywacie sobie strony i zupełnie tracicie swój sens!

 — A co ty możesz o tym wiedzieć, głupia bajeczko o poduszce!? — Rozległy się drwiące śmiechy.

 — Jesteście takie żałosne! — Odgryzła się Poduszka. W odpowiedzi na to niektóre bajki wstały i otoczyły Aurelkę, tak, że nie mogła im uciec. Po czym jedna krzyknęła:

 — Załatwimy cię bajeczko i podrzemy na kawałeczki! Skończysz swoją historię i dasz nam spokój, bo nie mogę słuchać tych twoich narzekań! — Bajki zaczęły ją okładać i ciągnąć za kartki, a nawet naderwały parę rogów. Przerażona Aurelka myślała, że już po niej, ale w ostatniej chwili ktoś krzyknął tak głośno, że natychmiast wszystkie bajki ucichły i zatrzymały się.

 — Zostawcie ją! — Zagrzmiał niski głos, jakby miała przyjść burza z piorunami. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał głos. Tuż przy oknie stała wielka księga w skórzanej oprawie, a na jej okładce wytłoczony był złoty statek. Była to bajka o Piracie Melchiorze Graficie, na widok której wszystkie bajki odstąpiły od Aurelki, a bajka o Piracie mówiła dalej:

 — Ona ma rację. Już tyle lat na was patrzę. Pamiętam jeszcze, jak to archiwum było puste. A teraz? Ile tu nas wszystkich jest: niepotrzebnych i zagubionych? Nie wiecie, o czym opowiadacie. Myślicie, że te parę złotych pomysłów zmieni waszą historię.

 — My przynajmniej próbujemy walczyć. Ty natomiast siedzisz od tylu lat i się kurzysz. — Odparła bajka o róży. Pirat Melchior od razu odpowiedział.

 — Tak siebie nie zmienicie.

 — Czemu nie możemy zmienić swoich historii za pomocą złotego pyłu? — Zapytała rozpaczliwym głosem inna bajka.

 — Ponieważ złoty pył to tylko przyprawa jak sól, pieprz, czy cukier. Sprawia, że pewne przygody opisane w naszych bajkach są wyrazistsze. Ale do zmiany potrzebny jest prawdziwy kucharz, czyli właśnie redaktor, który jeszcze raz wszystko odmierzy, połączy, napisze na nowo i poda jako smakowite danie, które nie znudzi się nikomu. To może zrobić tylko Wielki Bajarz.

 — To tylko legenda. Nikt już nie wierzy w te bzdury. — Odezwała się bajka o żabie.

 — To nie żadne bzdury. — Odparł Melchior, który właśnie wyszedł ze swojej bajki. Wszystkim ukazał się wąsaty pirat z zakrytym okiem, który powiedział donośnym głosem:

 — Moja opowieść była o piratach, lecz ja sam czułem, że nic tam ciekawego się nie działo. Uciekaliśmy, okradaliśmy inne statki, szukaliśmy skarbów. Postanowiłem, że moja opowieść musi walczyć o lepsze przygody. Wszystko miało być ciekawsze. To tak, jakbyście nie czuli smaku. Sypiecie sól, cukier albo pieprz, aż kichacie i zalewacie się łzami. W poszukiwaniu lepszego smaku mojej bajki, udałem się więc na wyprawę do Wielkiego Bajarza, który ma zawsze dużo pomysłów i wie, jak skończyć bajkę, by się podobała dzieciom.

 — I widziałeś go? On naprawdę istnieje? — Dopytywały się bajki.

 — Widziałem. — Potwierdził Pirat i rozległo się pośród wszystkich bajek doniosłe „oooooch”.

 — Uratował moją bajkę. — Przyznał pirat. Nasuwało się więc proste pytanie:

 — Więc czemu jesteś w miejscu zapomnianych bajek? — Pirat uśmiechnął się gorzko i wyjaśnił:

 — Dlatego, że zmarnowałem swoją opowieść.

 — Myślałem, że jeśli bajka jest zapisana i poprawiona, to można być spokojnym, że już nigdy się tu nie trafi. — Odezwała się bajka o królu.

 — Niestety. Po tym jak Bajarz poprawił moją historię, ruszyłem w wielką podróż. Cieszyłem się, ale momentami nudziłem i zastanawiałem się, czy jeszcze mógłbym poprawić swoją bajkę? Myślałem sobie: „Może wielki Bajarz mógł napisać coś ciekawszego dla mnie”. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Chciałem wszystko zmienić. Wreszcie spotkałem pewnego, złośliwego Redaktora, który zaproponował, że poprawi moją opowieść. Jednak bardzo przesadził, zmienił tak wiele, że siebie nie poznałem. Moja opowieść przestała się podobać, a ja przestałem walczyć o jej sens. I tak trafiłem właśnie tutaj… znowu.

 — To straszne. — Powiedziała Aurelka. Ale po chwili krzyknęła i tupnęła nóżką:

 — Zatem i ja chcę iść do wielkiego Bajarza! Chcę, żeby poprawił moją bajkę! — Na to wyznanie rozległ się drwiący śmiech.

 — Wszyscy chcą do Wielkiego Bajarza, zbyt długie kolejki. — Wyjaśnił Pirat.

 — Chcesz mnie zniechęcić? Dlaczego ty zatem do niego trafiłeś? — Zapytała Aurelka.

 — Może byłem bardziej uparty niż inni, może wtedy było mniej bajek do poprawki, może po prostu miałem więcej szczęścia?

 — Więc może i ja będę miała więcej szczęścia? — Upierała się Aurelka.

 — Ha, ha, Poduszka pójdzie do Wielkiego Bajarza! — Rozległ się śmiech.

 — Chcę walczyć o swoją bajkę! To moje prawo. Chcę dawać radość dzieciom! — Oświadczyła śmiało.

 — Każda bajka o tym marzy. — Odpowiadały jej inne bajki.

 — A ja nie chcę marzyć, ja chcę działać! I ty mi w tym pomożesz! — Krzyknęła Aurelka i wskazała na Pirata Melchiora. Ten zdziwiony zapytał:

 — Mówisz do mnie mała?

 — Tak, do pana, panie piracie. Kto jak kto, ale ty chyba znasz drogę do Bajarza!

 — Znam ją ze swojej bajki. Lecz żaden z bohaterów nie ma prawa wkradać się do cudzych historii, nie możesz wejść do mojej opowieści. Musisz szukać we własnej bajce drogi do Wielkiego Bajarza.

 — Też mi pomoc. Co za tchórz, phi! — Odfuknęła obrażona Aurelka. Wszystkie bajki wydały z siebie „oooooo”.

 — Jesteś uparta i bezczelna. Nie masz szacunku dla piratów.

 — Jestem odważna i gotowa zmienić swoją bajkę. Wiem, czego chcę i to jest najważniejsze. — odparła Aurelka.

 — Swoją bajkę można zmienić tylko przy pomocy Zimnej Księgi.

 — Dlaczego zimnej?

 — Bo wszystko jest tam białe, świeże i zimne. To miejsce gotowe do stworzenia nowej bajki. Tu, w tej białej przestrzeni każdy z bohaterów różnych bajek może się spotkać w nowej historii. Legenda mówi, że tą księgę wykradła wielkiemu Bajarzowi Królowa Elwira, która zawsze ubierała się na biało i była nazywana śnieżną królową, dlatego właśnie księgę nazywa się zimną.

 — I gdzie jest ta Zimna Księga? — Dopytywała się Aurelka.

 — Z tego co pamiętam, znajduje się w biurze archiwisty. — Powiedział kapitan.

 — Ale wiesz, jak ona wygląda?

 — To olbrzymia, srebrna księga, która stoi na pulpicie. Czasem jest otwarta, ale zazwyczaj zamknięta.

 — Zatem musimy się tam dostać! — Zarządziła Aurelka.

 — Musimy? — Zdziwił się kapitan.

 — Czy ktoś jeszcze chce zmienić swoją historię? Śmiało, podnieście ręce, chodźcie tu! — Krzyczała Aurelka, lecz niewiele bajek podeszło do niej.

 — Co jest z wami? Przed chwilą rzucaliście się na złoty pył, a teraz nie chcecie ruszyć do Wielkiego Bajarza? Ale z was tchórze!

 — Opowiadasz bzdury. — Mówiły inne bajki.

 — Bzdury, kocury, chóry, kury, sznury! Dosyć awantury, Ja chcę rozbić mury. Ruszam z tobą moja miła, liczy się odwagi siła. — Oświadczyła drobna piegowata dziewczynka w niebieskim kapeluszu i od razu się przedstawiła.

 — Jestem Powtarzajka, powtarzam to, co usłyszę i tak moja bajka się pisze, aż już słyszę tylko ciszę.

 — Miło mi Powtarzajko. Ktoś jeszcze dołączy do nas? — Pytała Aurelka.

 — I ja się zgłoszę. Podoba mi się, że ta mała potrafi walczyć o swoje! — Ryknęła Czarownica Józefina z zakrzywionym kapeluszem na głowie i w szarej pocerowanej sukience.

 — Pierwsze słyszę, by czarownica chciała się zmienić. — Zażartował ktoś z tłumu bajek.

 — A żebyście wiedzieli. Zawsze mogę być okrutniejsza. Może wreszcie moja historia zainteresuje dzieci. Kto jeszcze się przyłączy? — Krzyczała Czarownica, podczas gdy pozostałe bajki naradzały się między sobą.

 — No kto będzie odważny?! — Nagle rozległo się głośne burczenie w brzuchu.

 — Ja spróbuję. Może wreszcie dokończę moją historię! — Zgłosił się potwór Żarłok Opowieści, który cały był obklejony kartkami z różnych bajek. Plotki mówiły, że został on wynajęty przez redaktorów, aby skracać zbyt długie bajki.

 — Nikomu nie dałeś dokończyć jego przygód, wszystko zjadłeś, a teraz sam się pchasz ze swoją historią! To niesprawiedliwe.

 — Smacznego! — Odparł potwór i zjadł parę kartek, które leżały na podłodze.

 — Kto jeszcze się przyłączy?

 — I ja spróbuję! – powiedział Zegarek, który wiecznie się spóźniał i od razu wylądował na dłoni Powtarzajki.

 — Chciałbym wskazywać dobrą godzinę w dobrej bajce.

 — Może i ja bym coś znalazł dla siebie? – Odezwał się nieśmiało GrajekBajek, chłopiec z gitarą, której brakowało paru strun.

 — Kiedyś nazywano mnie księciem Boleściwym, bo ciągle mnie coś bolało. — Tu Grajek spojrzał ze złością na Czarownicę Józefinę i wyjaśnił.

 — To przez pewną czarownicę, która rzuciła na mnie zaklęcie.

 — To przez twoją naiwność zepsułeś swoją bajkę. — Podsumowała Czarownica Józefina.

 — Wszystko mnie bolało. Nie pomagały żadne lekarstwa, więc mój lekarz mi poradził, abym grał na tej starej gitarze, by tak zapomnieć o bólu. Parę strun już pękło, a moja historia nagle została przerwana. Chcę coś zmienić w swojej bajce.

Ale na Grajku się nie skończyło. Oto z tłumu bajek wyłonił się rozczochrany miś Ciamajdek. Podniósł swój drewniany, połamany miecz w górę i oświadczył:

 — To może i ja znajdę tu miejsce, by wykazać się odwagą.

 — Ciamajda, ciamajda, jaka z ciebie będzie bajka? Same ofermy. Nie warto z wami iść — Naśmiewały się inne bajki.

 — Więc pójdziemy bez was! — Zarządziła Aurelka i spojrzała na Pirata Melchiora, dodając:

 — A ty nas poprowadzisz!

Zatem, jak się dostać do tej Zimnej Księgi? Trzeba było najpierw opuścić archiwum, a tym samym sprowokować strażnika do otwarcia drzwi i zajęcia jego uwagi, następnie dostać się do biura i odnaleźć Zimną Księgę. Problem w tym, że strażnik otwierał archiwum tylko wtedy, gdy przynosił nowe bajki. A trudno było przewidzieć, kiedy to się zdarzy. Jakby tu zwabić strażnika do archiwum?

Strażnik już prawie zasypiał, gdy nagle usłyszał jakiś dziwne piski i dźwięki gitary. Z początku to zlekceważył, bo ile razy już słyszał, jak bajki się kłóciły między sobą. Ale jednak teraz hałasy bardzo mu przeszkadzały. Wrzaski się nasilały, a on chciał się przespać. Wreszcie nie wytrzymał i ruszył leniwym krokiem w kierunku archiwum. Włożył klucz i otworzył drzwi.

 — Co się tu u licha dzieje?! — Wrzasnął. Ale nikt mu nie odpowiedział. Nagle poczuł na nogach jakieś sznury, które zręcznie przekładali bohaterowie różnych bajek. Nie zdążył zrobić kroku, bo już runął na ziemię. A już po chwili poczuł, że również na rękach zaciskają się coraz mocniej liny.

 — Auuuuaaa, co wy wyprawiacie. Pożałujecie tego! — Odgrażał się.

 — Może jesteśmy najgorszymi bajkami, ale nie damy się tak źle traktować! — Powiedział jakiś rycerz i włożył strażnikowi do ust kilka zgniecionych kartek, przez co tamten nie mógł krzyczeć. Mógł za to patrzeć, jak większość bajek opuszcza ciemne archiwum.

 — Nareszcie wolność! — Krzyczeli, choć nie wszyscy uciekli. Niektóre bajki zostały, bo już tak mocno się przyzwyczaiły do ciemnego archiwum, że nie potrafiły sobie wyobrazić innego świata dla siebie. Strażnik nie podzielał ich opinii i rzecz jasna nie był zadowolony z faktu, że będzie musiał przez jakiś czas pomęczyć się w tym miejscu. Tymczasem większość bajek już znalazła się na korytarzu.

 —No i gdzie teraz? — Dopytywała się Aurelka widząc, że korytarz się rozwidla na kilka innych.

 — Nie pamiętam dokładnie, może skręcimy w prawo? — Zaproponował Kapitan Melchior.

 — No to my w lewo. I jak znajdziemy księgę, damy wam znać. — Zarządził dowódca innego oddziału bajek. I tak wszyscy się rozdzielili, na prawo, lewo i prosto przed siebie. Wtem Aurelka i jej towarzysze usłyszeli jakieś krzyki strażników:

 — Co tu się wyprawia, skąd się wzięły te bajki? Natychmiast je złapać i zniszczyć!

 — Szybko, bo nas dogonią. — Pospieszał Kapitan Melchior, czując smutek, że tamte uciekające bajki już zginęły. Wreszcie na końcu długiego korytarza nasi bohaterowie znaleźli drzwi. Trzeba było teraz jakoś dostać się do klamki. Na szczęście klucz był w zamku.

 — Zrobimy drabinkę, wskakujcie jeden na drugiego. — Zarządził kapitan Melchior. I rzecz jasna najcięższy Potwór Żarłok był na dole, podczas gdy najlżejsi Aurelka i Zegarek znajdowali się na górze.

 — Spróbuj Aurelko nacisnąć tą klamkę. — Mówił kapitan. Aurelka szarpała się z klamką, podczas gdy kapitan przekręcał klucz. Wreszcie coś drgnęło. Aurelka nacisnęła klamkę tak mocno, że wreszcie drzwi puściły, ale wszyscy przy tym spadli na ziemię. Nie było jednak czasu, by się skarżyć na ból. Wreszcie gdy weszli do środka, zorientowali się, że znajdują się w małej bibliotece. Kapitan już wskazał na kolumnę, na której stała otwarta, srebrna księga z białymi stronicami. Szybko wspięli się na tą kolumnę, choć Miś Ciamajdek miał trochę trudności. Wreszcie chwyciła go Czarownica i postawiła na postumencie. Kapitan widząc całą załogę przed sobą powiedział oficjalnym tonem:

 — Uwaga! To drzwi do naszej nowej bajki. Możecie wziąć wszystkie swoje ulubione rekwizyty ze swoich bajek, a najlepiej to, co przyda się w naszej podróży. — W tym monecie, gdy to mówił, już dało się słyszeć coraz głośniejsze krzyki strażników, którzy zmierzali do tego pokoju.

 — Za mną. — Kapitan wszedł do środka Zimnej Księgi, a za nim udała się reszta załogi, choć Miś Ciamajdek znów się potknął. Tym razem Żarłok go kopnął, a Miś od razu poleciał jak piłka i wylądował na białej pustyni, gdzie jeszcze nie zaczęła się żadna bajka od znanych słów: „Dawno, dawno temu”. Wszędzie dookoła rozciągała się biel. Kapitan od razu wyjaśnił:

 — W tej nowej bajce wszystko tworzymy od nowa. Ja zabieram swój okręt, na którym popłyniemy do Wielkiego Bajarza. Ahoj!— I po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zza białej kartki wysunął się piękny statek, który stopniowo nabierał coraz intensywniejszych kolorów. A z pokładu tego statku bohaterowie już podziwiali piękny błękit nieba i złociste słońce, odbijające się w tafli morza.

 — Ja wezmę siebie i trochę ciepłych koców i kołder. — Zadeklarowała poduszka Aurelka.

 — A w razie czego mamy jeszcze Misia jako maskotkę. — Zażartowała, ale Misiowi Ciamajdkowi to się nie spodobało.

 — Jestem rycerzem, a nie maskotką. Walczę za wszystkich. — Oświadczył z dumą i wzniósł swój połamany mieczyk w niebo.

 — I ty nazywasz siebie rycerzem? Ha, ha! — Roześmiała się czarownica Józefina.

 — Żebyś wiedziała, pokonam każdego! — I miś zaczął wymachiwać mieczem w stronę porwanego żagla, który przypominał ducha, lecz po chwili Miś się przewrócił na rozlanej wodzie.

 — No misiu czas umyć pokład. Tylko do tego się nadajesz! — Zażartowała czarownica.

 — Jesteś złą czarownicą! — Krzyknął Ciamajdek.

 — Czarownice są zawsze złe. No tak, czy nie?

 — Może warto być czasem dobrą czarownicą. — Zwróciła uwagę Aurelka.

 — Nie wypada mi być grzeczną, No może tylko na początku bajki, gdy częstuje dzieci piernikami. Potem zepsułabym sobie reputację. — Odparła Józefina i zerknęła na Grajka.

 — Ja wezmę swoją gitarę. Muzyka łagodzi obyczaje i mój ból. — Powiedział przezorny GrajekBajek.

 — A ja chętnie zaśpiewam do twojej muzyki, zyki, yki, fiki, miki. — Dodała radośnie Powtarzajka Przeszkadzajka.

 — A ja wezmę swój kocioł i miotłę. Jestem w końcu czarownicą, no tak czy nie? — Dodała Józefina.

 — A ja wskażę czas. — Powiedział spóźnialski Zegarek.

 — Przecież ty się zawsze spóźniasz. — Stwierdziła z pogardą czarownica.

 — Więc będę pokazywał spóźniony czas.

 — Jeśli nasza podróż będzie okropnie długa lub okropnie niebezpieczna, chętnie ją zjem na drugie śniadanie. – Oświadczył Potwór Żarłok.

 — Oj, to najesz się jak nigdy przedtem, bo czeka nas bardzo niebezpieczna podróż. — Uprzedził kapitan, a Miś ze strachu od razu się przytulił do poduszki.

I zaczął się rejs w nieznane. Wszyscy byli podekscytowani, bo po długim pobycie w ciemnym archiwum, czuli wreszcie, że odżyli, obudziła się w nich chęć przygody. A jednocześnie było im smutno, bo pozostałe bajki, które wtedy z nimi uciekły, zostały złapane przez strażników i prawdopodobnie zniszczone. Kapitan zapalił latarnię i przekręcił ster. Płynęli już jakiś czas, gawędzili i co chwila ktoś pytał:

 — I jak dalej płynąć?

 — Cały czas przed siebie! — Zarządzał władczym głosem kapitan.

 — Na północ, po morskim niebie! — Krzyknęła radośnie Powtarzajka.

Wesoła muzyka zagrzewała wszystkich do pracy, a po wyczerpującym dniu, koiła do snu, gdy na granatowym niebie malował się srebrny księżyc, otoczony jasnymi gwiazdami.

 — Gdy się dobrze przyjrzysz, wszystko zapisane jest w gwiazdach, cała nasza droga od jednego punktu do drugiego. W końcu przychodzi taka chwila, gdy widzimy, jak wszystkie te punkty się łączą i tworzą niezwykły obraz, a my wtedy cieszymy się z naszej bajki. – Mówił kapitan, patrząc przez wielką lunetę.

Miś Ciamajdek cały czas wymachiwał drewnianym mieczem i udawał, że z kimś walczy, ale wciąż się potykał, wywołując śmiech u pozostałych. Nagle niechcący potrącił kapitana, a ten upuścił kompas, który niestety był tak delikatny, że się popsuł. Cała załoga wydała z siebie smutne „oooooooo”.

 — Ach, coś ty narobił Misiu! — Krzyknął Kapitan.

 — Przepraszam. — Wystękał Ciamajdek

 — Na co mi twoje przeprosiny ciamajdo! Jak zwykle wszystko niszczysz. Zrozum, nie jesteś rycerzem, tylko Misiem Ciamajdą! — Krzyknął Kapitan.

 — Ale to niesprawiedliwe! Kiedyś byłem rycerzem, ale stchórzyłem podczas jednego z pojedynków i zostałem zamieniony w tchórzliwego misia! A pisarz oczywiście przerwał moją bajkę i nie mogłem się zmienić. — wyjaśnił Miś.

 — Marsz do kajuty. Masz być mi posłuszny!

 — Przezorny kapitan powinien mieć więcej kompasów. — Dodał Miś.

 — Tak, tak, nie wymądrzaj się ciamajdo. Przezorny kapitan powinien mieć załogę, na którą zawsze może liczyć, a nie bandę przypadkowych turystów, których bajki są zupełnie nieudane. — Wszyscy słysząc te słowa posmutnieli, czując, że są gorsi, niż myśleli na początku. Zdenerwowany kapitan nie mogąc zorientować się w miejscu, postanowił chociaż sprawdzić czas.

 — Niech mi ktoś powie, która godzina? — Zapytał kapitan. Wszyscy spojrzeli na Zegarek, lecz kapitan od razu się wtrącił.

 — Ty się zawsze spóźniasz, więc się nie odzywaj! — Zegarek się zmartwił i posmutniał, a jego wskazówka opadła. Kapitan jednak spojrzał ze zdziwieniem na wskazówkę.

 — Czekaj, czekaj, przecież ty nie jesteś zegarkiem.

 — Jak to nie jestem zegarkiem?

 — On jest zegarkiem. — Wszyscy powtarzali.

 — Jest, jest! — Powtarzała Powtarzajka.

 — Powtarzacie to, co mówił on i jego bajka o nim, a przecież on jest właśnie kompasem.

 — Kompasem? Jak to?! — Dziwił się Zegarek.

 — Wskazujesz drogę a nie godzinę. — Wyjaśnił Kapitan.

 — A niech to. Tyle razy wszyscy się skarżyli, że ich nie budzę na czas, że zawsze się spóźniają przeze mnie, a teraz będę pokazywał drogę. — Ucieszył się Zegarek, który od teraz był kompasem i służył kapitanowi tuż przy sterze, wołając cały czas „na północ!”

Leniwy rejs nie mógł trwać cały czas, bo przecież wy drodzy czytelnicy zanudzilibyście się i odłożyli tą bajkę na bok i znowu trafiła by do archiwum. Musiało się coś wydarzyć. Co to mogło być? Ktoś chce zgadnąć? Spokojne dotąd morze zaczęło się burzyć, a okręt wzbijał się i opadał. Jakiś ciemny kształt pojawił się pod wodą. Kapitan od razu spojrzał przez lunetę i zaniepokoił się wielce, bo oto z wody wynurzyła się wielka głowa smoka, a potem jeszcze druga głowa, a potem bardzo długa szyja, która jak gruby sznur owinęła się wokół masztu statku.

 — Hurra, ale będzie zabawa, zabawa. – Ucieszyła się Powtarzajka, ale chyba nikt nie podzielał jej radości. Potwór, smok o dwóch głowach wił się między masztami, straszył wszystkich, ział ogniem i kołysał okrętem. Wszyscy biegali tu i tam, starając się znaleźć sobie bezpieczne miejsce, tylko Potwór Żarłok Opowieści spał w najlepsze, jakby nic się nie działo dookoła.

 — Przygotować obronę! — Krzyczał kapitan i już podchodził do armat, gdy smok zdmuchnął je jakby były z papieru. Miś Ciamajdek przygotował swój złamany, drewniany miecz, jak przystało na odważnego rycerza. Lecz teraz gdy stał wobec tego wielkiego potwora, który kołysał statkiem na wszystkie strony, nie mógł w żaden sposób się ruszyć. Smok się wychylił, a miś Ciamajdek tylko pomachał mieczem i w końcu schował się za masztem, rozpłakał i przytulił się do poduszki Aurelki.

 — Kto to widział, by taki dzielny rycerz płakał do poduszki. — Drwiła czarownica Józefina.

 — Więc teraz sama spróbuj pokonać smoka. — Krzyknęła Aurelka.

 — A żebyś wiedziała. Z niejednym już potworem walczyłam! Nie to co tchórzliwe poduszki! — Pochwaliła się czarownica i uniosła się na swojej miotle. Podleciała do Smoka i zaczęła go okładać po paszczy i straszyć różnymi zaklęciami, ale rzecz jasna smok niezbyt się tym przejął, bo to tak, jakby latała przed nim mucha, którą od razu przegonił.

 — Nie jestem tchórzliwa. — Odpowiedziała Aurelka i przygotowała kołdry wraz z Misiem. W tym samym czasie czarownica podleciała do smoka tak blisko, że uderzyła go w paszczę swoją różdżką. To jednak nie zmieniło smoka w jakieś mniejsze zwierzątko. Smok za ten cios zrewanżował się czarownicy płomieniem ognia. I tak czarownica z dymiącą się sukienką spadła, ale nie na twardy pokład, tylko na grubą kołdrę, którą wcześniej rozłożyli przezorna Aurelka i Miś Ciamajdek. Powtarzajka z kolei wylała wiadro wody na czarownicę, by ugasić płomienie. Zmokła i zmęczona czarownica Józefina z trudem wzięła oddech i znów szykowała się do ataku na smoka. Tymczasem GrajekBajek próbował odstraszyć potwora dziwnymi dźwiękami, jakie wydobywał ze swojej gitary. Do tego hałasu dołączyła jeszcze Powtarzajka krzycząca na całe gardło. Dziwny dźwięk podobny do tego, jaki wydają orły, denerwował smoka tak bardzo, że zaczął jeszcze mocniej szarpać okrętem. Smok jeszcze kilka razy zionął ogniem i spalił żagle. Kapitan Melchior, który czuł odpowiedzialność za całą załogę, wyciągnął swój miecz i ruszył z krzykiem na smoka, ale wtem Miś Ciamajdek podłożył się pod nogi kapitana i Melchior upadł, przez co paszcza smoka nie sięgnęła go. Zdumiony kapitan spojrzał na odważnego Ciamajdka, który od razu się schował. Aurelka zaczęła ciągnąć za dzwonek ogłaszając alarm. I wreszcie usłyszał go śpiący od dawna Żarłok Opowieści. Otworzył oczy, ziewnął i rozejrzał się dookoła. Sytuacja nie przedstawiała się zbyt dobrze. Trzeba było jakoś zaradzić niebezpieczeństwu. Na szczęście po drzemce apetyt Żarłokowi dopisywał:

 — Ratuj nas. Smok za chwilę nas zje. — Krzyknęła Aurelka. Żarłok bez problemu wyrwał z tej bajki stronę z tą straszną przygodą i bez problemu zjadł historię ze smokiem… i ze smakiem.

 — Ale to było pyszne. Idę spać. — Powiedział znudzony Żarłok i znów się położył, podczas gdy inni członkowie załogi zmęczeni i przerażeni patrzyli zdumieni po sobie.

To było takie proste. Smok zniknął, ale niestety zostawił po sobie spory bałagan, który trzeba było posprzątać. Spalone żagle trzeba było czymś zastąpić. Aurelka przygotowała prześcieradła i razem z Kapitanem, Żarłokiem i GrajkiemBajkiem zaczęła rozwieszać je na masztach.

 — Potrzebujemy jeszcze mocnych linek. — Zarządziła Aurelka. Tu Grajek spojrzał na swoje struny i postanowił je poświęcić, bo gdy jest się w drużynie trzeba czasem poświęcić coś własnego.

 – Oto moje struny, powinny utrzymać żagle. — Zaproponował.

 — Ale nie będziesz mógł grać. I znów będzie cię wszystko bolało.

 — Już przyzwyczaiłem się do mojego bólu.

 — Och nie mów tak. Znajdziemy lekarstwo. — Powiedziała zatroskana Powtarzajka i przytuliła Grajka, który znowu się zaczerwienił.

 — Ja będę śpiewać. — Dodała Powtarzajka i zaczęła nucić jakąś wesołą melodię, po czym wzięła miotłę i zaczęła pomagać innym w sprzątaniu statku.

 — Wiesz, gdy tak śpiewasz, trochę mniej boli. — Wyznał Grajek, który miał teraz więcej sił, by sprzątać. Podczas gdy inni używali mioteł do czyszczenia, Miś Ciamajdek korzystał ze swojego gęstego futerka. Najpierw zanurzał się w kuble z mydlinami, po czym wyskakiwał z piany i znów przesuwał się po pokładzie, zbierając brud. Żarłok, jako najsilniejszy z całej drużyny ustawiał armaty i wciąż rozmyślał sobie o jakiejś smakowitej historii. Natomiast Czarownica Józefina nie chcąc się specjalnie brudzić, używała swojej miotły bardziej do latania niż do sprzątania, chcąc w ten sposób sprawdzić, w którym miejscu statek został zniszczony. To oczywiście nie spodobało się tym, którzy pracowali na dole.

 — Zamiast latać na tej głupiej miotle, mogłabyś też pomóc tu na dole. — Zauważyła Aurelka.

 – Czarownicom nie wypada czyścić pokładu. Misiu robi to najlepiej, ma gęste futerko, które zbiera każdy brud. — Roześmiała się Józefina i wylądowała na pokładzie. Miś słysząc jej złośliwe uwagi, z taką siłą wskoczył do wiadra, że spora ilość piany znalazła się na sukience Czarownicy.

 — Uważaj Miśku, bo zamienię cię w ścierkę. — Pogroziła Czarownica.

 — Przestać grozić, tylko nam pomóż. — Pouczyła ją Aurelka.

 — Uważaj, bo ty też skończysz jako… sama nie wiem. — Próbowała grozić Józefina.

 — We wszystkich bajkach czarownica polowała na dzieci a nie na poduszki. — Odparła Aurelka.

 — A ty skąd wiesz mała?

 — Jestem poduszką, wiele razy słyszałam, jak rodzice czytali dzieciom bajki o czarownicach, które zostały pokonane przez piękne wróżki.

 — Taki już los złych czarownic. Zawsze jesteśmy pokonane, więc po co mam się starać być lepszą i pomagać wam czyścić ten pokład, który i tak będzie za chwilę brudny.

 — Bo jesteś w naszej drużynie. Drużyna zawsze działa wspólnie. Jesteśmy tacy sami, jeśli walczymy o lepszą bajkę dla siebie.

 — Jesteśmy zupełnie różni, ja jestem zła, ciekawsza, a ty jesteś taka grzeczna, miła, mięciutka i nudna. — Odparła z pretensjami w głosie Józefina.

 — Ja też sporo narozrabiałam. — Przyznała Aurelka.

 — Tak, a co takiego zrobiłaś?

 — Jako poduszka miałam być posłuszna swoim właścicielom. Słuchałam ich tajemnic i snów, a potem je wyjawiałam innym, także pewnej czarownicy. Za tą zdradę Cesarzowa Wielka Poducha wyrzuciła mnie z królestwa Kocylandi i od tej chwili musiałam sama szukać swojej drogi, aż trafiłam do archiwum. — Czarownica pokiwała głową i przyznała:

 — No nieźle narozrabiałaś jak na małą poduszkę, może jeszcze będzie z ciebie niezła bajeczka. — Po czym zaczęła sprzątać swoją miotłą.

 — Poduszki dobrze znają koszmary swoich właścicieli i niejedną już czarownicę widziałam w takich snach, ale takiej jak ty nigdy nie spotkałam. — Zapewniła Aurelka, na co Józefina się uśmiechnęła.

 — A ja zawsze musiałem budzić śpiących leniuchów ze słodkich snów. — Odezwał się Zegarek.

 — Ale przecież jesteś kompasem. — Zauważyła Aurelka.

 — Tak, ale wtedy myślałem, że jestem zegarkiem i wszyscy mnie tak traktowali. Miałem budzić ludzi wcześnie. Dlatego poprosiłem zegarmistrza, żeby trochę opóźnił mój mechanizm.

 — Dlaczego?

 — Aby dać ludziom trochę więcej wolnego czasu. Czy to coś złego? Wszyscy tak zawsze się śpieszyli, a ja chciałem, by trochę odpoczęli. — Wyjaśnił Zegarek, który był teraz kompasem.

 —Kiedyś pewien pan spóźnił się przeze mnie do pracy. Był bardzo zły i wyrzucił mnie. Poczułem się niepotrzebny. Ale potem słyszałem, że dzięki temu, że ten pan się spóźnił, uniknął wypadku, który miał się wydarzyć parę minut wcześniej.

 — Więc uratowałeś komuś życie?

 — Ale sam nie uratowałem swojej bajki.

 — Więc co chciałbyś w niej zmienić?

 — Zawsze chciałem pokazywać bohaterom właściwy czas, w którym mogą osiągnąć wszystko.

 — Wszystko? — Zdziwiła się Aurelka.

 — Każdy bohater bajki ma taki moment, gdy w ostatniej chwili wszystko mu sprzyja, przybywają mu na ratunek dawni przyjaciele, on sam z biedaka staje się królem. Wszystko się wywraca do góry nogami w tej a nie innej chwili, a w tym a nie innym miejscu. Chciałbym pokazywać bohaterom to miejsce i czas.

 — Piękne marzenie. Może i nam się to poszczęści, gdy w jednej chwili zrozumiemy wszyscy nasze bajki, z których pochodzimy. — Odparła Aurelka.

Tymczasem kapitan spojrzał przez lunetę, by określił położenie okrętu.

 — Kapitanie, ile jeszcze do tej wyspy? — Zapytał Grajek.

 — Trudno powiedzieć.

 — Jak to?

 — Ta wyspa pojawi się tylko wtedy, gdy wszyscy będziemy gotowi na spotkanie z Wielkim Bajarzem.

 — Cały czas jesteśmy gotowi, czekamy z niecierpliwością. — Mówiła Powtarzajka.

 — Która to wyspa, sprawdzę na miotle! — Czarownica przerwała z radością sprzątanie i od razu wzbiła się na swojej miotle, by zobaczyć z góry, gdzie może być ta wyspa.

 — Ta wyspa Wielkiego Bajarza zawsze wygląda inaczej i zawsze jest w innym miejscu. — wyjaśnił Kapitan.

 — Czemu zawsze muszą być takie trudności? — Zapytała Aurelka.

 — Żeby było ciekawiej. — Odparł Kapitan z uśmiechem. Czarownica polatała chwilę na miotle i o mało co nie zderzyła się z lecącym ptakiem, wywinęła fikołka i w końcu wylądowała na pokładzie statku ze smutnym poczuciem, że znów musi sprzątać.

Zapadła noc. Grajek grał na ostatniej dobrej strunie, a Powtarzajka cicho śpiewała, aż w końcu zapytała:

 — A jak chciałbyś, żeby zakończyła się twoja bajka? — Grajek przerwał granie i odpowiedział.

 — Chciałbym, żeby przestało mnie boleć.

 — Ale wtedy też przestaniesz grać, a to robisz tak pięknie. — Odparła Powtarzajka i pocałowała go w policzek na dobranoc. Grajek uśmiechnął się i spojrzał rozmarzony w gwiazdy.

W tamtą stronę patrzył również Kapitan Melchior. Palił fajkę i łączył poszczególne gwiazdy w różne kształty, zastanawiając się nad swoją niedokończoną bajką. Nagle spostrzegł między oparami dymu jakąś dziwną postać, zmrużył oczy, a potem ze strachu szeroko je otworzył. Usłyszał dziwny syczący głos.

 — A gdybyś tak ich porzucił? Po co im pomagać? Nie są ci potrzebni w twojej bajce.

 — Mam zdradzić swoją załogę?! — Zapytał zdumiony kapitan.

 — Przecież to banda przypadkowych bohaterów, którym się nie udało w ich bajkach. Zostaw ich i chodź ze mną. — Z ciemności wyłoniła się prawie przeźroczysta ręka, a kapitan pobladł zupełnie:

 — Zaręczam ci, że twoja historia będzie najlepsza, a ty będziesz gwiazdą. Osiądziesz gdzieś na pięknej wyspie, gdzie niczego nie zabraknie.

 — Naprawdę? — Zapytał i spojrzał z żalem na swoją załogę. — Na w pół przeźroczysta ręka jeszcze bardziej się wydłużyła i ułożyła na ramieniu pirata.

 — Chodź ze mną kapitanie Melchiorze. Twoja bajka będzie najlepsza.

 — Dobrze, pójdę. – Wyszeptał, jakby był zaczarowany. Lecz wtedy ktoś krzyknął na cały głos:

 — Stój, nie zabieraj mego kapitana! — Oto pojawił się Miś Ciamajdek ze swoim złamanym drewniany mieczem i począł nim wymachiwać przed zjawą. Duch z chęcią przyjął wyzwanie i zaczął zwodzić i popychać Misia, lecz ten się nie dawał, budząc swoimi krzykami pozostałych towarzyszy.

 — Co się dzieje?

 — Nasz kapitan jest w opałach!

 — Ratujcie kapitana, kapitana, ana, na! — Wołała i piszczała Powtarzajka, mając nadzieję, że tak odstraszy zjawę. Ale nie bardzo jej to wychodziło. Do akcji wkroczyła Józefina wymachując swoją miotłą i wypowiadając jakieś niezrozumiałe zaklęcia, na które Duch nie reagował. W końcu Żarłok, który był już bardzo głodny, wydarł kartkę z tą przygodą i szybko zjadł. Duch zniknął. Wszyscy odetchnęli poza kapitanem. Długo nie mógł zasnąć, jego ciężka głowa spoczywała na poduszce Aurelce, która wyszeptała mu do ucha.

 — Mało brakowało, abyś wszystko stracił kapitanie.

 — Nie jestem już kapitanem. Dobry kapitan, nawet pirat powinien dbać o swoją załogę, a nie narażać jej na niebezpieczeństwo.

 — Nie możesz brać wszystkiego na siebie.

 — Zdradziłbym was za swoją bajkę.— Wyszeptał kapitan i rozpłakał się, a Aurelka otarła mu łzy.

Gdy ta okropna noc wreszcie przeszła do minionego rozdziału bajki, nastało słońce i bezchmurne niebo. Radosny kapitan stanął na mostku i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili wszyscy zebrali się na pokładzie i stanęli w równym szeregu. Kapitan trochę zawstydzony odchrząknął i powiedział wzruszony:

 — Chciałem wam podziękować za to, że mnie uratowaliście. Bez was nie poradziłbym sobie. Jak widać w mojej bajce wiele zależy także od mojej wiernej załogi. Od dzisiaj każdy tu na pokładzie ma równe prawa i wszystkie ważne decyzje będziemy podejmowali wspólnie.

 — Hurrra!

 — A teraz pora coś ugotować! — Oznajmiła radośnie Józefina.

 — O tak, głodny jestem. — Dodał Żarłok.

 — Przecież dopiero co zjadłeś Ducha.

 — A tam, duch to żaden posiłek. Wolałbym smoka, albo czarownicę.

 — Bez takich żartów! — Odparła Józefina.

Kapitan rozejrzał się i wziął szybko sieci, by złapać jakieś ryby. GrajekBajek wyjął z kieszeni ostatnią zapasową strunę, zaczepił o nią haczyk i spuścił do wody. Kilka razy szarpnął mocniej, aż wreszcie wyciągnął piękną, błękitną rybę.

 — Co za okaz, gdzie tak się nauczyłeś łowić ryby? — Zapytał zdumiony kapitan.

 — Dużo podróżowałem i poznałem różne techniki radzenia sobie. Najważniejsze to umieć wykorzystać to, co mamy pod ręką. — Wyjaśnił Grajek. Ryba o dziwo nie była zaczarowana i nie spełniała życzeń, jak to zwykle bywa w bajkach. Ta ryba trafiła prosto na patelnię, posolono ją i podsmażono. Do garnka Józefiny z którego cały czas coś parowało, wpadło parę warzyw, ziół i trochę pieczonej ryby. Całość pachniała całkiem smakowicie.

 — Zazwyczaj w tym garnku gotowałam truciznę dla moich gości. Ale teraz już nikt się mnie nie boi. — Powiedziała zawiedziona, nalewając porcje do misek, które z trudem przyniósł Miś, potykając się przy tym co chwila.

 — Czarownice jednak potrafią być grzeczne. — Ucieszyła się Aurelka.

 — Waleczne, serdeczne. —Dodała złośliwie Przeszkadzajka.

 — Co za wstyd. Moje siostry czarownice nie byłyby ze mnie dumne, że zachowuję się tak uprzejmie.

 — Ależ moja droga Józefino, któż to widział uprzejmą czarownicę? Aż chce się czytać taką bajkę. —Roześmiała się Aurelka.

Śniadanie mogło by tak upłynąć jeszcze długo w wesołej atmosferze, gdyby nie to, że dotąd błękitne niebo, stawało się coraz bardziej granatowe.

 — Oj, będzie burza. — Stwierdził zaniepokojony Melchior.

 — Skąd to wiadomo? — Dziwiła się Aurelka.

 — Jak to skąd?! Niebo jest zachmurzone. Wieje wiatr. — Odparł zdziwiony kapitan, patrząc na łopoczące żagle.

 — W mojej bajce nigdy nie było burzy. Nie znam burzy. — Wyjaśniła Aurelka.

 — To się ciesz. Bo burza potrafi być straszna, zwłaszcza na morzu. Raz w mojej bajce straciłem statek. — Przyznał kapitan.

 — I co było dalej?

 — Na szczęście dostałem się na wyspę.

 — I co, zbudował pan szałas?

 — Nie zdążyłem, bo już przypłynęli po mnie inni piraci, uratowali mnie.

 — To miło z ich strony.

 — Tak, piraci potrafią być bardzo mili. Ale musiałem im oddać moje cenne skarby, aby przeżyć. Ale i tak potem mnie wyrzucili na inną wyspę.

 — No i co było dalej? — Dopytywali się.

 — Pisarz przerwał moje przygody i tak utknąłem. Życie pirata toczy się między niepewnością, a nadzieją, między wodą, a lądem.

I oto na horyzoncie pojawił się ląd. Czy była to wyspa Wielkiego Bajarza? Trudno było stwierdzić jednoznacznie. Była to taka wyspa jak każda inna. Rosło tu pełno krzewów, palm i innych drzew, pod którymi można było się położyć i odpocząć po długim rejsie, z czego chętnie wszyscy skorzystali. Poduszka Aurelka każdemu dała poduszkę ze swojej bajki, by im wygodniej się spało. Jednak sen na tej pięknej wyspie jakoś nie nadchodził. Coś powodowało, że nie dało się tu zasnąć. Wszyscy słyszeli jakieś dziwne odgłosy, raz cichsze, potem znów głośniejsze.

— Jakby ktoś się śmiał. — Stwierdził Grajek i podłożył swoją gitarę tak jak muszlę, że ciche śmiechy odbiły się w pudle rezonansowym instrumentu. „Hi, hi, hi, hi, hi, ha, ha, he, he” — Roznosiło się wkoło. Załoga zerwała się na równe nogi. Nerwowo się rozglądali, starając się namierzyć te dziwne odgłosy.

 — Kto tutaj jest?! — Zawołał Kapitan, ale znów odpowiedziały tylko śmiechy.

 — Może to jakieś duchy? — Zauważyła czarownica Józefina.

 — Już z jednym duchem mieliśmy przyjemność. Był bardzo smaczny. — Przyznał Żarłok.

 — Duchy, muchy, słuchy, puchy, ja chcę do poduchy. — Wołała Powtarzajka i przytuliła się do Aurelki, a tuż obok niej stał drżący ze strachu Miś Ciamajdek, który już nawet nie wymachiwał swoim połamanym mieczykiem. Ale nagle on zaczął się śmiać i podskakiwać, jakby miał łaskotki.

 — Ha, ha, przestańcie! — Krzyczał roześmiany Miś.

 — Co się stało?

 — Ktoś mnie łaskocze. — Wyjaśnił Miś, z trudem powstrzymując śmiech.

 — Ale kto? Co? — Dopytywali się wszyscy. Ale w odpowiedzi Miś znów wybuchnął gromkim śmiechem. A już po chwili pozostali mogli się przekonać, jak to jest, gdy niewidzialne rączki delikatnie łaskoczą ze wszystkich stron. Wszyscy skakali albo tarzali się po ziemi, próbując jakoś odreagować te łaskotki, ale one wcale nie przechodziły.

 — Nie wytrzymam już. Nie mam już siły się śmiać. Hi, hi, hi. — Wołała Powtarzajka. Będąc na tej wyspie, czulibyście się tak, jakbyście się zanurzyli w bąbelkach. Byłoby wam lekko i przyjemnie. A jeśli wciąż nie wierzycie, że można się tak po prostu pokładać ze śmiechu, to lepiej uważajcie. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Nawet złowrogo wyglądająca czarownica Józefina śmiała się głośno, co ja mówię, nawet sam kapitan Melchior, który ze swoimi spuszczonymi wąsami wyglądał na smutnego i groźnego, teraz także z trudem powstrzymywał śmiech.

 — Ha, ha, dawno się tak nie uśmiałam. Ach tu jest wspaniale, tak wesoło, jasno, czysto, świeżo i te widoki gdybyśmy mogli tu dłużej zostać.

 — A wielki Bajarz? Spóźnimy się do niego. — Dopytywał się Zegarek, który był Kompasem i który trochę bardziej był odporny na łaskotki.

 — A po co komu ten Bajarz. Tu jest wspaniale. Tu nasze bajki mogłyby się skończyć i zacząć od nowa. — Mówiła zachwycona Powtarzajka.

 — Lepiej wracajmy na statek. Przegapimy naszą ważną chwilę. — Pouczał Zegarek, ale odpowiedziały mu tylko żarty i śmiechy.

 — Przecież ty się zawsze spóźniasz i w dodatku jesteś kompasem. Hi, hi, ha, ha. — Gdy załoga trochę się oswoiła z tymi łaskotkami, zauważyli, że gdzieś w głębi lasu iskrzy się jakieś dziwne zielone światło.

 — Co to może być. Hi, hi? — Zapytała Powtarzajka.

 — Spraaaawdźmy, ha, haaa.

 — A co jeśli to pułaaaaha, ha, ha, pułapka, ha, ha?

 — A co mamy do stracenia, ha, ha, ha?

Czując na sobie cały czas te dziwne łaskotki, na rękach, nogach, brzuchu z trudem przeszli w to miejsce, gdzie świeciło zielone światło. Tu, gdzie doszli, znajdował się okrąg z kamieni, w którego centrum stało wyschnięte drzewko. Rzucało się ono w oczy, bo było w donicy, a jego marny wygląd wyróżniał się na tle bujnej zieleni wyspy. Tu, na środku wszystkie śmiechy i łaskotki ustały. Wreszcie wszyscy mogli złapać oddech, bo śmiech w nadmiarze potrafi być naprawdę męczący.

 — Co za ulga, już nie mógłbym się więcej śmiać.

 — Co to było?

 — I co to drzewko tu robi?

 — Chyba już nie urośnie. Nic ciekawego tu nie ma. — Stwierdził Grajek.

 — Czemu by nie spróbować? — Józefina wyciągnęła butelkę i wylała wodę do donicy.

 — Pierwszy raz widzę, by czarownica troszczyła się o drzewko. — Zdziwił się kapitan.

 — Czarownice potrafią zaskakiwać, przez to bajki są ciekawsze, czyż nie? — Odparła Józefina i uśmiechnęła się do Aurelki. A jednak po kilku minutach, gdy ziemia w donicy zrobiła się wilgotna, drzewo trochę odżyło i nagle na wyschniętych gałązkach pojawiły się małe zielone pąki.

 — Widzieliście?

 — I co teraz? Założymy tu ogród botaniczny? — Zapytał Kapitan.

 — Może weźmiemy je ze sobą?

 — Ale po co?

 — To wyjątkowy krzew, mówię wam to jako czarownica, która się zna na drzewach, w których też mieszkają duchy.

 — Mam już dosyć duchów. — Wzdrygnął się Kapitan.

 — Dajmy mu szansę. — Upierała się Józefina.

 — Skoro chcesz targać to wysuszone drzewko, proszę bardzo. — Odparł Kapitan.

 — Ja pomogę nieść. —Zaproponował Żarłok.

 — Tylko nie zjedz tego drzewka. — Pouczyła Józefina, a Żarłok spojrzał na nią groźnie.

Aurelka była bardzo ciekawa, czemu Józefina chce wziąć to drzewo i zagadnęła ją o to, gdy wracali.

 — Moja kochana siostra została zmieniona w takie drzewko. Wszystko przeze mnie. Chciałam być wielką czarodziejką, a zostałam złą czarownicą. Taka jest moja bajka.

 — To straszne. — Powiedziała smutna Aurelka.

 — To nie jest przypadek. Czuję, że w tej naszej bajcie to drzewko też może nam pomóc. — Powiedziała Józefina, lecz Aurelka już nie pytała o nic więcej. Tym bardziej, że w drodze powrotnej do statku znów wszystkich zaatakowały łaskotki i śmiechy.

 — Jeśli ta wyspa nie ma jeszcze nazwy, ha, ha, to powinna się nazywać wyspą Śmieszką! — Żartował Kapitan. Wkrótce wszyscy znaleźli się na statku, a Józefina od razu zajęła się pielęgnacją drzewka, które po kilku dniach rejsu bardzo odżyło.

 — Wygląda coraz lepiej. — Przyznała Aurelka patrząc na zielone listki drzewka.

 — Gdyby jeszcze wszystkie nasze bajki tak odżyły jak to drzewko. — Rozmarzyła się czarownica.

 — Ciekawe, ile jeszcze mil nam zostało do spotkania z Wielkim Bajarzem? Jakoś nudno teraz. — Żaliła się Aurelka, której nawet nie pomagały piosenki, jakie śpiewali sobie Grajek i Powtarzajka.

 — Póki co żadnej wyspy nie widzę. — Powiedział zmęczony upałem kapitan i odłożył lunetę.

 — Rozejrzę się na górze, może zobaczę coś więcej. — Zaproponowała czarownica i przygotowała swoją miotłę. Już miała lecieć w górę, gdy usłyszała od Aurelki.

 — Może zabierzesz mnie ze sobą, chciałabym zobaczyć, jak to wszystko wygląda z góry.

 — Skoro się nie boisz, to wskakuj mała. — I już po chwili Aurelka siedziała na miotle, która wznosiła się na najwyższy poziom masztu, a potem jeszcze wyżej, skąd roztaczał jeden z najpiękniejszych widoków, bezkresne morze.

 — Wszystko widać w całości. — Zachwycała się Aurelka.

 — Pewnie tak to widzi Wielki Bajarz, on wszystko widzi z góry, dobrze wie, skąd przybyliśmy i dokąd płyniemy. Łączy wszystkie punkty i układa nową, ciekawą bajkę, gdzie każde z nas powinno znaleźć swoje miejsce. — Powiedziała czarownica.

 — Wierzysz w to Józefino?

 — Chyba powinniśmy. Właśnie wtedy, gdy czujemy, że nasze bajki się pogubiły, warto ufać komuś, kto widzi więcej, dalej, szerzej.

 — Czyli widzimy teraz tyle samo co Wielki Bajarz?

 — Ale nie rozumiemy tego tak jak on.

 — Szkoda. — Nagle Józefina zmrużyła oczy, uśmiechnęła się i szturchnęła Aurelkę.

 — Coś czuję, że to chyba ta wyspa. — Wskazała długim palcem na mały punkcik na niebieskim morzu. Aurelka się wychyliła i uśmiechnęła, czując, że są już tak blisko. Wtem przeleciał obok nich jakiś wielki, kolorowy ptak, który tak wystraszył Aurelkę, że straciła równowagę i spadła z miotły.

 — Ratunku! — Wołała, spadając. Cała załoga obejrzała się w górę. Ale już po chwili sprytna Aurelka przygotowała sobie spadochron ze swojego ubranka i zaczęła spadać wolniej, na tyle że Józefina ją dogoniła, złapała za róg i posadziła znów przed sobą na miotle, mówiąc:

 — Uważaj moja mała. To niebezpieczne widzieć tak dużo, można spaść na bardzo twardą podłogę. Tylko Wielki Bajarz jest w stanie zobaczyć całą naszą bajkę w całości.

 — I on nie spadnie?

 —Raczej nie. — Zapewniła ze śmiechem Józefina.

 — No i jak tam? — Zapytał kapitan, widząc, że w kompasie cały czas kręci się igła, jakby coś się w nim zepsuło. „Gorąco mi” – Skarżył się Zegarek-kompas.

 — Chyba coś zauważyłam. To może być Wyspa Wielkiego Bajarza. — Odparła Czarownica, na co kapitan i reszta załogi zareagowali radością i od razu wbiegli na dziób statku, by zobaczyć wyłaniającą się wyspę. Kapitan spojrzał przez lunetę. Zza drzew ukazał się wielki pałac, zbudowany z grubych tomów różnych bajek. Wyglądał on tak, jakbyście wzięli wszystkie książki, jakie tylko macie w domu i zbudowali z nich wielki zamek. Ciekawe, czy by się wam udało? Tu, na tej wyspie wszystko było możliwe, bo tu tworzyły się różne bajki.

 — Czy to tam urzęduje Wielki Bajarz, tam pisze wszystkie bajki? — Zapytała zniecierpliwiona Aurelka.

 — Podobno. — Odparł zagadkowo Kapitan, bo z Wielkim Bajarzem nigdy nic nie wiadomo.

 — Sprawdzimy? — Zapytał Grajek.

 — Sprawdzimy, dzimy, imy. — Odezwała się dźwięcznym głosikiem Powtarzajka.

 — Oczywiście, że sprawdzimy. — Zarządził kapitan.

 — Boję się. — Wyszeptał Miś.

 — Czego się znowu boisz Ciamajdo?

 — Boję się, jak się skończy moja bajka. — Odpowiedział cicho Miś.

 — Na pewno dobrze, tak jak większość bajek, a ty staniesz się odważnym Rycerzem, który wreszcie pokonał swój strach.

 — O taką bajkę mam prosić? — Zapytał Miś.

 — Prosić to nic złego. — Pocieszała Aurelka, która również czuła niepokój przed spotkaniem z Wielkim Bajarzem.

Kiedy statek dobił do brzegu, Żarłok z kapitanem i Grajkiem zrzucili ciężką kotwicę, po czym wszyscy wysiedli i się rozejrzeli. Na wyspie leżało mnóstwo kartek z różnych bajek, którymi od razu zainteresował się Żarłok i zaczął je zjadać z wielkim apetytem.

 — Nie powinieneś tego jeść. — Ostrzegała go czarownica.

 — Zajmij się lepiej swoim drzewkiem. — Odparł Żarłok. Józefina odfuknęła i postawiła donicę z drzewkiem na ziemi.

 — Niech trochę tu odpocznie moje śliczne drzewko.

 — Nigdy nie widziałem tak troskliwiej czarownicy. — Przyznał z ironią Grajek, który niegdyś wycierpiał bardzo dużo przez pewną podstępną czarownicę.

 — O rośliny trzeba dbać tak samo jak o ludzi, a wydadzą piękne owoce. — Odparła Józefina.

 — Spójrzcie, tam jest brama. — Wskazała Aurelka.

Podeszli do bramy, która przypominała księgę, a tuż obok niej stał strażnik, czekający na wyjaśnienia ze strony gości:

 — My do Wielkiego Bajarza. — Oświadczył Kapitan.

 — A w jakiej sprawie? — Zapytał strażnik.

 — Jak to w jakiej? Aby poprawić swoje bajki.

— Wielkiego Bajarza nie ma i nie wiadomo, kiedy wróci. — Uciął strażnik.

 — Jak to nie ma? — Zapytali wszyscy chórem, nie kryjąc oburzenia, bo przecież tak długo czekali na spotkanie, a tu taka przykra niespodzianka. Jedynie kapitan nie był tak zdziwiony jak inni.

 — Ale my przybyliśmy z daleka, potrzebujemy jego pomocy.

 — Przykro mi. — Wzruszył ramionami strażnik i poprawił swój hełm.

 — I co my teraz zrobimy? — Zapytała Aurelka.

 — Możecie pozwiedzać naszą wyspę. Jest tu mnóstwo ciekawych historii, które opowiadają leśne wróżki. Wystarczy siąść pod którymś z tych drzew i posłuchać ich głosu, a już się odprężycie po ciężkiej podróży. — Zmęczeni i zdenerwowani bohaterowie zaczęli się rozglądać po tej wyspie. Uwagę zwracały rozłożyste drzewa, które oprócz zielonych liści miały też kartki z różnymi bajkami. Żarłok nawet zerwał parę takich świeżych opowiastek i od razu zjadł.

 — Spójrzcie tam. — Pokazała palcem Powtarzajka. Niedaleko znajdowało się kamienne wzniesienie, gdzie stał fotel i biurko, na którym leżało pełno kartek i piór do pisania.

 — Czy tutaj pracuje Wielki Bajarz?

 — Zapewne tutaj kończy on wszystkie historie.

 — Ciekawe, jak nasze bajki się skończą? — Pytała niespokojnie Aurelka.

Czarownica Józefina wraz Żarłokiem przynieśli donicę z drzewkiem i ustawili na ziemi.

 — Po co targamy to drzewo ze sobą? — Dopytywał się Żarłok.

 — Nie zaszkodzi ci trochę ćwiczeń. — Odparła złośliwie Józefina.

 — Nie rozumiem Czarownic. — Powiedział Żarłok i podniósł z ziemi jakąś zapisaną kartkę i zjadł.

 — Nie zniosę dłużej tego czekania. Gdzie może być ten Wielki Bajarz?— Dopytywała się zniecierpliwiona Aurelka.

 — Bajarz, bajarz, arz. — Powtarzała Powtarzajka.

Nagle usłyszeli coś w ogrodzie i zdziwili się, gdy za wielkim drzewem zobaczyli chłopca w czapce z daszkiem, który był zajęty żonglowaniem kulami. Nie chcieli mu przerywać, ale on w porę ich zauważył i błyskawicznie odrzucił kolorowe kule, które się rozprysły w powietrzu jak bańki mydlane. Potem założył ciemne okulary i odezwał się radosnym głosem.

 — Witajcie! — Wszyscy popatrzyli po sobie, zastanawiając się co powiedzieć.

 — Przepraszam, czy nie wiesz, gdzie możemy znaleźć Wielkiego Bajarza? — Zapytała Aurelka. Chłopiec się uśmiechnął i oznajmił wesoło:

 — Szukacie Wielkiego Bajarza? Oto ja, we własnej osobie.

 — Jak to?

 — Nie wierzycie?

 — Dziecko, przestań się wygłupiać. My szukamy tu wielkiego króla Bajek. — Tłumaczyła czarownica.

 — Trudno, nie musicie wierzyć, lecz ja pamiętam tego oto tu kapitana, że już raz prosił mnie o zmianę swojej historii. Teraz przybywa znowu.

 — Więc to ty? — Uśmiechnął się Kapitan.

 — Zmieniam postacie, twarze, raz jestem staruszkiem, raz dzieckiem, a wszystko dlatego, że piszę różne historie o różnych bohaterach. — Wyjaśnił i założył ciemne okulary, w których się odbiły twarze gości.

 — Przyszliśmy prosić o lepsze bajki dla nas. — Oznajmiła zniecierpliwiona Aurelka.

 — Któż nie chce lepszej bajki dla siebie? Doceniam to, że tu przyszliście, trafiają tu najbardziej wytrwali i odważni bohaterowie, ale nie każdemu mogę dać lepszą historię. — Ostrzegł Bajarz.

 — Jesteś naszą ostatnią deską ratunku! — Krzyknęła Aurelka. Wielki Bajarz nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął i spojrzał na drzewko, które przyniosła Józefina. Drzewko w jednej chwili tak się rozrosło, że rozbiło donicę, a jego korzenie od razu wbiły się w ziemię. A na koniec zielone drzewo obrodziło pięknymi owocami. Na ten widok rozległo się pełen podziwu „ooooooo”.

 — Częstujcie się. —Zachęcił Bajarz, zapewniając przy tym, że owoce nie są zatrute. Czy to z ciekawości, czy z głodu wszyscy w końcu zerwali owoce i spróbowali. Po paru sekundach poczuli, że zmęczenie, pragnienie i głód ich opuszczają i że nie mają ochoty już niczego szukać. Co ciekawe, na drzewie między zielonymi listkami były także inne owoce, wyglądające jak koperty z zapieczętowanymi imionami danych bohaterów. Bajarz spojrzał na wszystkich i oznajmił.

 — Skoro już się najedliście, niech każdy teraz zerwie swoją kopertę. — Wszyscy podeszli do drzewa i zerwali posłusznie koperty, jedynie zegarek miał małe problemy, więc kapitan mu pomógł i przechował jego kopertę, z kolei Żarłok chciał zerwać więcej kopert, ale Bajarz go upomniał, że tak nie można. Kiedy już wszyscy trzymali koperty, Bajarz zaczął dalej wyjaśniać.

 — Oto wasze bajki. Lecz nie wiem, co w nich jest napisane. Być może jest tam tylko pustka kartka, a może jakaś straszna historia.

 — Jak to, przecież po to tu przybyliśmy, by dostać lepsze historie, lepsze bajki, zasłużyliśmy na to! — Krzyknęła Aurelka, która poczuła się oszukana, zupełnie jakby dostała tylko opakowanie po słodkim batoniku. Bajarz spojrzał na poduszkę i uśmiechnął się dobrotliwie.

 — Moja mała Poduszko, sama dobrze wiesz, że gdy ludzie śpią na tobie i śnią o wielu rzeczach, to nie wszystko im się spełnia.

 — Więc nie dostanę lepszej bajki? — Rozpłakała się poduszka.

— Więc co mamy zrobić z tymi kopertami? Na co to wszystko, na co?! — Oburzyła się Powtarzajka.

 — Czasem chcemy zmienić wszystko w naszej bajce, scenografie, wątki, pozostałych bohaterów, a zapominamy, że sami moglibyśmy się odrobinę zmienić.

 — To prawda. — Zgodził się Kapitan.

 — Mogę już sprawdzić, co mnie czeka w mojej bajce? — Pytała zniecierpliwiona Aurelka.

 — Nie możecie otworzyć tych kopert aż do powrotu na Wyspę Nadziei, gdzie trafiają wszystkie bajki, by jeszcze raz zostać spisane i wydane. — Powiedział bardzo poważny Bajarz, a gdy chcieli zapytać, dlaczego nie można otworzyć wcześniej, Bajarz gdzieś zniknął za wielkim drzewem.

 — Wszystko na nic. Wracajmy. — Zasmuciła się Aurelka. Józefina dotknęła drzewa, które wcześniej tu przyniosła w donicy i wyszeptała.

 — Żegnaj moje drzewko.

 — Trzeba jakoś zabezpieczyć te koperty. — Zarządził Kapitan. Koperty zamknęli w małym kuferku i schowali w jeszcze jednej skrzyni. Tak na wszelki wypadek. A wypadek miał się zdarzyć w postaci sztormu. Tak kołysało statkiem w drodze powrotnej, że skrzynka o mało co nie wypadła przez okno, jakby chciała od nich uciec i rozbiła się. Został tylko kufer.

 — Szybko trzeba go schować! — W ostatniej chwili kuferek złapał Żarłok i podał kapitanowi, lecz sam wypadł za burtę i zniknął gdzieś w szalejącym morzu. Tak oto potwór, który zawsze pożerał bajki w najlepszym momencie, teraz uratował kuferek z bajkami stając się bohaterem.

 — Żarłoku! — wołali, lecz coraz wyższe fale im odpowiadały, pośród których można było zauważyć kartki z różnych bajek.

 — Straciliśmy przyjaciela. — Płakali wszyscy, a dookoła jeszcze szalał sztorm.

 — Może lepiej sprawdźmy, co w jest tych kopertach, bo nie wiadomo, czy nie zatopi nam statku? — Proponowała Aurelka.

 — Bajarz mówił, żeby nie sprawdzać. — Pouczył Kapitan.

 — A co to w ogóle za bajarz. Jakieś dziecko, które uważa się za mądrzejszego! — Mówił Grajek.

 — Oddaj nam te koperty i sprawdźmy, co w nich jest! — Nalegała Aurelka.

 — Nie! Już raz nie posłuchałem bajarza i skończyłem w archiwum! — Powiedział twardo kapitan i pogroził mieczem.

 — Oddaj nam to! Nie mamy już nic do stracenia! — Zaczęła się przepychanka między kapitanem a pozostałymi, którzy chcieli otworzyć kufer. Lecz wtedy uderzyła w nich wielka fala i woda zmyła całą załogę z pokładu. Wreszcie statek uderzył o skały i zatonął.

I czy tak ma się skończyć ta bajka? Chcielibyście tego? Ależ nie. Sztorm minął. Wszystko ucichło. Grajek płynął z Powtarzajką i Zegarkiem na swojej gitarze, która teraz pełniła rolę małej łódki. Pozostali poszukiwacze bajek leżeli na brzegu, zbierając powoli siły i krztusząc się. A pierwszym pytaniem, które zadali sobie po przebudzeniu było pytanie o kufer.

 — Gdzie kufer!? — Krzyczeli i jakby w odpowiedzi na ich pytanie, morze wypluło ze swojej paszczy na brzeg kapitana, który wciąż ściskał mocno kufer. Wszyscy od razu podbiegli do pirata, by sprawdzić co z nim i co z kopertami, które były w kuferku. Kapitan był zupełnie nieprzytomny. Zniecierpliwiony Grajek wyciągnął zza pasa kapitana kluczyk, by otworzyć kufer. Gdy wreszcie otworzyli koperty ze swoimi bajkami, przerazili się, bo na kartach był tylko rozmazany tusz.

 — To zupełnie nieczytelne!

 — Nic tu nie ma. Więc nie wiemy, co dalej z nami?! — Krzyczeli. Wtedy dopiero kapitan się przebudził i odkaszlnął. Aurelka podbiegła do niego i zaczęła nim szarpać.

 — To wszystko przez pana! Gdyby pan pozwolił wtedy przeczytać nasze historie, wiedzielibyśmy, co dalej. Nie jest pan dobrym kapitanem! — Krzyczała Aurelka.

 — To prawda, żaden ze mnie kapitan. — Przyznał z uśmiechem Melchior.

 — Jak to? — Zdziwili się wszyscy. Oczy błysnęły kapitanowi i oświadczył tak po prostu:

 — To ja jestem Wielkim Bajarzem.

 — A tamten dzieciak z kulami?

 — Jeden z moich pomocników. Był bardzo przekonujący, czyż nie.

 — Więc czemu pan był przez te wszystkie lata w archiwum, z nami?

 — Podpatrywałem bajki, słuchałem ich narzekań, marzeń, nadziei, a potem wracałem do siebie i znów pisałem inne historie.

 — I czemu nic pan nie zrobił?!

 — Żeby zmienić swoją bajkę, trzeba być odważnym i podjąć się wyprawy. Wy tego chcieliście i dlatego wam pomogłem. Wszystkie te przygody ze smokami, duchami, wyspami były potrzebne, abyście wydobyli z siebie ukryte talenty i moce.

 — Ale z co z naszymi bajkami!? — Krzyknęła Aurelka. Kapitan Bajarz spojrzał ze smutkiem na wszystkich. Podarł koperty i rozpalił ognisko. Wszystkie te bajki poszły z dymem, lecz ogień ich ogrzał i osuszył łzy. A gdy już wszyscy się uspokoili, kapitan wyciągnął zza płaszcza piękną książkę w skórzanej oprawie zatytułowaną: „Przygody Klubu Odrzuconych Bajek”. Wszyscy popatrzyli na ten tytuł i wzruszyli się bardzo. Nie czuli już gniewu i odrzucenia, tylko radość i spokój. Aurelka zerknęła na Zegarek, który był kompasem i powiedziała:

 — Oto nasza bajka, w której niepotrzebni bohaterowie znaleźli wreszcie swoje miejsce. Uśmiechali się na okładce książeczki, aż jakieś dziecko nagle zawołało do mamy.

 — Mamo, chcę przeczytać tą bajkę!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ZA WSZELKĄ CENĘ. TO DIE FOR

NIEBIAŃSKIE ISTOTY

QUEEN. KRÓLEWSKIE DIAMENTY SĄ WIECZNE